wtorek, 16 września 2025

"Też w ryj dać mogę dać."

 "Też w ryj dać mogę dać." 
To oczywiście tekst z kultowego filmu "Dzień świra" Marka Koterskiego, wypowiadany przez Marka Konrada wcielającego się w rolę Adasia Miauczyńskiego, 49 letniego polonistę żyjącego nudną prozą życia i zajmującego się głównie swoimi natręctwami. A jednocześnie to krótkie zdanie jest kwintesencją naszej rodzimej nadwiślańskiej męskości. No bo skoro ostatnio było o złych kobietach to dziś będzie o wspaniałych mężczyznach, symbolach maczo, niezmiennie trwających na straży tej męskości. Wiadomo, kiedyś facet nie miał wyjścia i musiał być facetem. Polował, budował, chodził na wojny, a w wolnych chwilach płodził dzieci - najlepiej płci męskiej, bo to tylko potwierdzało jego własną męskość w oczach otoczenia. Oprócz tego mężczyzna dbał o honor swój i rodziny, bywał szarmancki i rycerski wobec kobiet o ile akurat nie gwałcił ich na wojnie, ale wtedy to wiadomo są inne zasady. Takiego prawdziwego mężczyznę cechuje też jedno: nigdy nie prosi o pomoc. Czy to w kwestii odnalezienia właściwej drogi w czasie podróży, czy też w przypadku problemów ze zdrowiem - zarówno fizycznym jak i psychicznym. Mężczyzna albo jest mężczyzną albo umiera, ale nie okazuje słabości. Czemu na początku napisałem, że to nasza rodzima nadwiślańska męskość? Bo staliśmy się w pewnym momencie skansenem Europy w tej kwestii. Kiedy na tak zwanym zachodzie era mieszczaństwa, kapitalizmu i kolonializmu wypierała etos rycerski u nas w najlepsze trwał rozkwit sarmacyzmu, czyli wąsatego wojownika wymachującego i strzelającego się w pojedynkach z byle jakiego powodu i nie do końca była to też nasza narodowa wina, bowiem przez wieki byliśmy autentycznym przedmurzem chrześcijaństwa broniącego wartości cywilizowanego świata przed dzikusami ze wschodu. Ostatnim takim wielkim wzorcem sarmaty był oczywiście Józef Piłsudski, a do wybuchu II Wojny Światowej nucono radośnie jak to ładnie kiedy ułan z konia spadnie, a jak ona mi odpowie nie kocham cię to ułani wędrują strzelcy maszerują zaciągnę się, bo przecież prawdziwy mężczyzna mógł tylko kochać lub walczyć, a czasami jedno i drugie na raz. Potem nastały czasy zgniłego i zdemoralizowanego komunizmu, kiedy w Polsce jak w Seksmisji kobieta biła faceta, w Kingsajzie krasnal niedorajda wspinał się po krągłościach Figury, Poszukiwany ukrywał się w sukienkach i tylko kapitan Borewicz pozostał prawdziwym maczo, ale co z tego skoro był z Milicji, a oni bili na rozkaz i dla przyjemności. Etos dawnego sarmackiego bitnego raptusa zastąpił albo zapracowany, a więc nie mający czasu na prawdziwą męskość sowietoerectus, wyrwany często ze wsi na siłę, bojący się kobiet wykształconych i mających wymagania oraz swoje potrzeby, albo typowy robotnik po pracy z kolegami siedzący w żonobijce na ławce z piwem, bo przecież nawet jeśli żona również pracowała zawodowo to po pracy kuchnia i dzieci należały do niej, bo ostatnim wówczas bastionem męskości było niepomaganie w pracach domowych, a więc niemęskich. Gdzieś