Z góry przepraszam potencjalnych fanów (a raczej fanki) Justina, ale to nie będzie o nim. Przepraszam również fanów fantazyjnych fryzur intymnych - zasadniczo też nie będzie o tym. Dziś chciałbym przybliżyć sylwetkę bobra europejskiego. Zdziwionym potwierdzam - tak chodzi o gryzonia z dużymi siekaczami i plaskatym ogonem, prowadzącego wodno lądowy tryb życia. Onegdaj zwierzę to było dosyć powszechne i można się było o nie prawie potykać. Niestety na swoje nieszczęście okazał się jadalny i przydatny w przemyśle futrzarskim, do tego na tyle mało niebezpieczny, że poza pewną upierdliwością (najłatwiej bobra upolować nocą) stał się łatwym celem dla łowców i myśliwych. Doprowadziło to w pewnym momencie do prawie całkowitego wyginięcia owego zwierza na kontynencie europejskim. Z jego skóry robiono czapki i futra, jego ogon okazał się takim przysmakiem, że zawędrował na królewskie stoły w większości ówczesnych monarchii, zaś wydzielina bobra, którą natłuszczał swoje futro była uznawana za afrodyzjak poprawiający męskie możliwości. Na szczęście dla bobra przeminęła moda na futra, moda na jedzenie ogonów, a wynalezienie viagry uratowało nie tylko bobra jeśli chodzi o świat zwierząt. Choć uczciwie trzeba przyznać, że uparci Chińczycy ciągle wierzą w moc leczniczą medykamentów wykonanych z części ciał nierzadko będących na wyginięciu zwierząt. Swoją drogą, że tak sobie pozwolę na dygresję, gdyby tylko udało się przekonać Chińczyków, że sproszkowane jądra rosyjskich żołnierzy wzmacniają potencję to pewnie w pół roku byłoby po wojnie... Ale wracając do bobra, otóż obecnie ma się całkiem dobrze i jego populacja w Polsce i Europie odradza się dosyć szybko. Bober kojarzony wcześniej raczej z leniwymi rzekami nizin i jeziorami Warmii i Mazur obecnie urzęduje nawet w górach, ma siedliska zarówno w Beskidzkim Parku Narodowym jak i w tatrzańskim - występuje nawet w Dolinach Chochołowskiej i Kościeliskiej. Co więcej, niezależnie od miejsca gdzie się osiedla natychmiast poprawia kwestie retencyjne i poziom wód gruntowych. Dzięki rozlewiskom, bagnom i trzęsawiskom powstałym czy odrodzonym siekaczami bobrów pojawiają się nowe ekosystemy przyciągające dawno niewidziane gatunki ptaków, płazów i gadów. Spiętrzanie wody ma również dobroczynny wpływ na glebę - zapobiega jej erozji i degradacji. Niestety bober ma jedną wkurzającą cechę. W bobrzym zadku ma to co myślą o nim ludzie, zwłaszcza ci, którym zalewa pola, posesje i drogi. Do tego gryzoń ów nie jest bezmyślną maszynką do ścinania drzew, bo gdy robi się pod górkę potrafi się przystosować. Kiedy warunki wodne nie pozwalają zbudować bezpiecznego żeremia - ryje nory. W brzegach rzek, rowów, w wałach przeciwpowodziowych. Oprócz wrodzonego cwaniactwa survivalowego bober ma też doskonały słuch i to dlatego większość ludzi jeżeli widziała bobra to tylko na filmie przyrodniczym, na którym Krystyna Czubówna swym aksamitnym głosem opowiada o zwyczajach tych stworzeń. A w naturze? No cóż, pomijając fakt, że bóbr prowadzi nocny tryb życia to i tak wcześniej nas usłyszy i się ukryje pod wodą, niż my go zobaczymy. Z baraszkowania nocą wynika jeszcze jedna cecha bobra. Bardzo czuły układ nerwowy, dzięki czemu nawet w najczarniejszą noc zwierzak ten będzie wiedział gdzie w jego tamie powstała wyrwa - wyczuwa całym ciałem mocniejszy prąd wody. Niestety w zeszłym roku nad boberami zawisła czarna chmura. Zostały przez niektórych uznane za współwinne katastrofalnej powodzi na południu Polski - rzekomo swoimi działaniami przyczyniając się do skali niszczycielskiego żywiołu. Nasz rodzimy Donald, który zazwyczaj ma równo poukładane pod deklem (w odróżnieniu od pomarańczowego Donalda zza oceanu) wymamrotał nawet we Wrocławiu coś jakby groźbę, jakoby czasami trzeba wybierać miedzy miłością do zwierząt, a zdrowym rozsądkiem.
