Przejdź do głównej zawartości

Szatan, szatan oł je.

Co jakiś czas zdarza się tak, że ktoś mi próbuje coś wmówić. Czasami przypadkiem, czasami świadomie. Świadkowie Jehowy odkąd poprosiłem ich, żeby pomogli przekopać ogródek już sobie odpuścili. Akwizytorzy maści wszelakiej do furtki mojej nie docierają (a może docierają, ale dzwonka brak). Listonosz nawet mi nie próbuje wmówić, że moje rachunki są moje, zwyczajnie je zostawia w zaprzyjaźnionym sklepie u pani Grażynki. Nawet mój lekarz przestał mi wmawiać, że źle się prowadzę. Bo umarł. Codziennie natomiast internety i tych internetów użytkownicy prześcigają się, żeby mi właśnie coś wmówić. Pominę oczywiście wszystkie te zaproszenia do randek, do oglądania półnagich dziewcząt z ich domowych kamer oraz pominę popularnego podobno ostatnio Błękitnego Wieloryba. Czyli pomijam wszystko co dla idiotów. Ale pomijając to wszystko co uznaję za szkodliwe i tak trafiam na "mega" ważne newsy. Jak ten umieszczany przez wielu moich znajomych. Okazuje się bowiem, że mamy przesrane. My, czyli wszyscy co się wychowywali na bajkach. Zwłaszcza tych komunistycznych. Jak na ten przykład Reksio. Ha, ha, ha... Reksio ktoś powie. Bajka o psie. Co w tym złego? Teoretycznie nic. Chyba, że ktoś akurat czyta pewien opiniotwórczy katolicki serwis internetowy, który zawsze trzyma rękę na pulsie. Wtedy Wasza kulawa świadomość może na przykład przyswoić sobie podświadomie prawdy alternatywne. Czyli takie, że Reksio to dzieło szatana. Szach mat! Czemu akurat ta bajka, a nie na przykład Batman czy Kopciuszek? Ano temu, że Reksio przyjaźni się z kotem i kogutem. Nic dziwnego myślicie? Na wsi, pies, kot i kogut nikogo nie dziwi? Ależ dziwi! Wszak pies sam w sobie to pogańskie, egipskie czczenie Anubisa, a kogut i kot to jakieś rzekomo równie złowieszcze bóstwa azjatyckie. Oprócz tego wycie Reksia w połączeniu z podnoszeniem łba (ciekawe, czy ktoś widział wyjącego psa z opuszczoną głową) jest jawnym nawiązaniem do kultu gnostyków. Oprócz satanizmu kreskówka Reksio niesie ze sobą też wiele innych zagrożeń pokazując na przykład lisa który kradnie jajka czy gang psów terroryzujących inne zwierzęta, Relatywizm moralny i cynizm jak w mordę dał, wedle autorów owego portalu.
Przyznam się, ze dwa razy przeczytałem. Zanim artykuł nie zniknął ze strony, choć jak wiadomo w sieci nic nie ginie. Dwa razy przeczytane, ale trzy podejścia zrobiłem, żeby zrozumieć. Żeby choć spróbować zrozumieć. Żeby... nosz kur/wna! Nie da się. Ale dałem z siebie wszystko i doszedłem do własnych wniosków. Chyba słusznych. Największymi wyznawcami szatana są otóż katolicy. Bo wierząc w swojego boga siłą rzeczy wierzą w szatana. Bo ci dwaj są przecież nierozłączni jak Bolek i Lolek - gdzie jeden tam drugi. I ni cholery gdzie indziej nie istnieją poza światem bajek i umysłami swoich wyznawców. Więc taka mała prośba do katolików czczących swoje niezliczone bóstwa (w sumie religia niby mono, ale mamy Boga, Jezusa, ducha świętego, Maryję i cały poczet świętych - jeden od wzdymania, drugi od poczęcia, trzeci od parcha kóz, itp - czym to się różni od wiary starożytnych Greków czy Rzymian?) Weźcie sobie w dupę wsadźcie swoje demony. Ja was nie straszę publicznie wilkołakami czy lordem Vaderem, ani ich symboli na ścianach gdzie się da nie wieszam. Prawda? Bo bajki są bajkami. Czytać je można dzieciom, ale żeby dorosłym tym truć dupę to już przesada. I sami się zastanówcie, jeżeli wasze dziecko przyjdzie i powie że ma wymyślonego w głowie przyjaciela, który mówi mu jak żyć i co robić to wpadniecie zapewne w panikę. A jesteście lepsi?

Jeżeli nie macie takich wirtualnych znajomych, którzy kierują waszym życiem to nie panikujcie. Jak upadniecie na głowę to znajdziecie. A póki co dla ukojenia duszy i rozsądku pokażę wam kobietę która ma wiele wspólnego z powyższym tematem.
Jest diabelnie piękna.




















Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.