tam oczywiście na marginesie funkcjonował równolegle w małym procencie wrażliwy i romantyczny długowłosy student w okularach i cerowanym swetrze, ale powiedzmy sobie szczerze: po skończonej nauce trzeba było z powrotem wbić się w ten świat, gdzie nie było miejsca dla miękiszonów. Po upadku komunizmu i tak zwanej transformacji nastały czasy dla facetów niezwykle ciężkie. Brak pracy dla wielu, zmieniający się dynamicznie rynek zawodowy i branżowy spowodowały, że sfrustrowany i czujący się niemęsko mężczyzna przestawał być tradycyjną głową rodziny tracąc pozycję na rzecz żony czy partnerki. Oprócz wzrostu ponurych statystyk dotyczących liczby samobójstw wśród płci niepięknej wzrastała także przemoc. Zarówno ta domowa jak ta uliczna, gdzie można było w ryj dostać za to tylko, że się szło po chodniku. Lekkie i frywolne komedie w kinach zastąpiło prawdziwe męskie kino: Kroll, Demony Wojny czy wreszcie Psy, gdzie w kontrze do lekko zniewieściałego inteligenta granego przez Pazurę występował twardy, nieustraszony i ociekający męskością Linda, który się tam w tańcu nie pierdolił i jak trzeba było to zabijał nie mrugając okiem. A w szkołach królował i króluje niestety do dziś wzorzec sarmacki czyli Potop, Krzyżacy, ksiądz Robak z Gerwazym i Reduta Ordona. W ówczesnej zabawie w policję i mafię pruszkowską czy wołomińską po cichu większość społeczeństwa kibicowała tym drugim i trzecim, bo przecież piękne i szybkie fury, szybkie i piękne kobiety, pistolety, jachty, koka i zabawa. I tak nam minęło te kolorowe lata 90te. Nadeszło nowe milenium, otwarcie granic, nowe technologie, nowe możliwości. Nie ten już był największym gangsterem co biegał ze spluwą i bejsbolem, tylko ten co umiał państwo lub obywateli wydymać z kasy w białych rękawiczkach lub wiedział gdzie i za jakie polityczne sznurki pociągnąć by dojna krowa zwana kasą publiczną dała właśnie jemu.  Bohaterami przestali być Bonnie i Clyde a stał się dobrze uczesany i ubrany Wilk z Wall Street. Era internetu, łatwych pieniędzy, globalizacja, możliwość podróżowania i życia tam gdzie się chce zmiękczyła twardych polskich chłopców. Dawne szkoły sztuk walki zastąpiły szkoły tańca, dawne salony gier ze strzelankami zastąpiły The Simsy w przydomowym zaciszu, a na osiedlowych ławkach się już nie siedzi w oczekiwaniu na kogoś komu można spuścić łomot, tylko po to by podyskutować o amerykańskich filmach i sensie życia. Jeszcze tylko na stadionach, a właściwie poza nimi przetrwał coraz bardziej społecznie napiętnowany kult sarmaty, co to za pomocą pięści ustala kto jest kim, ale to już właściwie agonia niegdysiejszego wspaniałego odwiecznego męskiego świata. Ale to nie tak, że nie ma już nadziei. Bo przecież całkiem niedawno prezydentem wszystkich Polaków został gość co to lubi się potarmosić jak tygrysek albo niedźwiadek, a jak wiadomo przykład idzie z góry i być może wkrótce ponownie jak dawniej naszym narodowym sportem będzie wpierdol, a nie siatkówka czy skoki narciarskie. Bo w tradycję to my umiemy jak mało kto.