Czy bobry faktycznie są zagrożeniem dla ludzi? Jeden rabin powie, że tak, drugi, że nie. Prawda jest natomiast taka, że są na pewno upierdliwe i uciążliwe czasami. A to zaleją uprawne pola, a to woda z ich rozlewisk podmyje drogę, a to narobią dziur w wałach przeciwpowodziowych, a to ścięte drzewo zerwie linię energetyczną. Niemniej te wszystkie szkody (nie takie znów kosztowne, zazwyczaj rocznie wypłaca się około 150 tysięcy zł na odszkodowania z powodu działalności boberów) nie są wynikiem podłego bobrzego charakteru i jego wrodzonej nienawiści do człowieka, tylko są winą samego człowieka. Który coraz bardziej ogranicza bobrom przestrzeń do swobodnego wykonywania zawodu, wkraczając z całym swoim jestestwem na coraz bardziej kurczące się tereny dzikie. Człowieka który budując wały nie zabezpiecza ich siatką przed kopaczami (wały rozkopuje zarówno bóbr, jak i lis, borsuk czy dzikie króliki). Człowieka, który zbudowawszy systemy przeciwpowodziowe nie dba potem o nie, nie konserwuje, nie naprawia, a kiedy dochodzi do tragedii wszędzie tylko nie w sobie szuka winnych. Po zeszłorocznej powodzi w mediach zawrzało. Przyrodnicy rzeczowo wskazywali na bezsens zarzutów - bobrze budowle nie tylko służą retencji wody i jej zatrzymywaniu na terenach niezurbanizowanych jeszcze, ale również na niewielką skalę wyhamowują niszczycielski żywioł - oczywiście tego który spustoszył choćby Dolinę Kłodzką nie było w stanie zatrzymać nic. Po drugiej stronie zaś gardłowali ci co wierzą we wszystko - w chemtrails, zabójcze fale 5G i w to, że Jezus nie był Żydem. No i oczywiście myśliwi, których aż zaswędziały pukawki na myśl o kolejnej oficjalnej krucjacie, takiej jak ta kiedy w pół roku zmasakrowali populację dzika w Polsce. Krucjacie dzięki której z kieszeni podatnika koła łowieckie wyssały 600 milionów, a która kompletnie nic nie dała poza hektolitrami przelanej bez sensu dziczej krwi. Nie zlikwidowano zagrożenia ASF, nie zapobieżono jego rozprzestrzenieniu się.
Miejmy nadzieję, że decydenci w naszym kraju nie ulegną kolejnej histerii i namowom lobby myśliwskiego. A bobry w spokoju pod rozsądnym nadzorem będą mogły zająć się tym co potrafią najlepiej czyli retencją wód powierzchniowych i powiększaniem dzięki temu bioróżnorodności w przyrodzie, bowiem efekty zmian klimatycznych i długotrwałych susz to nie jest nasz odległa przyszłość tylko niestety codzienność.
Dziś zdjęciowo po raz kolejny u mnie Sonia. Gdyby ktoś pytał to nie wiem czy lubi bobry (bez skojarzeń proszę). Ale wiem, że lubi królisie. Czyli może nie gryzonie, ale za to też zwierzaki z dużymi siekaczami ;) Sonia została uchwycona na plenerze Misja Wschód.
Kiev88 oraz stary radziecki film Swema64 z datą przydatności do 1983 roku.
Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...
Komentarze
Prześlij komentarz