Takie mnie pytanie nurtuje od jakiegoś czasu. A nie mam specjalnie kogo spytać w realu, bo mało znam osób co to chadzają co niedzielę do kościoła. Drodzy wierzący, praktykujący, klękający: czy spotkała was taka sytuacja, że wchodzicie sobie do przybytku kościelnego i ktoś z boku mówi: ale masz paskudny ryj, jak się nie wstydzisz z domu wyjść? A twoja stara to te ciuchy to zajumała chyba z kontenera dla powodzian i to takiego co go rzeka ze 20 kilometrów przetarmosiła podczas ostatniej ulewy. Słodki borze iglasty jakie to twoje dziecko ma debilną minę, ale co się dziwić, tacy rodzice to i taką ma. I tak dalej i tak dalej. Macie tak? Spotyka to was? Pytam o to wszystko wypowiadane na głos, nie to co można się domyśleć, że sąsiad o was myśli podczas mszy, bo to jest inna bajka i należałoby to już zgłosić do UNESCO jako dziedzictwo narodowe Polaków: niewypowiedziana zazdrość i zawiść wędzone dymem kadzidła i kropione wodą święconą. A czemu pytam wierzących? Bo rzekomo wciąż jest was w...
Fotografia niepotrzebna.