Przejdź do głównej zawartości

Posty

Ajhejtju.

 Takie mnie pytanie nurtuje od jakiegoś czasu. A nie mam specjalnie kogo spytać w realu, bo mało znam osób co to chadzają co niedzielę do kościoła. Drodzy wierzący, praktykujący, klękający: czy spotkała was taka sytuacja, że wchodzicie sobie do przybytku kościelnego i ktoś z boku mówi: ale masz paskudny ryj, jak się nie wstydzisz z domu wyjść? A twoja stara to te ciuchy to zajumała chyba z kontenera dla powodzian i to takiego co go rzeka ze 20 kilometrów przetarmosiła podczas ostatniej ulewy. Słodki borze iglasty jakie to twoje dziecko ma debilną minę, ale co się dziwić, tacy rodzice to i taką ma. I tak dalej i tak dalej. Macie tak? Spotyka to was? Pytam o to wszystko wypowiadane na głos, nie to co można się domyśleć, że sąsiad o was myśli podczas mszy, bo to jest inna bajka i należałoby to już zgłosić do UNESCO jako dziedzictwo narodowe Polaków: niewypowiedziana zazdrość i zawiść wędzone dymem kadzidła i kropione wodą święconą. A czemu pytam wierzących? Bo rzekomo wciąż jest was w...
Najnowsze posty

Odlot.

 Mieliśmy do tej pory dwóch wybitnie odlotowych Polaków, którzy jak to się ładnie mówi eksplorowali kosmos. Choć zasadniczo to eksplorował tylko jeden, bo drugiego wystrzelili jak starego babola z gumy od majtek. Tym pierwszym jak każdemu nawet przedszkolakowi w tym kraju wiadomo, był Pan Twardowski, który przy pomocy koguta dostał się na księżyc, uciekając po nieudanym i szemranym interesie z niejakim diabłem. A drugim był nieżyjący już Mirosław Hermaszewski, którego ruscy wysłali w próżnię chyba tylko po to, żeby sprawdził czy da się tam z niczego upędzić bimbru. Po negatywnych wynikach jak wiadomo nigdy już z Bajkonuru żaden Polak ku gwiazdom nie wyruszył, a i sami ruscy jakby zniechęceni brakiem etanolu na orbicie okołoziemskiej lekko z tymi wyprawami zwolnili. I tak aż do niedawna mieliśmy narodowy zastój w bohaterskich astrokosmonautach, ale oto niespodziewanie drugi kochający nas nad wyraz naród czyli Amerykanie postanowili wysłać rakietą w sino-ciemną dal inżyniera Sławosza...

Potop.

 Mamy końcówkę lipca i Polskę zalewa. Jak na tę porę roku bardzo nietypowo, bo zalewa nas nie ogórkami na które powinien być sezon, a nie jest, bo pogoda jaka jest każdy widzi i ciul tam na polach rośnie, a nie ogórek. Nie zalewa nas nawet zalewa do ogórków przygotowana i niepotrzebna, bo jak już wspomniałem ogórków nie ma. Nie zalewa nas też pot. To znaczy wczoraj akurat mógł, ale już dziś nie i tak całe póki co lato, trochę przygrzeje, a potem wiosna, albo jesieni polskiej glajda. To co nas zalewa? Gówno nas zalewa. Spokojnie, nie, nie walnął znowu kolektor pod Wisłą, więc resztki ryb z królowej polskich rzek mogą pływać spokojnie. Zalewa nas gówno debilizmu, z którego przy tych temperaturach błyskawicznie wyrasta coś na kształt faszyzmu, przez nieco mało zorientowanych nazywane mylnie patriotyzmem. Czemu mylnie? Otóż spieszę wyjaśnić. Patriota to osobnik lub osobniczka która kocha swój kraj, kocha ludzi, pracuje, płaci podatki, kocha sprzątać po sobie, kocha język ojczysty i dla...

Na zachodzie bez zmian.

