piątek, 29 września 2017

Mistrz i Małgorzata.

Kilka miesięcy temu larum się podniosło ogromne i widmo jęło krążyć nad światem. Nad światem analfabetyzmu bo larum owe dotyczyło oczywiście najnowszej reformy instytucji zwanej szumnie edukacją narodową czyli szkolnictwa. O dziwo najwięcej kontrowersji wzbudziła likwidacja gimnazjów (większość rodziców i prawie wszyscy nauczyciele byli temu przeciwni) co mnie akurat w całym tym bajzlu ucieszyło ogromnie, gdyż nie ukrywałem nigdy, że wprowadzenie tychże gimnazjów uważałem (i zdania nie zmieniam) za takie retro sentymentalne zagrywki grupki oszołomów co to nie wyrośli nigdy z krótkich gatek i mitów o wielkości Polski przedwojennej. Mając niemniej świadomość, że reforma robiona na kolanie i w pośpiechu nigdy dobrą reformą nie będzie i przyniesie więcej złego niż dobrego z pewną dozą nieśmiałości jako posiadacz dzieci w wieku przymusu edukacyjnego wsparłem protesty jak umiałem. Czyli ku uciesze dzieci mych każdego dziesiątego dnia miesiąca nie posyłałem ich na dwie pierwsze lekcje pisząc w dzienniczkach usprawiedliwienia typu: z powodu nieudolności minister oświaty proszę o usprawiedliwienie... Oczywiście będąc łże wykształciuchem zdawałem sobie sprawę, iż protest ten niczego nie zmieni, będzie jedynie pokazaniem, że jesteśmy przeciwni, nie zgadzamy się, że oto stoimy, patrzymy, czekamy, a może też i któregoś dnia ruszymy.
Po jakimś czasie larum przybrało na mocy. Po internecie krążyć zaczęły informacje, że z nowej podstawy nauczania znikają co znamienitsi nasi rodzimi, acz niewygodni ze względu na swobodę intelektualną literaci i poeci oraz, że zostają zastępowani różnymi miernotami pokroju "poetów" piejących nad wrakiem rządowego tupolewa. Że władza obecna zamiast narodu myślącego "wyhodować" sobie pragnie ćwierć inteligencję i beneficjentów programu 500 plus. Hm... pomyślałem (bo czasami myślę) pożyjemy, zobaczymy. Nie będzie to w historii polskiego szkolnictwa pierwszy przypadek, kiedy oficjalne nauczanie mocno się rozminąć będzie musiało z nauczaniem z drugiego obiegu. Wszak za moich czasów Herbert czy Różewicz nie istnieli, a mimo to broszurowe wydania ich prac krążyły z rąk do rąk. Taki Baczyński był zaledwie zaznaczony wierszem czy dwoma i to w dziale lektur nieobowiązkowych, a czytało się go jednym tchem i to nie raz, podobnie zresztą jak Bułhakowa, którego nauczyciele niechętnie uczniom wskazywali jako czytankę. I nie pierwszy to też byłby przypadek, kiedy przełknąć w szkole by trzeba było jakiegoś grafomana czy piewcę władzy obecnej co na dłuższą metę i tak się opłacało. Sam pamiętam wierszyk jakiego obowiązkowo za moich czasów uczono z okazji Dnia Zwycięstwa całą szkolną dziatwę.

Dzień zwycięstwa, maj zielony, białe kwitną bzy.
Dziadek usiadł zamyślony, wspomniał wojny dni,
jak z Radziecką Armią sławną w bój na wroga szedł.
Działo się to tak niedawno, a zda się, że wiek.
Jak miał Miszę towarzysza, co w okopach padł,
z takim Miszą można było zawojować świat!
Dzień zwycięstwa maj zielony białe pachną bzy,
Dziadek usiadł zamyślony, wspomnij z nim i Ty!

