Przejdź do głównej zawartości

Paź...dziernik.

Za oknem poziomo fruwają pożółkłe liście. Słoneczko tak daleko, że choć świeci to ciepła daje niewiele. Siedzę w domu i popijam gorącą kawę mając w najbliższej perspektywie sprzątanie domu po niezwykle miłej ekipie wymieniającej okna i późniejsze wylewanie fundamentów pod ogrodzenie na budowie domu, w rześkich warunkach atmosferycznych. Póki więc muszę czekać lenię się świadomie i wygrzewam niczym kot, przeglądając z nudów internet w którym znajduję same niezwykle ważne i interesujące każdego Polaka wiadomości. W Brazylii podczas buntu więźniów w krwawych porachunkach zginęło 25 osadzonych, zanim policja opanowała sytuację. W Doniecku w zamachu bombowym zginął najsłynniejszy proradziecki separatysta. W USA spalono biuro republikańskiej partii, kosmici się z nami nie kontaktują bo wymarli, a Chantelle Connelly została przyłapana toples. Hm... nie chcę wyjść na jakiegoś nieczułego gnojka, którego poza czubkiem własnego nosa nie interesuje nic, ale co mnie obchodzi bunt więźniów w Brazylii? W sumie mogli go nie tłumić i wejść posprzątać jakby został już tylko jeden osadzony. Państwo by zaoszczędziło na utrzymywaniu darmozjadów, a policjanci nie narażaliby swojego życia i zdrowia. Bliżej mi już dziś chyba do zainteresowania się tym separatystą, którego wysadzili w windzie bloku gdzie mieszkał. Szkoda tylko, że jechał sam, a nie z towarzyszami broni, zawsze to kilku zielonych ludzików byłoby mniej. Republikańska partia... czyli która to? Bo się gubię? No dobra, zajrzałem i już wiem, to ta co wystawiła clowna jako kandydata na prezydenta USA. Którego zresztą to clowna w sposób piękny opisał Robert De Niro w społecznym spocie. A że się biuro spaliło? Nie takie rzeczy płonęły w Europie... Rzym, Reichstag czy choćby most Łazienkowski.  Co do kosmitów... zdaje się, że Einstein kiedyś napisał, że najlepszym dowodem na istnienie inteligentnej cywilizacji w kosmosie jest to, że się z nami nie kontaktują więc po co na okrągło tą kwestią roztrząsać? A Chantelle? Kto to jest??? Znowu zajrzałem. I dupa. Ani tam cycków, ani nic innego interesującego i dalej nie wiem kto to. Jedynym światełkiem w tunelu dzisiejszej garści cennych zagranicznych informacji jest szopka jaką wyreżyserował Bob Dylan. Dzięki niemu Szwedzka Akademia Literatury przeżywa trudną lekcję pokory, próbując go namierzyć i wręczyć mu trochę pieniędzy wraz z dyplomem. Zamykam więc bez żalu portale informacyjne (przecież w rodzimym bagienku wydarzeń, nie będę się babrał, bo co w nim łyżką zamieszać to wypływa na wierzch albo Szydło, albo Macierewicz, albo Kaczyński... czyli nic strawnego dla normalnych ludzi) szykując się do pracy i... nagle zupełnie przypadkiem natrafiam w czeluści mego dysku na październikowe wspomnienie sprzed trzech lat. Co jak co, ale przy takim wspomnieniu jeszcze mogę posiedzieć chwilkę i ogrzać się. Patrycja i jesienne klimaty dawno temu dawno gdzieś w innym życiu.
p.s.
Tak na marginesie, nazwa miesiąca październik pochodzi od paździerzy, czyli pozostawianych na polu odpadów po lnie i konopiach. Konopiach oczywiście niemedycznych. Choć nie wiem, czy nie bliższa memu sercu jest starogermańska nazwa tego miesiąca weinmond czyli winnik.






Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...