Przejdź do głównej zawartości

Katexit.

Jak upierdliwy bumerang wraca sprawa ustawy antyaborcyjnej. Nie tyle samej ustawy, bo tą już mamy i jest jedną z najostrzejszych w Europie, ale jeszcze większego zaostrzenia tejże, aż do całkowitego zakazu aborcji w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Jadąc ostatnio autem i słuchając tradycyjnie na przemian pomruków mojego diesla i radia usłyszałem, że zwolennicy zakazu powołują się na słowa niejakiego Jana Pawła II, zwanego papież, który to onegdaj rzekł, że "naród który zabija swoje dzieci jest narodem bez przyszłości".
I tu chciałbym zadeklarować, iż po przeanalizowaniu za i przeciw ja się ze zwolennikami zakazu zasadniczo zgadzam. Popieram wręcz. I z całego serca życzę wszystkim chętnym jak najszybszego oficjalnego wprowadzenia tego i innych praw wynikających z religijnych przekonań, zakazów i nakazów kościelnych czy opinii tak zwanych hierarchów kościelnych. Pod jednym warunkiem. Że w końcu w tym kraju dojdzie do planowanego już od dawna Katexitu czyli odessania kościoła katolickiego od cycka ojczyzny i co za tym idzie wprowadzenia dodatkowego podatku od zadeklarowanych wiernych, żeby tenże kościół mógł się utrzymywać ze swoich owieczek, co jest zupełnie zgodne z prawem kanonicznym i ze wszech miar moim zdaniem słuszne i sprawiedliwe. Odsysanie od cyca powinno być też związane z powszechną narodową i przymusową deklaracją kto jest kato, a kto nie oraz oczywiście z wprowadzeniem dodatkowego prawa i przepisów obowiązujących tylko katolików. Byłoby też jednocześnie idealnym momentem na umieszczenie w dowodach czipu. Nie dość, że to nowoczesne rozwiązanie i zabezpieczenie to dodatkowo można by w sposób dyskretny, ale jednak sprawdzalny umieścić na takim czipie informację o deklaracji dotyczącej wiary. I już widzę oczyma wyobraźni sytuację, dajmy na to z apteki, kiedy to do okienka podchodzi kobieta i mówi:
- Poproszę paczkę prezerwatyw (albo pigułki antykoncepcyjne, albo pigułkę "dzień po").
- Proszę przyłożyć dowód do czytnika...
- Biiiip!
- Przykro mi, nie mogę pani sprzedać tych produktów.
- Ale ta pani przede mną kupiła!
- Zgadza się, kupiła bo mogła. A pani zgodnie z danymi z dowodu jest zadeklarowaną katoliczką i zgodnie z ustawą nr. X określającą stosunki między Rzeczpospolitą Polską, a Kościołem Katolickim mam ustawowy zakaz sprzedaży określonych produktów katolikom. Mogę jako zamiennik zaproponować kalendarzyk małżeński, termometr do mierzenia temperatury pochwy lub różaniec.

Proste, skuteczne i sprawiedliwe rozwiązanie. Każdy świadomy swojej słabości związanej z pokusami życia doczesnego, ale jednocześnie pragnący żyć zgodnie z naukami swojej religii miałby ułatwioną sprawę przy jednoczesnym poszanowaniu praw innych ludzi do życia zgodnie z własnym sumieniem czy przekonaniami. Skończyłyby się te nieustające awantury, przepychanki, protesty, marsze za lub przeciw, zniknąłby ten cały zewnętrzny podział społeczeństwa wypływający wciąż na powierzchnię z powodów wiary i przekonań. Przy okazji można by było w większy sposób mieć wpływ na inne mniej lub bardziej ważne problemy społeczne. Zakaz sprzedaży alkoholu powyżej 20% i wyrobów tytoniowych dla wierzących, bo nie raz już słyszałem, że to grzech. Kierowca katolik dostawałby dwa mandaty - jeden tradycyjny zasilający kasę państwa, a drugi kościelny (bo przekraczanie prędkości to grzech) zasilający dajmy na to jakiś specjalny samarytański fundusz kościelny pomagający ofiarom wypadków. Kwestią głębszej analizy byłoby natomiast to, czy w kontekście biblijnego gorejącego krzewu wierni mieliby dostęp do legalnej marihuany czy nie. W katolickiej rodzinie mąż miałby zawsze ostateczne i decydujące słowo, a do tego mógłby raz w miesiącu wymusić na żonie posłuszeństwo w sypialni i spuścić jej manto dajmy na to dwa razy na kwartał za brudną podłogę czy zbyt słoną zupę. Powstałyby też ufundowane z podatków od wiernych przedszkola, szkoły, przychodnie i szpitale gdzie mogliby się leczyć wszyscy niezaszczepieni, za to powierzeni opiece boskiej.

Takich przykładów gdzie prawa boskie mogłyby oprócz praw świeckich obowiązywać chętnych i zadeklarowanych jest naprawdę mnóstwo i nie da się chyba ich wszystkich wymienić nie pisząc książki. Współrodacy katoliccy, bracia i siostry (ale nie w wierze), trzymam za Was wszystkich naprawdę kciuki. Żeby się to wszystko w końcu Wam udało. Żebyście mogli żyć tak jak pragniecie.

I żebyście wreszcie dali spokój reszcie społeczeństwa. Bo nie każdy musi chcieć od razu oglądać świat spod czarnego parasola.

A teraz coś dla oka. Czyli cudna siostra miłosierdzia podejrzana na plenerze Misja Wschód. Dominika.












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b