Pamiętam też, jakby to było wczoraj jak wróciłem ze szkoły dumny i postanowiłem dziadkowi mojemu zadeklamować owe dzieło. Dziadek wysłuchał, pokiwał głową i wyjaśnił, że wierszyk jest tendencyjny, bo słowem nie wspomina o agresji radzieckiej na Polskę we wrześniu 1939 roku, milczy o Katyniu i innych zbrodniach Stalina i jego czerwonoarmistów oraz, że to bardzo dobrze, że Misza w okopach padł, bo jakby nie padł to by się ruscy na pewno na Berlinie nie zatrzymali. Wtedy też zrozumiałem, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, że na wszystko trzeba patrzeć przez palce. Próbować, rozgryzać, nawet jeśli smak będzie gorzki. A nie łykać jak gęś papkę.
Z tego też powodu - mimo narastającego szumu jak w potrąconym przez konia ulu - postanowiłem poczekać na wrzesień i rozpoczęcia szkoły. I... przychodzi do mnie syn siódmoklasista ze skargą, że Zemsty Fredry się czytać nie da. Że cierpi katusze mociumpanując papkinem cześnika. Dobrze Ci tak, nie samym Harrym Potterem człowiek żyje - pomyślałem, głośno go pocieszając, że hrabia Aleksander napisał też kilka dzieł, które wkrótce z pewnością mu się wielce spodobają. Po czym z ciekawością rzuciłem okiem na listę lektur obowiązkowych i uzupełniających szukając oznak odgórnie zorganizowanego zamachu na rozwój tkanki mózgowej narodu. I... po co to było bić tak pianę? Rwać szaty rejtanem na progu szkoły? Ciskać kamienie na szaniec? Zmiany jeśli są to głównie kosmetyczne (sprawdzałem głównie klasy 4-8), inteligencja będąca solą w oku rządzącym pozostała, gdzieniegdzie dorzucono tylko niejakiego Jana Pawła II, oraz w klasach starszych Sztaudyngera i ukochanego mego Leca, co mnie zresztą okrutnie zdziwiło, gdyż panowie obaj zdecydowanie "uczą" samodzielnego myślenia.
Ze smutkiem jednak ostatecznie zauważyłem, że zniknął definitywnie Bułhakow wraz ze swoim Mistrzem i Małgorzatą. Czy to z powodu, że w Polsce i tak się za dużo pije wódki i używa dopalaczy czy z powodu rzekomego propagowania satanizmu już się nie dowiem zapewne. Pocieszeniem niech będzie fakt, że jeszcze go w księgarniach dostać można i dziecku do przeczytania dać, do czego zresztą zachęcam. A póki co poniżej sesja zdjęciowa. Mistrz i Małgorzata. Z przymrużeniem oka oczywiście, jak to u mnie bywa.











poniedziałek, 25 września 2017

"Chcesz odejść? Zabierz śmieci."

Dziś będzie nietypowo. Bo w ramach czytanki będzie nie mój tekst. A to dlatego głównie, że zgadzam się z większością tez i konkluzji w nim zawartych, więc nie widzę sensu wyważać drzwi już raz otwartych. Od siebie dodam jedynie serię zdjęć. Przedstawiających Kate, piękną kobietę, która nie raz już u mnie gościła przed obiektywem. A wybrałem ją na okrasę wizualną nie tylko z powodu jej urody, ale przede wszystkim dlatego, że została wychowana mądrze i z pewnością nie miałaby problemu z wyartykułowaniem tytułowego zdania, gdyby zaistniała taka konieczność.

https://pokolenieikea.com/2017/09/22/czy-przeszlo-by-ci-przez-gardlo-moje-dziecko-pracuje-na-kasie-w-biedronce-i-jest-szczesliwe/











czwartek, 14 września 2017

Hipokryzja.