A dziś zdjęciowo przekornie zamiast umięśnionego Batyra będzie para przecudownych niewiast, które się przyjaźnię od lat i to bez przemocy. Kasia i Kinga. Uchwycone na plenerze MisiAdela 2025. Kiev88i ketmere100. 








wtorek, 9 września 2025

Owulacja na stojąco.

 Dawno, dawno temu, święty Tomasz z Akwinu, niewątpliwie natchniony Duchem Świętym, który to został na bank posłany przez samego szefa, oznajmił iż "dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów." Nie dziwota więc, że ludzie bogobojni na lata przyjęli tę prawdę objawioną i nikt z boskimi wyrokami sprzeczać się nie zamierzał, tym bardziej, że o ułomności kobiet już kilka wieków wcześniej w swych pismach prawił jeden z najznakomitszych ojców kościoła chrześcijańskiego, czyli sam święty Augustyn, głosząc: "kobieta jest istotą pośrednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie." I tak trwał sobie ten nasz świat w tym naturalnym boskim porządku, aż nadszedł XX wiek, który wszystko wywrócił do góry nogami. Emancypacja i feminizm doprowadziły do sytuacji, kiedy mężczyzna ówczesny zmierzyć się musiał nie tylko z żądaniami równouprawnienia, ale i widokiem niewiasty w spodniach, z krótką fryzurą, z papierosem w pomalowanych ustach czy wręcz w spódniczce tak krótkiej, że niejeden religijny mąż do dziś się smaży w piekle za myśli jakie go nawiedziły na widok kobiecego kolana czy uda. Potem było już tylko gorzej. Pierwsza Wojna Światowa, a po niej kolejna doprowadziły do kuriozalnej sytuacji, kiedy kobiety nie tylko zaczęły wykonywać męskie zawody, ale wręcz z bronią w ręku ramię w ramię z mężczyznami stawały przeciwko wrogom. Po zakończeniu obu globalnych konfliktów była nadzieja, że może wszystko w końcu wróci do normy czyli naturalnego od wieków porządku, ale niestety sytuacja wymknęła się spod kontroli. Kobiety uzyskawszy raz siłę, nie chciały znowu dać się zamknąć w domu i kuchni. Organizowały się i organizowały protesty, bunty i strajki, nierzadko ścierając się z siłami policyjnymi podczas manifestacji, bywało, że równocześnie płonęły opony i staniki. W takiej Polsce co prawda przyznano kobietom prawa wyborcze już w 1918 roku, ale niektóre kraje dosyć długo się przed tym broniły, w Szwajcarii to był dopiero rok 1971, a władze Lichtensteinu dojrzały do tego kroku w 1984 roku. Potem powiedzmy sobie szczerze było już tylko gorzej, bowiem już tak jest z kobietami, że jak dasz palec to wezmą całą rękę. Niewiasty siłą wdarły się w świat przemysłu, biznesu i polityki, rozpychając się coraz bardziej i potem jeszcze bezczelnie narzekając, że nie zarabiają tyle samo co mężczyźni. A i to im nie wystarczyło, bowiem postanowiły zawładnąć najbardziej męskim światem męskości, czyli naszym ego. Zaczęły głosić wszem i wobec i pisać gdzie się tylko da, że prawdziwy facet to taki co się myje codziennie, ma czyste ubrania, nie bije kobiet. Potem jakby było tego mało prawdziwy facet to miał być taki co chodzi elegancko ubrany w spodnie rurki i sandałki bez skarpet, ma modną fryzurę i obcięte paznokcie u stóp. A potem jeszcze, że taki facet to chodzi do kina na romantyczne filmy, czyta książki o miłości i nie je mięsa. Ostatnim by się wydawać gwoździem do trumny było wmówienie facetom żeńskich końcówek, na których można połamać język i szare komórki. Ministry, prezydenty, magistry, profesory i pielęgniarki. A nie, to ostatnie to jednak nie. Ale cała rzecz w tym, że jakby niezauważalnie istniejący od setek lat porządek świata męskiego w jeden tylko wiek skurczył się niczym jądra plażowicza znad Bałtyku po wejściu do wody. Panowie! Zostaliśmy zepchnięci do narożnika i jedyne co nam nie pozwala upaść na deski to resztki męskiej dumy i słupek za plecami. 

