Przejdź do głównej zawartości

Papierowy terror.

W 2003 roku Stany Zjednoczone Ameryki rozpoczęły ostateczną rozpierduchę na Bliskim Wschodzie. Z pomocą przeróżnych międzynarodowych mniejszych sojuszników oraz przydupasów. Co ciekawe tacy Niemcy wtedy po raz pierwszy w swojej historii powiedzieli: nein! I nie poszli na wojnę. Za to Polacy w imię mocno szemranej "wolności naszej i waszej" poszli z wielką ochotą. Tradycyjnie z szabelkami i ułańską fantazją. Od tamtych telewizyjnych transmisji latających tomahowków i bomb kierowanych radiowo minęło już trochę lat, a w krajach arabskich nastała nowa era. Era wiecznej wojny, chaosu i terroru o wiele bardziej krwawego niż niejedna dyktaturka z czasów kiedy USA trzymało się z daleka od tych terenów. Na glebie hojnie użyźnionej krwią, wśród ruin miast wyrosły takie twory jak Armia Muhdiego, ISIS i wiele pomniejszych. Wszystkie bez wyjątku zwane przez sprzymierzonych organizacjami terrorystycznymi, co de facto oznacza, iż patrząc w historię wszelakich konfliktów zbrojnych każdą organizację walczącą partyzancko z najeźdźcą i agresorem uznać należy za terrorystyczną. Na przestrzeni ostatnich 15 lat muzułmańscy fanatycy narodowości przeróżnej przy pomocy dynamitu i broni palnej próbowali przenieść wojnę na terytoria państw, które przyłożyły rękę do owej rozpierduchy co rusz organizując w ramach zemsty krwawe zamachy, wymierzone głównie w ludność cywilną. O dziwo w sposób ostentacyjny omijając Polskę, która wszak do dziś utrzymuje kontyngent wojskowy w Iraku. Owszem, z pewnością związane jest to z niewielką ilością przebywających u nas brodatych facetów w turbanach co utrudnia zdecydowanie zorganizowanie niepostrzeżenie porządnego zamachu. Pewnie też mędrcy brodaci uznali, że w Polsce i tak bez zamachów jest spory burdel, więc jakieś tam buum nie zrobi na nas większego wrażenia. Oraz postanowili (co jest wielce prawdopodobne) podążyć ukraińską drogą Putina i załatwić nas wojną hybrydową.

 No tak, jaka wojna hybrydowa, gdzie te zielone ludziki zastanowi się niejeden z was. Spokojnie, jak najbardziej są, zaraz zrozumiecie gdzie. Wszystko zaczęło się od Emiratów Arabskich, podobnie jak Katar czy Arabia Saudyjska podejrzewanych od lat przez CIA i FBI o skryte wspieranie światowego terroryzmu z półksiężycem w godle. Otóż to właśnie w Emiratach na początku 2017 roku ustanowiono nowe prawo, nazwane "Narodową ustawą o czytaniu". Oznacza to, że dorośli obywatele tego kraju mają obowiązek czytać minimum 20 książek rocznie, a nieletni minimum 10. Pracownicy urzędowi do tego, muszą codziennie w pracy czytać periodyki związane z ich zawodem, a każdy noworodek w wyprawce otrzyma oprócz pieluch i mleka w proszku książki pisane po arabsku i angielsku. Jeżeli jakiś przedsiębiorca zatrudniający więcej osób utworzy w zakładzie pracy bibliotekę, to może liczyć na dodatkowe ulgi podatkowe. I tak dalej, et cetera. I proszę się nie śmiać. Tu nie chodzi o to, że muzułmanie zaczytają nas na śmierć. Bo i tak jeśli chodzi o poziom światowego czytelnictwa są w rankingu kilka miejsc przed nami. Sęk (nomen omen) tkwi gdzie indziej. Emiraty bowiem nie posiadają właściwie lasów, czyli... drewna niezbędnego do produkcji papieru. No, a teraz zastanówcie się szybko, który europejski kraj wspierający gorliwie USA we wtykaniu nosa i rakiet w sprawy arabskie ostatnimi czasy rozpoczął masową wycinkę drugiego (zaraz po węglu) narodowego dobra, czyli lasów? Dewastując często nieodwracalnie przyrodę i przeznaczając pozyskany surowiec na sprzedaż? Oraz który to europejski kraj wpuścił do tychże lasów hybrydowe zielone ludziki z fuzjami i z prawem do odstrzału wszystkiego co się rusza. No, który?

Dobra, dobra, powyższa hipoteza jest oczywiście żartem. Żartem wynikającym z braku zrozumienia dla rzezi naszych lasów. Chyba, że trzeba poszukać głębiej i uznać tą decyzję za genialną i wynikającą z równie genialnej analizy i przewidywań przyszłości. Mamy już program 500+, wkrótce ruszy kolejny program Mieszkania+. Raz, że trzeba oczywiście to socjalistyczne rozdawnictwo z czegoś sfinansować, ale dwa... Dwa jest równie realne - za chwilę bowiem może rozpocząć się niespotykany od lat boom na... łóżeczka dziecięce i meble do rozdawanych za pół darmo mieszkań!

Na koniec moje osobiste rozterki. Czy czynem podkreślając swój sprzeciw wobec rzezi drzew, a będąc zapalonym miłośnikiem papierowych książek (do audiobooków i e-booków nie przekonam się już chyba) porzucić czytanie? Oraz czy w ramach tego samego protestu zaprzestać robienia zdjęć niewiastom na drewnianych łóżkach jak nie przymierzając poniższa sesja z Moniką?










Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b