Całkiem niedawno przeczytałem artykuł pana Jakuba Szczęsnego - architekta oraz autora instalacji artystycznych. O miejskim ekshibicjonizmie. Nie, nie chodzi o sytuację, kiedy w parku w mieście z krzaków wyskakuje okutany jedynie w płaszcz mężczyzna, by rozchylić jego poły przed zaskoczoną kobietą. Tym zajmują się raczej psychiatrzy, policjanci i prokuratura, nie architekci czy artyści. Pan Jakub porusza kwestie najnowszego trendu pojawiającego się na całym świecie czyli zanikania firanek oraz zasłon, podczas jednoczesnego powiększania się okien - co prowadzi do oczywistej i ekshibicjonistycznej prezentacji światu wnętrz naszych domostw. I jest niejako odwróceniem trendów poprzedniej epoki, kiedy w myśl angielskiej maksymy " My house is my castle", chroniliśmy wnętrza naszych domostw przed wścibskimi spojrzeniami sąsiadów czy przechodniów. W swoim wpisie pan Jakub powołuje się na artykuł dziennikarza Michaela Watersa, który w dwumiesięczniku "The Atlantic" wraz z historykami architektury, psychologami i socjologami analizuje ten trend, dochodząc do wniosku, że głównym katalizatorem tego zjawiska są... media społecznościowe i atakujące nas na każdym kroku obrazy, informacje. Świadomie lub zapewne prędzej podświadomie powielamy modę na permanentną autoprezentację, czyli pokazywanie się światu na każdym kroku - fotografie wnętrz, jedzenia, z podróży, z przebieralni, z wakacji... chciałoby się rzec: nic do oclenia, nic do ukrycia. Chciałoby się rzec stacjonarny facebook, iks, tik tok. Pan Szczęsny na koniec, zachęcając do zastanowienia się nad powrotem mody na zasłonki, rolety czy firanki, zwraca również uwagę na nowoczesne wieżowce budowane w Warszawie - głównie projektowane przez architektów zza oceanu. Patrząc z jednego na drugi widzimy setki prostokątnych ekraników, rozdzielonych ścianami, a na tych ekranikach dzieją się przeróżne historie - zawodowe i prywatne w których bierzemy udział my sami, zarówno jako aktorzy jak i widzowie. The Sims dwudziestego pierwszego wieku, bez prywatności, bez intymności, za to na pokaz.
Podsumowując ten krótki felietonik chciałbym niejako w kontrze przedstawić ekshibicjonizm leśny. Właściwie leśno górski. Z dala od przechodniów, policji. Trochę oczywiście na pokaz jak owe obnażanie się w miejskim parku, ale za to bez płaszcza i elementów niechcianego zaskoczenia.
Plener Sanatorium, Kinga, ja i pentax645 plus klisza hp5.
Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki. Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...
Komentarze
Prześlij komentarz