Przejdź do głównej zawartości

5 lat.

Bydle ze mnie. Bydle bez uczuć. Pozbawione empatii. Zwykła ludzka świnia, choć nie wiem, czy przy tej okazji świń jakiś nie obrażam. A teraz prawa zwierząt to nie byle co. Zaraz się jakiś ekolog czy inny notoryczny morderca zieleniny wytwarzającej tak bardzo nam potrzebny do życia tlen poczuje urażony i mnie zadenuncjuje do sądu. A sądy się teraz nie patyczkują: winny obrażania świń! 360 godzin prac społecznych polegających na czyszczeniu chlewu! I nie ma to tamto. No, ale nie o świniach w sumie miało być tylko o mnie. Bo to będzie bardzo osobisty wpis. Nie dalej jak wczoraj, mknę sobie wśród pięknych okoliczności warmińsko-mazurskiej przyrody, słonko świeci. tafla jeziora Czos na poły jeszcze skuta lodem, tu i ówdzie na niej jak nie łabędzie to kaczki, kiedy w radio ruszył serwis informacyjny. Różne tam bla bla bla, w tym jedna informująca, że sąd gdzieś tam przedstawił jakiemuś facetowi zarzut nieumyślnego zabójstwa żony. Byłbym się wcale bydlęciem nie okazał, gdyby spiker na tym poprzestał, ale nie, musiał skubany na moją zgubę ten wątek rozwinąć. Otóż okazało się, że mieszkaniec takiej, a takiej miejscowości w takim, a takim powiecie awanturował się z żoną. Awanturując się postanowił żonę postraszyć. A straszył ją otwartym kanistrem z benzyną. Który to w trakcie awantury upadł na ziemię opryskując wspomnianą żonę. Z niewyjaśnionych przyczyn owa niewiasta użyła zapalniczki w sposób w jaki się jej zazwyczaj używa czyli zapaliła, ją po czym będąc ochlapaną benzyną, sama zajęła się ogniem. Awanturny małżonek, niewiele myśląc chwycił kołdrę i począł swą połowicę gasić. Niestety gasił tak mocno, że wspomnianą kołdrą ową żonę udusił. Grozi mu 5 lat pozbawienia wolności.
I teraz dochodzimy do sedna mojego zbydlęcenia. Kiedy usłyszałem tą wiadomość natychmiast sobie scenkę sytuacyjną wyobraziłem. I parsknąwszy śmiechem musiałem zjechać na pobocze, żeby wypadku jakiegoś nie spowodować. I niestety śmiałem się, aż łzy pociekły. Na swoją obronę mam tylko to, ze bardzo lubię filmy Tarantino, w których groteska jest czymś naturalnym i oczywistym.

W ramach pokuty za swoje zachowanie przedstawię dziś scenkę rodzajową z życia fotografów i modelek. Żeby się przypadkiem nikomu nie wydawało, że fotograf aktowy to po prostu wygrał los na loterii. I same tylko przyjemności go spotykają. Ile to się czasami musi człowiek z modelką naszarpać, żeby zapozowała jak należy...
Modelkę zagrała modelka Andżela, a fotografa fotograf Wojtek. Też w pięknych okolicznościach warmińsko-mazurskiej przyrody. Ale bez kanistra. Nikt podczas wykonywania zdjęć nie ucierpiał.
















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...