 Dogorywają już definitywnie ostatnie wielkie manewry narodowe pod kryptonimem "Zapad". Manewry owe wbrew temu co głoszą złośliwi i nieprzychylni, polegające na pospolitym ruszeniu były o tyle istotne, iż miały przetestować i de facto przetestowały gotowość obywatelskich sił prawiezbrojnych do ruszenia na wschodnią granicę w przypadku inwazji zielonych ludzików nieznanego pochodzenia. Dlaczego odbyły się na zachodniej, a nie wschodniej granicy i dlaczego pod hasłami zatrzymania hord dzikich niemieckich imigrantów, ktoś mniej uważny i obeznany może zapytać. Spieszę wyjaśnić - to wszystko w celach propagandowych i dla zmylenia wrogów ojczyzny naszej wszelakich. Wiadomo, Niemca trzeba raz na jakiś postraszyć, żeby mu głupoty do głowy nie przychodziły: a to najazdem pracowników sezonowych na szparagi, a to weekendowymi turystami z Polski w Berlinie, a to wysłać im Beatę Szydło. Choć to ostatnie uważam za nieco perfidne i nie na miejscu jeśli chodzi o politykę międzynarodową. Tak ...

Alicja w norce i pozytywne wibracje.

Tytułowe pozytywne wibracje to oczywiście nic innego jak dobre samopoczucie, pozytywna energia która nas rozpiera i optymizm jaki w nas buzuje niczym ogień w kominku kiedy dorzuci się do niego kalosze. Jak twierdzi EjAj oraz C-3PR pospołu z R2-D2 pozytywne wibracje  pozwalają na lepsze życie w większej harmonii z sobą i światem.  Normalnie cud miód i malina. Co powoduje, co wyzwala owe pozytywne wibracje pozwalające osiągnąć stan prawie nirwany? Na przykład muzyka. Ta którą lubimy i sami sobie wybieramy, niekoniecznie ta której słucha kierowca autokaru wiozącego nas do Chorwacji po majteczki w kropeczki. Podobno dużo też daje obcowanie z naturą. Spacer po lesie, chwila relaksu na łące kiedy dajemy sobie pogryźć zadek przez mrówki, godzinka spędzona na pomoście nad jeziorem na nic nierobieniu. Sport też pomaga. Albowiem powiadam wam bracia i siostry, jakkolwiek by nie brzydziła was myśl o spoceniu się, to wysiłek fizyczny wyzwala w naszym organizmie endorfiny, a te są jak złoty...

Nasięźrzał.

 Za nami kolejne smętne katolickie święto z procesjami, sypaniem płatków kwiatów i rzezią młodych brzózek, którymi nie wiadomo czemu, masowo jak Polska długa i szeroka przystrajane są na kilka godzin kiczowate przydrożne ołtarzyki, urastające nagle i na chwilkę do rangi sanktuarium. Święto ustanowione przez władze kościelne w tym konkretnym terminie nie bez powodu - miało ono bowiem zastąpić jedno z ważniejszych pogańskich świąt Słowian wschodnich czyli obrzędy przesilenia wiosenno-letniego. Wybieg ten jak to zwykle u ludów Europy środkowo-wschodniej bywa, udał się połowicznie. Dziś w spadku po katolicyzmie została nazwa czyli Noc Kupały, wiązana w zawiłych wywodach z Janem Chrzcicielem i jego praktyką nurzania ludzi w rzece, a po pogańskich przodkach przetrwało wiele obrzędów i zwyczajów jak chociażby zwyczaj kąpieli w wodzie (jezioro, rzeka, staw) przed zachodem słońca i palenie ognisk aż do rana. Kąpano się wspólnie bez skrępowania i ubrania, a przez ogień skakano. Skakali młodz...

Homo niewiadomo.

Nauka o prapoczątkach człowieka ciągle jest nauką żywą w odróżnieniu od takiej łaciny, którą zwą martwą. Żywą, bo ciągle pojawiają się nowe fakty, nowe dowody i trzeba nieraz do góry nogami wywalać wcześniej postawione tezy uznawane przez autorytety za pewnik na wieki, wieków amenT. A w łacinie (nie licząc tej podwórkowej) nie pojawia się nowego nic, dlatego jest wymarła i koniec. Dziś już wiemy, że Afryka była i może największą pramatką gatunku homo, ale kilka innych pomniejszych matek pojawiło się w innych rejonach świata. Wiemy, że neandertalczyk, którego wcześniej próbowaliśmy wcisnąć na siłę w tabelkę naszych przodków poniekąd swoje geny gdzieś tam w naszym DNA podczas niezliczonych mezaliansów pozostawił, ale był gatunkiem odrębnym od homo sapiens i co już dziś też wiadomo nieco starszym jeżeli chodzi o zaistnienie na naszej planecie i jak się okazuje, wiele nasi praaaaaaprzodkowie od neandertalczyków podpatrzyli, lub też się nauczyli. Wiemy nawet jak przebiegała ewolucja człowi...