Ależ nic podobnego. Nie mam najmniejszego zamiaru streszczać wam książki Marii Rodziewiczówny pod owym ciut enigmatycznym tytułem czyli Lato leśnych ludzi. Choć o ile pamięć mnie nie zawodzi książkę ową będąc nastolatkiem jeszcze początkującym przeczytałem z przyjemnością. Niemniej nie o owej książce być miało. Ani o polityce też nie będzie. Bo w polityce jak to podczas wakacji nudy. No może pomijając ostatnie obchody święta Wojska Polskiego. Misiu nie został generałem, a Adrian, będący najwyższym zwierzchnikiem tego burdelu jaki Antoś ujeżdża całym sobą, zauważył słusznie, że wojsko Rzeczypospolitej to nie prywatne wojsko. Poza tym nuda. Sezon ogórkowy. A właściwie grzybowy. Bo lasy przynajmniej moje sypią pieprznikiem jadalnym jak rzadko kiedy. Pieprznikiem czyli popularną kurką. Pewnie gdyby moja babcia żyła to by skwitowała, że w 1939 też takie lato było i kurek tyle w lesie. No, ale ponoć wojna z Niemcami ponoć nierychła mimo gulgotania prawicy o odszkodowaniach za okupację, wię...
Fotografia niepotrzebna.