Jeden pando, drugi pan nie do. Ale to Pando, akurat daje. Daje schronienie ptakom, ssakom, gadom, płazom i owadom, oraz 68 gatunkom roślin, tworząc samym sobą bardzo specyficzny ekosystem, którego początki naukowcy ostrożnie oceniają na około 14 tysięcy lat, czyli na koniec ostatniego wielkiego zlodowacenia naszego globu. Pando w największym uproszczeniu to po prostu las. Las topoli osikowej o powierzchni 40 hektarów - wielkość około 30 boisk piłkarskich. Znajduje się w USA - w górach Wasatch w stanie Utah, na brzegach jeziora Fish Lake i lokalnie jest nazywany Trzęsącym się Gigantem. Nie byłoby w tym lesie nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że drzewa topoli osikowej nie wyrastają bezpośrednio z gleby, a ze wspólnego dla wszystkich sąsiadujących z nimi w tej kolonii osik, systemu korzeniowego. Oznacza to, że każde z 47 tysięcy drzew tworzących kolonię jest identyczne pod względem genetycznym, a wiec są uznane przez naukowców za jeden organizm. Największy organizm na naszej planecie, którego wagę ocenia się na 6000 ton. Dla porównania największy ssak na ziemi, czyli płetwal błękitny waży 35 razy mniej - średnio 150 ton. Pojedyncze pędy topoli osikowej żyją około 100-130 lat. Kiedy jeden z nich umiera, do poziomu gruntu zaczyna docierać więcej światła i natychmiast z odrostów korzeniowych wyrastają nowe łodygi, zastępując obumarłych poprzedników. Tak było do niedawna. Pando przetrwał 14 tysięcy lat, przetrwał pożary, burze, przetrwał nawet rabunkowe wyręby w XIX wieku, ale obecnie zagraża mu inny aspekt działalności człowieka. W wyniku polowań w XX wieku całkowicie wytępiono na tym terenie drapieżniki: wilki, lwy górskie i niedźwiedzie grizzly, co doprowadziło do niekontrolowanego wzrostu populacji sarny, jelenia i łosia. Czyli tych roślinożernych, których przysmakiem i podstawowym menu są właśnie młode pędy drzew - obecnie badacze oceniają, że Pando składa się głównie ze starych drzew, tych w średnim czy młodym wieku jest niewiele, co stanowi oczywiste zagrożenie dla przetrwania całego organizmu i ekosystemu jaki dzięki niemu funkcjonuje. Na szczęście dzięki alarmom badaczy i ekologów trwają już próby zmierzenia się z problemem, grodzone są duże połacie lasu, na których zanotowano odradzanie się młodych pędów, leśnicy pracują także nad przywróceniem populacji drapieżników, co pozwoliłoby zmniejszyć w sposób istotny ilość zwierząt roślinożernych, zagrażających temu największemu na naszym globie drzewu.
O ile w USA nie pojawi się żadne ugrupowanie polityczne na miarę naszego drzewożernego rodzimego pisu, to jest bardzo duża szansa, że jednak Pando przetrwa, być może nawet na kolejne 14 tysięcy lat.
W ramach okrasy wizualnej Dagmara. Co prawda nie na brzegach Fish Lake, ale też w wodzie.
Sesja powstała na plenerze Adela Photo Pathology 2022.
Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze
Komentarze
Prześlij komentarz