Dlatego niniejszym oficjalnie tu i teraz protestuję przeciwko nabijaniu się z polityków partii Jarosława K., za to, że nie rozróżniają okresu od owulacji. Postawa tych posłów w tych sfeminizowanych czasach to prawdziwe bohaterstwo, nasz ostatni bastion, taka nasza Reduta Ordona, nasza husaria pod Wiedniem i nasz Rudy 102 pod Studziankami i należy się im owulacja na stojąco! Pora otwarcie powiedzieć: dość! Prawdziwy mężczyzna nie musi rozróżniać tych pojęć. Co prawda prywatnie większość mężczyzn i tak wie co to kobiecy okres i do dziś pamiętają podbite oko, zupę ogórkowa na głowie czy noc spędzoną na wycieraczce pod drzwiami. Ale to żaden powód, żeby publicznie dać się upokarzać taką niemęską wiedzą. Po co przeciętnemu facetowi, nie będącemu ginekologiem ta wiedza i rozróżnianie takich pojęć jak owulacja, ondulacja czy okres? To już nie wystarczy, że wiemy co to dewaluacja, ewaluacja czy nawet ejakulacja, a zwolennicy konfederacji dodatkowo co to polucja? Czas w końcu postawić jasne granice, facet to facet i nie musi nawet wiedzieć gdzie w sklepie na której półce leżą podpaski czy tampony. Ani do czego one służą, poza oczywiście tamowaniem krwotoku z nosa po męskiej bójce (tampony są super bo dodatkowo usztywniają złamaną przegrodę). Dlatego murem za posłami. Dzieci wszystkiego co trzeba o kobiecie i mężczyźnie dowiedzą się na religii, niepotrzebna im ta cała edukacja zdrowotna, to mycie rąk przed posiłkiem czy penisa przed seksem, bo do tej pory doskonale radziliśmy sobie bez tego i jakoś się planeta kręciła. Zamiast takich fanaberii wolałbym, żeby do szkół wróciły zajęcia ZPT. Ile się tam człowiek nauczył życiowych rzeczy. Jak przybić koledze rękaw swetra do ławki, jak innego porazić prądem z alternatora czy jak ręczną, a więc cichą wiertarką zrobić otwór w drzwiach do łazienki dziewczyn. Uczmy dzieci wiedzy praktycznej, a nie feministycznej i unijno niemieckiej propagandy! 

A dziś zdjęciowo Ola jako pierwsza kobieta w raju zrywająca czereśnie z drzewa poznania ze szkółki spod Poznania. Na pierwszych zdjęciach jeszcze swobodna, potem na wszelki wypadek ją przywiązaliśmy, bo feministki czają się wszędzie ;)
pentax 645/ketmere100
Plener MisiAdela 2025. 










wtorek, 2 września 2025

Czapa.

