Przejdź do głównej zawartości

Beatlesi sresi.

The Beatles czyli najsłynniejszy zespół z Liveproolu niewątpliwie rozgrzewał publiczność do szaleństwa, a zwłaszcza tę ładniejszą część widowni. W pewnym momencie histeria fanek sięgnęła takich wyżyn, że muzycy poważnie zaczęli się martwić o swoje zdrowie czy nienaruszalność garderoby oraz ciała. W radio i w gazetach pisano wtedy o niespotykanej do tej pory fali histerycznego uwielbienia dla koncertujących muzyków. I tutaj właśnie hola, hola należy napisać. Jaka tam niespotykana. Był wszak taki Polak, który koncertował na długo przed tym, nim Lenon rozkochał w sobie Anglię, ba, talentem owego Polaka zachwycała się sama królowa Wiktoria. A jego fanki potrafiły wedrzeć się na scenę z nożyczkami, by zdobyć na pamiątkę pukiel jego loków. Jego nazwiskiem nazywano perfumy, czekoladki oraz ziemniaki. Gdyby żył w dzisiejszych czasach z pewnością w telewizji przedstawiano by go jako celebrytę. Co więcej, jeśli chodzi o media to wyprzedzał sporo myślenie swojej epoki w tej kwestii, znał bowiem i rozumiał moc mediów i umiejętnie z ich pomocy korzystał. Światu do dziś znany jest głównie jako polityk, pianista, kompozytor i wielki aktywista na rzecz przywrócenia Polsce niepodległości. Ciutkę mniej jako filantrop, właściwie należało by rzec samarytanin, bowiem nierzadko stawał na krawędzi ubóstwa, opłacając biednym pobyty w szpitalach, naukę czy czynsz za mieszkanie, organizował również zbiórki pieniędzy na ofiary wojny. Był także przy tym wszystkim (i o tym się pisze najmniej) mimowolnym kobieciarzem. Jedna z jego adoratorek, sławna już wówczas aktorka Helena Modrzejewska pisała o nim: "Przy fortepianie jego głowa w aureoli złotych włosów i delikatne niemal kobiece rysy sprawiały wrażenie jakiegoś anioła Botticellego albo Fra Angelica. Grając, tak był pochłonięty muzyką, że ta intensywność przeżycia miała działanie aż hipnotyczne".
Muzyk dosyć szybko, w wieku 21 lat ożenił się, niestety wybranka jego serca zmarła przy porodzie ich syna. Wówczas zaopiekował się nim utalentowany skrzypek Władysław Górski, a właściwie jego żona Helena, z którą ostatecznie po 17 latach mniej lub bardziej skrytego romansowania ożenił się. Dopóki jednak jego przyszła druga żona pozostawała w formalnym związku z Górskim, uznawał, że jest człowiekiem wolnym i może robić co chce. Wtedy to właśnie poznał Modrzejewską, która oczarowana nim chciała ufundować mu stypendium, by mógł szlifować swój talent za granicą. Nie chcąc być utrzymankiem dumny pianista propozycję jednak odrzucił, wówczas Helena zastosowała fortel i zorganizowała mu serię koncertów połączonych z deklamowaniem przez nią jej wierszy - i jak słusznie założyła jej nazwisko przyciągało tłumy chętnych. Za zarobione w ten sposób pieniądze muzyk wyjechał na upragnione studia do Wiednia, do profesora Teodora Leszetyckiego, gdzie dosyć szybko wszedł w nieco mniej formalne kontakty z jego młodą i piękną żoną Anette. Leszetycki odkrywszy romans postanowił pozbyć się zagrożenia i załatwił kochankowi swojej żony posadę na uczelni w Strasburgu. Ten nim wyjechał skomponował na cześć Anette słynny utwór Menuet G-dur, a w Strasburgu z polecenia swojej kochanki udał się do jej przyjaciółki Sary Brancovan, która zachwycona talentem pianisty szybko zajęła miejsce w jego sercu. W 1898 roku Helena Górska wreszcie uzyskała rozwód i z kochanki przeistoczyła się w żonę muzyka, towarzysząc mu na każdym kroku (i tolerując różne płomienne, acz krótkotrwałe romanse męża), aż do swojej śmierci w 1934 roku.
W 1919 roku pianista i kompozytor zostaje premierem odrodzonej Rzeczypospolitej i to mimo wyraźnej niechęci Piłsudskiego, który wyraził na to zgodę dopiero po ultimatum amerykańskiego prezydenta Herberta Hoovera, (który który przybył do Warszawy z Amerykańską Misją Żywnościową, mającą na celu zapewnienie pożywienia głodującym ludziom,) uzależniającego dalszą pomoc od zgody marszałka. Po latach w wywiadzie muzyk wyznał "Nieszczęściem odrodzonej Polski było, że u jej kolebki stało dwóch wariatów, Piłsudski i Dmowski". W 1922 porzucił politykę by powrócić do niej dopiero po klęsce wrześniowej w 1939 roku, zgadzając się przewodniczyć namiastce sejmu polskiego na uchodźstwie w Londynie i będąc już schorowanym człowiekiem wyrusza do USA z misją, gdzie udaje mu się załatwić kredyty na uzbrojenie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Z tej podróży już nigdy nie wraca, umiera w Nowym Jorku 29 czerwca 1941 roku. Na łożu śmierci przekazuje swojej siostrze ostatnią wolę: jego serce ma pozostać w USA, a ciało ma zostać pochowane w wolnej Polsce. I tak zgodnie z testamentem zabalsamowane serce Ignacego Paderewskiego znajduje się w Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown w Stanach Zjednoczonych, a trumna ze szczątkami przybywa do Polski dopiero w 1992 roku i zostaje umieszczona w podziemiach katedry św. Jana w Warszawie.

Dla zainteresowanych obszerniej o Ignacym tutaj:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177343,23135322,wszystkie-kobiety-ignacego-paderewskiego.html

Na okrasę wizualną trzy piękne kobiety - Justyna, Kala i Magda - choć żadna z nim nie miała szans poznać osobiście Paderewskiego.
Sesje naświetlone na plenerze im. Andrzeja Bersza i Misji Wschód.
W użyciu kiev88 i hp5.














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b