Przejdź do głównej zawartości

Ali Baba.

 Z góry przepraszam wszystkich, którzy po tytule zaczęli oczekiwać, że będzie to wpis o najsłynniejszym światowym pięściarzu, co to namiętnie bił żonę, choć zasadniczo Muhammad by tu też do treści końcowo wyklarowanej nieźle pasował. Jednak w dzisiejszym odcinku bloga, na specjalne życzenie czującej głęboki niedosyt czytelniczki Patrycji pozostajemy w świecie bajek. Tym razem jednak porzucę mitologię pogańską, słowiańską i wynikające z niej zawiłe morały i strachania, a zajrzę do równie czasami krwawych legend arabskich spisanych w znanym wielu zbiorze "Baśni 1001 nocy". Większość zapewne pamięta jak to leciało: oto kolejna już żona zabójczo przystojnego męża (zabójczo było na poważnie), by przeżyć musi swemu wybrankowi serca wciskać co noc kity i robić to na tyle przekonująco, by ten zaintrygowany nie zdecydował się skrócić jej o głowę. Brzmi znajomo? To z kitami wciskanymi w łóżku podczas upojnych nocy, a nie obcinanie głowy. Konia z rzędem temu, komu się w takich okolicznościach nie przytrafiło kłamstwo, kłamstewko lub nieduża ściema - np o tym, że absolutnie nie jesteśmy żonaci... Z tego co pamiętam owej żonie udało się całkiem nieźle i odtąd żyli długo i szczęśliwie i ona uradowana do końca swoich dni mogła nosić czarczaf... no dobra, ale nie o ucisku kobiet przez mężczyzn miało być. Życzenie czytelniczki było wyraźne: ma być 40 rozbójników. A jak 40 rozbójników to musi być Ali Baba. Czyli taki koleś co to w bajce zasadniczo wychodzi na dobrego, bo przecież wiadomo, że jak złodziej okrada złodzieja to nie grzech tylko bohaterstwo i cnota. Baśń ta jednak nie jest typowo męska - oprócz 41 chłopców, którzy nigdy nie chcieli dorosnąć i pragnęli wiecznie bawić się w policjantów i złodziei... no dobra, tu raczej w złodziei i złodziei, pojawia się niewiasta, która odgrywa w tej historii pozornie drugo, a nawet czterdziestodrugoplanową rolę, ale to tylko złudzenie. Kiedy między chłopcami dochodzi do sporu na noże z powodu zmiany właściciela skarbu, na scenę wkracza Mardżana, niewolnica Ali Baby (no, który chłopiec nie marzył nigdy o uległej niewolnicy?), która po kolei eliminuje próbujących dostać się do domu żądnych zemsty rozbójników. Samo słowo eliminuje wszakże nie oddaje w pełni treści "bajki" i wymaga rozszerzenia: nie wiem czy pamiętacie, ale rozbójnicy kończą z poderżniętym gardłem, we wrzątku, zasztyletowani i tak dalej. No a potem znowu żyli długo i szczęśliwie i mieli całe stado alibabiątek. I pewnie tylko raz na jakiś czas Mardżana musiała swojego męża ratować z kolejnych tarapatów. Bo w czasach kiedy powstawała ta baśń i jej podobne to bezapelacyjnie mężczyzna był panem, władcą i głową rodziny, co to polował, wojował, chędożył i zasadniczo nie przejmował się niczym innym. Ale jak wiadomo od czasów pierwszych naskalnych rysunków anatomicznych, każda głowa (oprócz tych obciętych - w czym prym wiedli kiedyś Francuzi podczas Rewolucji) spoczywa na szyi. I głowa czy chce czy nie, kręci się tak jak jej szyja każe. I tak oto dochodzimy do konkluzji: kiedy przez wieki chłopcy mali czy duzi bawili się w wojny, podboje czy politykę, ich matki, żony oraz kochanki dbały o dom, dzieci, majątek, pełniąc role strażniczek, strażaczek i przystani pełnomorskiej dającej wytchnienie i ukojenie. Ale dziś, kiedy archetyp Piotrusia Pana latającego z szabelką stał się raczej ciężarem niż synonimem dobrej zabawy, chłopcy się zwyczajnie pogubili i ciężko im odnaleźć drogę z Nibylandii do prawdziwego świata. Bowiem sztuka zarządzania własnym życiem i codziennością, kiedy nie stoi za tobą mądra kobieta bywa niezwykle trudna, a dla wielu wręcz nie do ogarnięcia i ów Sezam z zakazanymi skarbami stoi zamknięty na cztery spusty. A dziewczynki... no cóż, jak na złość dorosły i wyrosły z dawnych przypisanych im przez facetów ról. I coraz rzadziej chcą być księżniczkami z wieży czekającymi na konia na białym rycerzu. Czy jakoś tak. A już na pewno nie chcą być niewolnicami Mardżanami. To znaczy nie chcą jeśli chodzi o prozę życia, bo co tam się dniami, wieczorami czy nocami w łóżkach, na podłogach czy blatach kuchennych wyprawia to nie moja sprawa, choć mam pewne podejrzenia, że można by spokojnie napisać o tym współczesne "Baśnie 2002 nocy". Tak czy siak moi drodzy rozbójnicy, ilu by was tam nie było... pora dorosnąć.

A dziś zdjęciowo u mnie para mieszana. On o aparycji rozbójnika. Ona jak księżniczka. Spotkali się na wschodzie na plenerze Misja (i tu nie będzie niespodzianki), Wschód. Oboje już u mnie zdjęciowo tu i tam występowali. Więc raczej bez większego skrępowania zagrali u mnie rolę z planu filmowego ekranizującego wspomnienia niewolnicy Mardżany. Albo Isaury - jeśli ktoś woli Leoncia od Ali Baby. Panie i panowie: Marta i Łukasz w nieco frywolnej, acz mam nadzieję, że dobrze pamiętam kontrolowanej odsłonie.

Pentax645/hp5


















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...