Przejdź do głównej zawartości

Fungi.

 My Polacy uwielbiamy grzyby. Do tej pory myślałem, że chodzi o ich smak, aromat, lub co też wielce prawdopodobne, że można je zebrać właściwie za darmo, czyli jest to taka mega promocja jak w dyskoncie. A nawet lepsza bo w dyskoncie zawsze oszukują. Okazuje się, że jednak szedłem złym tropem. Polacy kochają grzyby ze względów martyrologicznych. Bowiem kochamy wspominać wszystkich naszych przodków, którzy polegli przy różnych okazjach - zazwyczaj kompletnie niepotrzebnie i czujemy do nich głęboki sentyment oraz atencję. Bardzo podobnie jest z grzybami z którymi jak się okazuje mieliśmy wspólnego przodka. Co prawda tenże przodek przypominał bardziej gluta na chodniku, bo był tworem amebowatym, ale jak to mówią trudno, rodziny się sobie nie wybiera.
Naukowcom na całym świecie grzyby od dawien dawna nie pasowały do świata roślinnego. Do zwierzęcego też jakby nie, ale ostatecznie ostatnie badania, odkrycia i fakty dowiodły, że grzyby są jednak częścią fauny, podobnie jak człowiek z którym jak już wspominałem mają wspólnego przodka. Z ludźmi grzyby mają zresztą więcej wspólnego, niż ten wzajemny antenat o charakterze pełzaka heterotroficznego czyli cudzożywnego. Potrafią bowiem one poruszać się, uprawiać seks, walczyć, a czasami jak to bywa w naszym kraju nad Wisłą nawet porozumiewać się, jeśli zajdzie taka nagła obustronna potrzeba między nimi. Zazwyczaj przeciętnemu zjadaczowi chleba... pardon grzyba, tenże kojarzy się klasycznie: korzeń, trzonek, kapelusz. I poniekąd słusznie. Ale istnieją grzyby o zupełnie innym kształcie, z nibynóżkami czy wiciami, dzięki którym poruszają się sprawnie w toni wodnej (są grzyby żyjące w słonej wodzie), lub też w ciele swojego żywiciela. Są grzyby wielkości dojrzałego prawdziwka, są i takie mikroskopijne - np. żyjące w kieszonkach policzkowych mrówek rudnic. Żeby nie było grzyby przemieszczają się również pod ziemią... grzybnia amerykańskiej opieńki ciemnej w stanie Oregon, przez około 8-9 tysięcy lat opanowała 856,5 ha lasu, zyskując tym samym miano największego organizmu na ziemi. Grzyby porozumiewają się między sobą za pomocą chemii wysyłanej w formie lotnej w przestrzeń - stąd zapewne nieco już przestarzałe określenie "poczuć chemię" - określające dwoje ludzi, którzy zapałali do siebie nagłym uczuciem. I żeby nie było czują tą chemię zazwyczaj w tym samym celu co homo sapiens czyli miłosno rozrodczym. Co ciekawe u grzybów rozróżnia się cztery płcie, ale kiedy jakiś osobnik trafi na niezwykle bogate w składniki odżywcze środowisko to potrafi olać sobie te inne płcie i rozmnożyć się samoistnie, żeby przedłużyć gatunek. Na szczęście jak patrzę na niektórych naszych polityków ludzie tak się rozmnażać nie potrafią. Grzyby są także bardzo wojownicze. Oczywiście żaden muchomor borowikowi nie da z plaskacza w ryj bez powodu jak to bywa u ludzi. Grzyby wojują raczej nie ze sobą, a z zagrożeniami jakie niesie świat w którym żyją. Już na wczesnym etapie ewolucji, kiedy praprzodek człowieka wybrał jako osłonę swojego jestestwa błonę komórkową, grzyby wybrały ściany komórkowe, które co prawda w pewnym stopniu ograniczyły ich poruszanie się i dietę, za to dały twardszą osłonę przed wirusami i bakteriami. Oprócz tego grzyby stosują broń biologiczną. Jak chociażby penicylinę, z której przy okazji skorzystał ich kuzyn czyli my. Mają również całą gamę toksyn w zanadrzu - od śmiercionośnej broni sromotnika po odloty na haju łysiczki. Co ciekawe trucizna zawarta w sromotniku jest śmiertelna dla ludzi, ale w ogóle nie szkodzi ślimakom, które zjadając muchomora roznoszą potem jego zarodniki po lesie.
Grzyby i ludzie posiadają jeszcze jedną ważną cechę, która bezapelacyjnie wskazuje na wspólnego przodka. Magazynują na tak zwane ciężkie czasy energię w postaci glikogenu i tłuszczu. Także od dziś proszę się nie obrażać jak ktoś do was powie: ty stary grzybie. To tylko wskazanie na dość odległego przodka na drzewie genealogicznym, choć bardziej prawidłowo powinno się mówić: na grzybie genealogicznym.

A dziś zdjęciowo Apolonka, która się u mnie pojawiała już nie raz, uwieczniona nie w lesie, a w barze, bo to środowisko jest przyjaźniejsze, przynajmniej jak się wie kiedy przestać pić. Apolonka nie magazynuje tłuszczu, ale glikogen raczej tak, bo z tego co wiem namiętnie obecnie trenuje i dba o formę. Co widać.
Sesja powstała na jesiennym plenerze Misja Wschód 2024. Uwieczniona na kliszy hp5 przy pomocy aparatu pentax 645.










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...