Są na tym świecie rzeczy, które się nie śniły filozofom i tak się akurat składa, że większość z nich występuje w Polsce. Tak onegdaj rzekł jeden z moich ulubionych komików i ja się z nim całkowicie zgadzam. Dzięki temu człowiek nie chodzi z wiecznym wytrzeszczem oczu i opadem szczęki i również dzięki temu wiele jest w stanie swoim rodakom wybaczyć. Nawet hipokryzję religijną, która kiedyś mnie mocno irytowała, drażniła, a nawet wkurzała. A dziś jedynie budzi uśmiech. I to wcale nie politowania, bo uważam, że każdy sobie rzepkę skrobie. A o co chodzi? Tym razem o nowy podręcznik szkolny do nauki religii "W blasku Bożej prawdy" którego treść podobno (piszę podobno, bo mimo, iż jestem fanem powieści fantastycznych tej jeszcze nie czytałem) wywołał burzę wśród rodziców uczniów uczęszczających na lekcje religii, a niektórych wręcz zdruzgotał. W artykule poruszającym ten jakże ważki problem padają takie słowa jak dezinformacja, rasizm czy kontrowersja. Przeczytałem artykuł, przeczytałem przykłady i... uśmiechnąłem się.
Bo jakże się nie uśmiechnąć, kiedy rodzic nie ma problemu z tym iż Jezus poczęty i urodzony został przy zachowaniu przez Maryję dziewictwa, a za dezinformację uważają twierdzenie, że poczęcie dziecka ma miejsce pod sercem? Jak można nazywać Stary Testament (wraz z drugim odcinkiem czyli Nowym Testamentem) Pismem Świętym, a mieć problem z tym, że w podręczniku masturbacja (onanizm od biblijnego grzesznika Onana) uznana jest za coś gorszego od bomby atomowej? Taki homoseksualizm w czasach biblijnych był co prawda według historyków dość popularną i nie budzącą większego zdziwienia praktyką, niemniej w Biblii jest potępiany i nazywany grzesznym, więc czemu się dziwić, że autorzy podręcznika dowodzą, iż w dzisiejszych czasach nadal jest dewiacją i grzechem oraz formą sprzeciwu wobec Boga, efektem gwałtu i bywa spowodowany lękiem przed kobietami? Oprócz tego jak zwykle w tych kręgach jest demonizowana prezerwatywa (prowadzi do poważnego zapalenia prącia i czyni z łona kobiecego śmietnik), ale czym tu się bulwersować? Wszak kondom niezdjęty zbyt długo z prącia jak najbardziej może prowadzić do komplikacji, a taki, który spadnie podczas seksu faktycznie może zostać śmieciem. Z faktami trudno polemizować. Na fali modnej ostatnio w Europie, a szczególnie w katolickiej Polsce ksenofobii i islamofobii dostało się też czarnoskórym i muzułmanom wyciągającym swe niegodne ręce po białe kobiety. Bo wedle podręcznika prawie wszystkie małżeństwa mieszane z Arabami i 75% z Afroamerykanami rozpadają się dowodząc jasno, że jeśli dawać to tylko we własnym kręgu kulturowym.
Rodzice "podnieśli bunt" (cokolwiek to znaczy) i zapowiedzieli, że zgłoszą sprawę odpowiednim organom. Czyli biorąc pod uwagę, iż w Polsce jeśli chodzi o religię mamy ciekawy paradoks (nauczanie religii odbywa się w świeckich szkołach, niemniej ani samo nauczanie ani nauczyciele tego przedmiotu nie podlegają władzy dyrektora i MEN) zgłoszą sprawę... biskupowi, który zapewne zlecił napisanie owego podręcznika i/lub go opiniował. W skrócie: drodzy rodzice, możecie się cmoknąć w trąbkę. I piszę to z szerokim uśmiechem. Cierp ciało co żeś chciało.

A u mnie na zdjęciach przykład na to, że zamiast szukać we wszystkim grzechu i zła trzeba szukać dobra i tego co piękne. Tak jak Ola. Połączenie anioła z diabłem. Piękno i grzech. Tak przynajmniej podejrzewam.





Neuropeptydy.

 "Do serca przytul psa, weź na kolana kota. Weź lupę - popatrz pchła! Daj spokój, pchła to też istota. Za oknem zasadź bluszcz. Niech s...