Przejdź do głównej zawartości

Posty

"Też w ryj dać mogę dać."

 "Też w ryj dać mogę dać."  To oczywiście tekst z kultowego filmu "Dzień świra" Marka Koterskiego, wypowiadany przez Marka Konrada wcielającego się w rolę Adasia Miauczyńskiego, 49 letniego polonistę żyjącego nudną prozą życia i zajmującego się głównie swoimi natręctwami. A jednocześnie to krótkie zdanie jest kwintesencją naszej rodzimej nadwiślańskiej męskości. No bo skoro ostatnio było o złych kobietach to dziś będzie o wspaniałych mężczyznach, symbolach maczo, niezmiennie trwających na straży tej męskości. Wiadomo, kiedyś facet nie miał wyjścia i musiał być facetem. Polował, budował, chodził na wojny, a w wolnych chwilach płodził dzieci - najlepiej płci męskiej, bo to tylko potwierdzało jego własną męskość w oczach otoczenia. Oprócz tego mężczyzna dbał o honor swój i rodziny, bywał szarmancki i rycerski wobec kobiet o ile akurat nie gwałcił ich na wojnie, ale wtedy to wiadomo są inne zasady. Takiego prawdziwego mężczyznę cechuje też jedno: nigdy nie prosi o pomoc...
Najnowsze posty

Owulacja na stojąco.

 Dawno, dawno temu, święty Tomasz z Akwinu, niewątpliwie natchniony Duchem Świętym, który to został na bank posłany przez samego szefa, oznajmił iż "dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów." Nie dziwota więc, że ludzie bogobojni na lata przyjęli tę prawdę objawioną i nikt z boskimi wyrokami sprzeczać się nie zamierzał, tym bardziej, że o ułomności kobiet już kilka wieków wcześniej w swych pismach prawił jeden z najznakomitszych ojców kościoła chrześcijańskiego, czyli sam święty Augustyn, głosząc: "kobieta jest istotą pośrednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie." I tak trwał sobie ten nasz świat w tym naturalnym boskim porządku, aż nadszedł XX wiek, który wszystko wywrócił do góry nogami. Emancypacja i feminizm doprowadziły do sytuacji, kiedy mężczyzna ówczesny zmierzyć się musiał nie tylko z żądaniami równouprawnienia, ale i widokiem...

Czapa.

Nigdy nie byłem takim klasycznym fanem co to szaleje ze szczęścia, kiedy uda mu się spotkać swojego idola. Po prawdzie nigdy też nie byłem takim typem, co to posiada lub czuje potrzebę posiadania idolów. I owszem mam kilka postaci na całym świecie z dziedzin przeróżnych, których dokonania czy postawy sobie nad wyraz cenię i niektórzy z nich jeszcze nawet żyją, ale nie paraliżuje mnie myśl o wspólnej z nimi kąpieli, jak śpiewał kiedyś Piotrek Klatt z Róż Europy, choć przyznajmy szczerze słowo śpiewał przy jego talencie wokalnym jest lekkim nadużyciem - ale żeby nie było lubię Róże po całości i to co robi Piotrek również. Ale po tym weekendzie jest w Polsce jedna osoba, którą chciałbym bardzo, ale to bardzo spotkać i drżę w oczekiwaniu. Podszedłbym z przyjaznym uśmiechem i przyłożył prawym lub lewym sierpowym. A kiedy już gość by leżał na glebie pomógłbym wstać, otrzepał i oznajmił, że mam nadzieję, że wybaczy mi to nieporozumienie i że zadośćuczyniłem mu już krzywdy otrzepując go z kurz...

Ajhejtju.

 Takie mnie pytanie nurtuje od jakiegoś czasu. A nie mam specjalnie kogo spytać w realu, bo mało znam osób co to chadzają co niedzielę do kościoła. Drodzy wierzący, praktykujący, klękający: czy spotkała was taka sytuacja, że wchodzicie sobie do przybytku kościelnego i ktoś z boku mówi: ale masz paskudny ryj, jak się nie wstydzisz z domu wyjść? A twoja stara to te ciuchy to zajumała chyba z kontenera dla powodzian i to takiego co go rzeka ze 20 kilometrów przetarmosiła podczas ostatniej ulewy. Słodki borze iglasty jakie to twoje dziecko ma debilną minę, ale co się dziwić, tacy rodzice to i taką ma. I tak dalej i tak dalej. Macie tak? Spotyka to was? Pytam o to wszystko wypowiadane na głos, nie to co można się domyśleć, że sąsiad o was myśli podczas mszy, bo to jest inna bajka i należałoby to już zgłosić do UNESCO jako dziedzictwo narodowe Polaków: niewypowiedziana zazdrość i zawiść wędzone dymem kadzidła i kropione wodą święconą. A czemu pytam wierzących? Bo rzekomo wciąż jest was w...

Odlot.

 Mieliśmy do tej pory dwóch wybitnie odlotowych Polaków, którzy jak to się ładnie mówi eksplorowali kosmos. Choć zasadniczo to eksplorował tylko jeden, bo drugiego wystrzelili jak starego babola z gumy od majtek. Tym pierwszym jak każdemu nawet przedszkolakowi w tym kraju wiadomo, był Pan Twardowski, który przy pomocy koguta dostał się na księżyc, uciekając po nieudanym i szemranym interesie z niejakim diabłem. A drugim był nieżyjący już Mirosław Hermaszewski, którego ruscy wysłali w próżnię chyba tylko po to, żeby sprawdził czy da się tam z niczego upędzić bimbru. Po negatywnych wynikach jak wiadomo nigdy już z Bajkonuru żaden Polak ku gwiazdom nie wyruszył, a i sami ruscy jakby zniechęceni brakiem etanolu na orbicie okołoziemskiej lekko z tymi wyprawami zwolnili. I tak aż do niedawna mieliśmy narodowy zastój w bohaterskich astrokosmonautach, ale oto niespodziewanie drugi kochający nas nad wyraz naród czyli Amerykanie postanowili wysłać rakietą w sino-ciemną dal inżyniera Sławosza...

Potop.

 Mamy końcówkę lipca i Polskę zalewa. Jak na tę porę roku bardzo nietypowo, bo zalewa nas nie ogórkami na które powinien być sezon, a nie jest, bo pogoda jaka jest każdy widzi i ciul tam na polach rośnie, a nie ogórek. Nie zalewa nas nawet zalewa do ogórków przygotowana i niepotrzebna, bo jak już wspomniałem ogórków nie ma. Nie zalewa nas też pot. To znaczy wczoraj akurat mógł, ale już dziś nie i tak całe póki co lato, trochę przygrzeje, a potem wiosna, albo jesieni polskiej glajda. To co nas zalewa? Gówno nas zalewa. Spokojnie, nie, nie walnął znowu kolektor pod Wisłą, więc resztki ryb z królowej polskich rzek mogą pływać spokojnie. Zalewa nas gówno debilizmu, z którego przy tych temperaturach błyskawicznie wyrasta coś na kształt faszyzmu, przez nieco mało zorientowanych nazywane mylnie patriotyzmem. Czemu mylnie? Otóż spieszę wyjaśnić. Patriota to osobnik lub osobniczka która kocha swój kraj, kocha ludzi, pracuje, płaci podatki, kocha sprzątać po sobie, kocha język ojczysty i dla...