- A bilet dla tego małego?
- Jaki bilet, przecież dzieci do 4 lat wchodzą za darmo!
- Za darmo, ale bilet mieć muszą.
- Ale po co? Przecież wnoszę go na moich rękach?
- Panie! Tu chodzi o statystykę odwiedzających! Bilet musi być! Nawet jak za darmo!
Pan chcąc nie chcąc musiał wrócić do kasy, żeby za zero złotych kupić bilet dla dziecka, które w myśl regulaminu wejście ma za darmo. W środku za to było klasycznie już, turystycznie nadmorsko. Jakieś dziecko napieprza pięściami z całej siły w szybę dobre 3 minuty, próbując leniwą rybę zmusić do reakcji. W tym czasie jego mama fotografuje telefonem rozgwiazdy. Dzieci z wycieczki (żółte chusty fantazyjnie zawiązane na głowach) nie zważając na kierunek zwiedzania rozbiegły się po Akwarium niczym karaluchy po pierwszej dawce oprysku owadobójczego, trochę starszy nieco inteligentny młodzian szepcze do mnie: suń się pan, ja tu dziewczynie o piraniach opowiadam. A przede mną osobnik jeszcze starszy z ledwo co kupionym canonem (nie zdarł jeszcze folii z wyświetlacza) i na pewno przyciemnym obiektywem przy każdym akwarium tamuje ruch próbując zrobić artystyczne zdjęcie swojego życia (moja pierwsza myśl: w google sobie kurna wpisz nazwę to Ci 100 razy lepsze foty wyskoczą). Na samym końcu obowiązkowy punkt programu czyli stragany z pamiątkami (muszelki, bąbelki, mydło i powidło) nachalnie reklamowane przez dosyć obrotne panie.
W końcu wyjście! Wielka ulga. Ale nie na długo. Tato! Tato! Chodźmy na pomost poskakać do morza. Dobrze, chodźmy, mimo, iż z pomostu skakać wedle tabliczek nie można. Ale można wszak przymknąć oczy i wziąć przykład z miejscowych nastolatków, którzy z zakazów nic sobie nie robią. I jeśli lekko też przymknąć uszy (żeby słabiej dolatywały chuje, pojeby i kurwy) to nawet godni są naśladowania. Bo w przeciwieństwie do większości swoich rówieśników spędzających wakacje z rodzicami są szczupli (zamiast frytek co krok i lodów i czekolady pitnej zagryzana w biegu bułka), biegają, zmagają się ze sobą, spychają do wody nie bojąc się, że się spocą czy pobrudzą i ewidentnie dobrze się bawią. Na szczęście moje dzieci puszczone prawie samopas (jedno oko czuwało) na ów pomost, niespecjalnie się wyróżniały. Podrapane, brudne, chude i szczęśliwe. Mimo "wczasów" z rodzicami.
p.s.
Dzięki wielkie dla Vero i Sławka ;)
p.s.2
W ramach okrasy sesja bardzo krótka, ale bardzo sportowa (sport to zdrowie!) i bardzo związana z wodą.
Dziękuję bardzo za ten tekst. Stawiam browara, bo gdzieś jakaś myśl nie uczesana brzęczała by znów tam wywczas zrobić. Huk- harmider zapachy - i najpiękniejsze rodzinne rozmowy jakie słyszałem zostały odświeżone i poczułem się jak bym był nad morzem ;) to najlepszy sportowy set.
OdpowiedzUsuńNie ma za co choć browara chętnie wypiję.
UsuńZaznaczam, że opisałem stan między weekendowy. Od piątku do niedzieli trzeba to mnożyć razy dwa. Zeszły weekend Iron Man, w ten Aerobaltica... będzie gorąco ;)