Przejdź do głównej zawartości

Portret bez majtek.

Fotografowie zajmujący się na co dzień portretem mają różne podejście do tej działki fotografii. Jedni kreatywne, drudzy klasyczne, niektórzy wykonują zwariowane portrety, inni stawiają na mroczne oświetlenie lub obróbkę z pogranicza baśni czy horroru. Ja osobiście zawsze twierdziłem, że dobry portret to portret bez majtek. To znaczy bez majtek osoby portretowanej, bo z fotografami bywa różnie, lepiej żeby modelka lub model nie musieli podczas pozowania powstrzymywać śmiechu kiedy fotograf ściągnie gacie. Oczywiście z góry wyjaśniam; owe bez majtek jest umowne i nieco żartobliwe, ale jeśli już to czemu nie, efekt końcowy bywa imponujący. Jak się całkiem niedawno okazało, zupełnie nieświadomie wyprzedzałem przez lata trendy ekologiczne i dziś właściwie powinienem zostać uhonorowany złotym medalem Obrońcy Błękitnej Planety. Czemuż to tak? Już wyjaśniam. Od co najmniej dekady świat... no dobra, zaraz tam świat, powiedzmy Europa, walczy z plastikiem. Foliowe opakowania jednorazowe, nieszczęsne słomki, czy butelki po wodzie z przytwierdzonym doń kapslem, żeby sobie podczas picia porysować nos, to takie pierwsze z brzegu przykłady. Walka o lepsze jutro trwa, edukujemy małych i dużych, zawstydzamy gigantów produkujących śmieciowe opakowania wynikami badań czy zestawień. Tymczasem po cichutku nieco inna branża postanowiła sobie pofolgować w kwestii poliestru, nylonu czy akrylu - czyli plastiku. Jest to oczywiście branża odzieżowa, która od ładnych kilkunastu lat bez żadnych oporów zalewa rynki mody (zazwyczaj tanimi, ale nie zawsze) niegniotącymi się ubraniami niekrępującymi ruchu, świetnie układającymi się na ciele i podkreślającymi sylwetkę, a nawet owymi majtkami nieposiadającymi ani jednego szwu. Wszystko to właśnie dzięki zastosowaniu plastiku. Niektórzy producenci w ramach mydlenia oczu konsumentom na metkach umieszczają informację: z dodatkiem wełny, lnu lub bawełny. Ale kiedy przyjrzeć się dokładniej składowi okazuje się, że te naturalne materiały rzadko przekraczają 3% całego składu. Reszta to.... oczywiście plastik. A jakby było tego mało to konia z rzędem temu kto w dzisiejszej rozpinanej bluzie czy kurtce znajdzie metalowy suwak. Zazwyczaj jest poliestrowy. Na polu boju pozostają stare dobre klasyczne dżinsy (te rozciągliwe są wiecie z czym), wykonywane tradycyjnie z bawełny, tyle tylko że ich szwy są z... no właśnie, już wiecie z czego. I tak dochodzimy do pojęcia ostatnio modnego w kręgach bojowników o ekologię i przyszłość.
Mikroplastik. W przeciwieństwie do kilku pływających po oceanach plastikowych wysp wielkości naszego kraju, mikroplastik jest gołym okiem niewidoczny. Za to jest jak najbardziej szkodliwy dla zdrowia i jest już praktycznie wszędzie. W wodzie, w powietrzu, w glebie, w jedzeniu, wewnątrz nas. Skąd się wziął i skąd się nadal bierze? Otóż z... prania. Jeżeli nie jesteście fanatycznymi wyznawcami lnu, konopi, wełny i bawełny to podczas każdego waszego prania wraz z wodą do obiegu trafiają niewidoczne gołym okiem cząsteczki plastiku, które za nic mają zwykłe filtry, oczyszczalnie ścieków oraz podstawy zdrowego żywienia. Mikroplastik opanowuje świat i dziś ostrożne szacunki mówią, że stanowi 33% zanieczyszczenia naszej planety tymże plastikiem. 


Żeby nie było, nie namawiam do zaniechania prania brudnej czy przepoconej odzieży. Mogłaby się z tego zrobić bowiem całkiem szybko śmierdząca sprawa, zwłaszcza w kontekście komunikacji zbiorowej. Zachęcam za to do świadomych zakupów, uważniejszego czytania metek i niewyrzucania koszulki, gaci czy sukienki tylko dlatego, że wyszły z mody. No i oczywiście do pozowania bez majtek. Bo to nie dość, że eko to jeszcze bywa miłe dla oka jeśli chodzi o efekt końcowy.
P.S.
Tak tylko przypomnę, że dziurawa skarpeta to nie zepsuta skarpeta. To jest skarpeta na dotarciu. Bądźcie eko!

W ramach propagowania portretów bez majtek dziś wizualnie post okraszą Edyta i Patryk, których miałem okazję jakiś czas temu gościć u siebie w domu i przed obiektywem. Patrzcie i bierzcie przykład. Aha, podczas tej sesji miałem na sobie bawełniane gacie. Żeby mi tu nikt nic nie imputował.

kiev88/hp5










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...