Nigdy nie byłem takim klasycznym fanem co to szaleje ze szczęścia, kiedy uda mu się spotkać swojego idola. Po prawdzie nigdy też nie byłem takim typem, co to posiada lub czuje potrzebę posiadania idolów. I owszem mam kilka postaci na całym świecie z dziedzin przeróżnych, których dokonania czy postawy sobie nad wyraz cenię i niektórzy z nich jeszcze nawet żyją, ale nie paraliżuje mnie myśl o wspólnej z nimi kąpieli, jak śpiewał kiedyś Piotrek Klatt z Róż Europy, choć przyznajmy szczerze słowo śpiewał przy jego talencie wokalnym jest lekkim nadużyciem - ale żeby nie było lubię Róże po całości i to co robi Piotrek również. Ale po tym weekendzie jest w Polsce jedna osoba, którą chciałbym bardzo, ale to bardzo spotkać i drżę w oczekiwaniu. Podszedłbym z przyjaznym uśmiechem i przyłożył prawym lub lewym sierpowym. A kiedy już gość by leżał na glebie pomógłbym wstać, otrzepał i oznajmił, że mam nadzieję, że wybaczy mi to nieporozumienie i że zadośćuczyniłem mu już krzywdy otrzepując go z kurzu. Potem marzyłbym dniami i nocami o tym, że tego samego gościa na światłach na skrzyżowaniu z jego wypasionej fury wysadza dwóch takich co im czoło opada na pośladki i wskazując stojący na poboczu rower ogłaszają iż powinien on wystarczyć jako zadośćuczynienie. A potem chciałbym się dowiedzieć, że dom tego gościa w nocy obrobiła dość skuteczna ekipa sprzątająca, ale na odchodnym zostawili mu stówkę i pisemne oświadczenie, iż to na pokrycie strat materialnych i moralnych w zupełności wystarczy. 
To myślę byłaby prawdziwa lekcja biznesu dla dorosłego typa, który wyrywa obcemu dziecku dopiero co podpisaną czapkę z autografem tenisisty i potem się tłumaczy, że mu się dzieci pomyliły i myślał, że wyrywa swojemu. Tymczasem na filmie wyraźnie widać, że okradzione dziecko głośno krzyczy "zabrał mi, zabrał!" i dopiero wtedy biznesmen szybko acz nerwowo czapkę ukrywa w torbie swojej żony, a potem oboje palą głupa pozując do selfie. Gdyby nie film, gdyby nie internetowa nagonka gość siedziałby dziś w swoim salonie i sącząc dwudziestopięcioletniego łyskacza z kryształowej szklanki miętolił w rękach swój łup. Łup, który ostatecznie zdecydował się oddać wraz z wybielającym go oświadczeniem. A w całej tej sytuacji najwspanialej się zachował Kamil Majchrzak czyli ów tenisista, który przeprosił, że w całym tym zamieszaniu nie zauważył sytuacji i nie zareagował prawidłowo, a potem chłopca odnalazł (dzięki social mediom) i uroczyście wręczył mu drugą czapkę. 
Cóż, lata rządów pissmanów spowodowały, że tak jak kiedyś w polskim społeczeństwie istniało ciche przyzwolenie na picie alkoholu i kierowanie samochodami, tak dziś istnieje wcale już nie takie ciche przyzwolenie na sięganie po nie swoje - wystarczy powiedzieć, że się należało i już. Więc z jednej strony ironicznie można by stwierdzić, że jaki kraj tacy Bonnie i Clyde, ale z drugiej wciąż jeszcze tkwią między Bugiem a Odrą ludzie tacy jak ja, dla których to zwykłe skurwysyństwo, a nie nieporozumienie. I jak to było do przewidzenia po fali ostrej internetowej krytyki już pojawiają się głosy broniące złodzieja: że to w sumie dobry człowiek, że tylko popełnił błąd, że przecież tyle dobrego robi dla polskiego tenisa (to ostatnie to burmistrz Kalisza), że nie wyrwał tylko przejął nim dziecko wzięło czapkę w rękę (to dziennikarze z różnym gówniakowych pseudoinformacyjnych portalików), że przecież oddał więc o co chodzi. 
Mam na to tylko jedną odpowiedź: Adolf H. bardzo kochał zwierzęta i był wegetarianinem więc przestańcie pieprzyć głupoty i zamydlać ludziom oczy. Złodziej to złodziej, a nie słodki lisek chytrusek co to chodzi koło drogi nie ma ręki ani nogi. 

A skoro mowa o lisku...
Dziś sesja z liskiem i Anią Lisią. 
Poczyniona na plenerze MisiAdela 2025 aparatem pentax645, na kliszy ketmere100.
P.S.
Liska co prawda "pożyczyłem" bez wiedzy właścicieli, ale zaraz oddałem. Tyle, że bez oświadczenia. 

 





 

Neuropeptydy.

 "Do serca przytul psa, weź na kolana kota. Weź lupę - popatrz pchła! Daj spokój, pchła to też istota. Za oknem zasadź bluszcz. Niech s...