Przejdź do głównej zawartości

Pepiczki.

Wczoraj mieliśmy kolejną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Czyli kolejną martyrologiczną datę w mega martyrologicznym kalendarzu naszego narodu prawie wybranego. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Żydzi zostali narodem wybranym przez przypadek, jakiś boski błąd czy też sztuczki szatana, bo tym narodem powinniśmy być na pewno my. Izraelici co prawda byli w niewoli egipskiej, po ucieczce z niej błąkali się bez GPS'a po pustyni dziesiątki lat, no a potem zły Adolf sprawił im Holocaust. Ale i nasz naród przecież niemało się wycierpiał. Dostawaliśmy nie raz lanie od sąsiadów, a i od sezonowych turystów też, że tak wspomnę Tatarów czy Turków. Co prawda i nam się zdarzało spuścić manto temu i owemu, ale jako naród wolimy raczej świętować własne klęski. Bo martyrologię mamy zapisaną w genach. Nazywamy się milion i cierpimy za miliony i już. Jesteśmy biedni, pokrzywdzeni i pomijani. Wszędzie, w czymkolwiek, gdziekolwiek. Świat dookoła taki zły, groźny, wrogi, a my tacy biedni zawsze. I tego też nas uczą od maleńkości w naszych szkołach i z takim przeświadczeniem umieramy. A prawda, jak to zazwyczaj bywa leży pośrodku.

Wpadł mi ostatnio w ręce zupełnym przypadkiem artykuł o historii Śląska Cieszyńskiego po 1918 roku. Czyli o burzliwych dziejach polsko-czeskiego Zaolzia. W owych czasach w Europie w bólach i wśród powojennej rzeczywistości odrodziło się lub narodziło wiele państw - w tym również nasze jak i naszych południowych sąsiadów. Żeby nie zanudzać i nie plagiatować autora artykułu pana Daniela Korbela w telegraficznym skrócie opiszę. Polska i Czechosłowacja roszczą pretensje do Zaolzia. Na mocy porozumienia ostateczne rozstrzygnięcie sporu odkładają na później dając sobie wzajemnie czas na okrzepnięcie swoich nowych państwa. W 1919 roku Polska tocząc wojnę z bolszewikami ogłasza jednak zaciąg do wojska na tych terenach, który to fakt Czesi uznają za złamanie porozumienia i zbrojnie zajmują Zaolzie, co zostaje rok później przez międzynarodowy arbitraż uznane za stan prawny. Czesi okazują się demokratami, Polacy mają swoje samorządy, swoich przedstawicieli w parlamencie, ba nawet Witos i Korfanty prześladowani w Polsce przez Piłsudskiego znajdują u nich azyl. Taka sytuacja trwa do 1934 roku, kiedy narasta konflikt niemiecko-czechosłowacki o Sudety. Polska szybko podpisuje z III Rzeszą pakt o nieagresji, dokonuje na mapie z Niemcami podziału Zaolzia wyznaczając nowe granice, wysyła na te tereny swoich dywersantów oraz gromadzi przy granicy Czechosłowackiej wojska przekazując na koniec rządowi w Pradze ultimatum z żądaniem oddania Ślaska Cieszyńskiego. Mimo międzynarodowej krytyki (Francuzi i Anglicy stanęli po stronie Czechosłowacji nazywając Polskę szakalem na smyczy Hitlera) Polska ostatecznie zajmuje Zaolzie i rozpoczyna swoje rządy na tych terenach. Zaczynają się prześladowania Czechów. Zamknięte zostają wszystkie ich szkoły, biblioteki, kluby, spółdzielnie, a ich majątek przejmuje polski skarb państwa. Czeskie kościoły zostają sprofanowane, niektóre zamienione na stajnie. Za głośne pozdrowienie w języku czeskim (nazdar) są wystawiane mandaty w wysokości 4zł (dowcipni Czesi szybko zaczynają się pozdrawiać zwrotem ctyri zlate). Trwają masowe represje, stosowana jest odpowiedzialność zbiorowa (wypędzanie ludności z domów i mieszkań), nieliczne manifestacje Czechów są tłumione brutalnie przez konną policję i wilczury policyjne. Napady na czeskie domy, pobicia są codziennością - polska policja nie podejmuje żadnych działań, równocześnie Czesi są masowo zwalniania z pracy, bez szans na znalezienie innej. Wszystkie te represje prowadzą do oczekiwanej emigracji Czechów z Zaolzia - mówi się o 35-40 tysiącach ludzi zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Polacy z tych ziem, którzy pod rządami czechosłowackimi sami walczyli o prawa polskiej mniejszości przerażenia skalą czystek wysyłają nawet (na próżno oczywiście) do polskiego rządu prośbę o przerwanie akcji.
W 1938 roku Polska nabierając apetytu wymusza na Czechosłowacji kolejne ustępstwa zajmując Czadcę, Orawę i Spisz (przy proteście dyplomatycznym i zbrojnym Słowaków), wspierając jednocześnie po kryjomu (wysyłanie nieumundurowanych grup wojskowych na Ruś Zakarpacką) węgierskie roszczenia do innego skrawka ziem czechosłowackich.
I tak nadchodzi rok 1939. Zdradziecka III Rzesza i ZSRR podpisują pakt o nieagresji, wytyczając na mapie nowe granice na terenach podzielonej Polski. Polska szuka na daremno pomocy we Francji i Anglii. Zdradziecka Słowacja gromadzi wojska na granicy, żeby przy okazji agresji Niemiec na Polskę odbić swoje ziemie...

Do dziś znakomita większość polskiego społeczeństwa jest dogłębnie przekonana, że największą ofiarą lat trzydziestych XX wieku w Europie była właśnie Polska. Zgnębiona, uciemiężona, pozostawiona bez pomocy, ale do końca bohaterska i niepokalana. Bo takiej "prawdy" właśnie uczą w szkołach. Żeby było jasne, nie wybielam i nie gloryfikuję nikogo. Każdy naród coś tam ma za uszami. Ale warto się kilka razy zastanowić, zanim rzuci się kamieniem.

Na zakończenie tradycyjnie coś dla oka. Sesja bardzo luźno nawiązująca do stosunków międzysąsiedzkich i paktu o nieagresji.













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b