Przejdź do głównej zawartości

Oczko.

 Rajstopy. Tak wiem, to brzmi jak fetysz. Stopy i jest raj. Ale tym razem chodzi o to dziwne coś, co sobie kobiety zawłaszczyły bezczelnie, jak obcasy, spodnie, palenie papierosów, prawo do głosowania, prowadzenia samochodu czy inne rzeczy, które wcześniej były zarezerwowane głównie dla facetów. Ale, że rajstopy też? No też. W sumie to nawet nie tyle na początku chodziło o te rajstopy, co o pończochy... tak wiem, one też głównie kojarzą się z kobietami. Ale dawniej, żadnej szanującej się niewieście, nie przyszłoby do głowy nosić czegoś takiego bezwstydnego jak pończocha. A dumnym potomkom rycerzy, wojowników, zabójców i zdobywców... do głowy przyszło. Nie mam pojęcia czy to była spóźniona reakcja na brutalność życia tamtejszej epoki i próba pokazania wrażliwego męskiego wnętrza, dość, że pończocha powstała z myślą o męskiej łydce i podkreśleniu właśnie jej wdzięku. Tak kurna było i już! Przynajmniej w średniowieczu. Co więcej, taka pończocha była szyta z aksamitu, jedwabiu, co oznaczało, że ten co ją nosi ma kasę, więc wówczas również oczywiście zastępowała drogi garnitur czy wypasioną furę, bo w tamtych czasach na wyścigowych koniach znały się tylko niektóre niewiasty. W zimowej wersji obszywana była futerkiem lub skórą, co podkreślało znajomość trendów i zamiłowanie eleganta do korzystania z tworzyw ekologicznych, naturalnych, a nie z plastiku czy z podróbek z Chin. Oczywiście nie oszukujmy się - kobiety zawsze miały naturę buntowniczek, kombinujących co by tu zrobić inaczej, czego najlepszym dowodem jest Biblia i historia z nieszczęsnymi jabłkami, które zamiast dojrzeć i być przepędzone na soczyste calvados, zostały przez niejaką Ewę zmarnowane na tandetny jabłecznik. Nie inaczej było z pończochą. Podobno po raz pierwszy w 1560 roku założyła ją angielska królowa Elżbieta... na szczęście annały milczą o tym na co założyła, choć znając Angielki mogło być zabawnie. Potem niestety doszło do kuriozalnej sytuacji, kiedy lud francuski nie chciał jeść ciastek jak mu radziła Anna Antonina i doszło do rewolucji francuskiej, podczas której każdy, kto miał pończochę na łydce, na wszelki wypadek zapobiegawczo trafiał pod gilotynę. To w sumie spowodowało nie tyle zanik mody męskiej w tym temacie, co nieco osłabiło entuzjazm płci brzydkiej i choć pończocha potem pojawiała się na owłosionych łydkach w różnych częściach świata (pojawia się i do dziś podczas napadów na bank - tyle, że na głowie), to jednak swojej pozycji w męskiej modzie nie odzyskała. Po raj porzucony sięgnęły więc w pewnym momencie panie, które zawsze znajdą sobie jakiś ciekawy sposób, żeby się umartwiać. Mniej więcej po 1918 roku, kiedy długość spódnic w takiej Francji zaczęła maleć (wiadomo po wojnie trzeba było oszczędzać na materiale), pończochy wróciły do łask. Ku wielkiej zgryzocie Francuzów, którzy za fanaberię żon płacili krocie (para pończoch kosztowała wtedy równowartość 50 kilogramów cukru), gdyż jedwab zawsze był drogi i na nic były plotki co sprytniejszych mężów, że pończocha powoduje intensywniejszy wzrost włosów na nodze - choć tu akurat jak sobie przypomnę, to się jednak sprawdziło w przypadku mojej pani profesor od kartografii... ale było minęło, nie rozdrapujmy starych ran. Prawdziwy początek legendy to jednak 15 maja 1940 roku, czyli wprowadzenie na rynek amerykański nylonu, który ostatecznie zdeklasował ze względu na cenę i wytrzymałość jedwab. Przez cztery premierowe dni, do 19 maja sprzedano 4 miliony par nylonowych pończoch, a każda kosztowała jedynie jednego dolara i piętnaście centów. Radość niestety trwała niedługo, bowiem kiedy Japonia w 1941 roku zaatakowała Pearl Harbor cały nylon został przeznaczony na... spadochrony dla wojsk desantowych, a pończochy w USA stały się tak samo deficytowym i czarnorynkowym towarem jak whisky za czasów prohibicji. Gdzieś tak na początku lat 50tych pan Allen Gant do wkraczającej na salony mody na minispódniczki wymyślił i dołożył nylonowe rajtki czyli rajstopy - zwane wówczas Panti-Legs. Modę na ich noszenie publicznie zaczęła propagować na wybiegach słynna w tamtych czasach modelka Twiggy, potem w filmach aktorki Marylin Monroe czy Liza Minelli. Dzięki temu rajstopy, w tym również kabaretki trafiły pod strzechy i przestały być kojarzone z domami uciech i paniami lekkich obyczajów.
Dziś nikt się nie dziwi kobiecie, której noga jest obleczona pończochą czy rajstopą. Ale mało która pani zdaje sobie sprawę, że gdyby nie męska próżność i chęć podziwiania własnych łydek to mody tej mogłoby nie być. Także drogie panie, jak wam facet czasami w chwili gwałtownego przypływu pomysłów i zmysłów zadrze czy porwie to cudo z nylonu, to mu nie żałujcie i nie wypominajcie. Również kiedy po powrocie do domu przyłapiecie swojego partnera paradującego po kuchni w rajstopach, nie wymyślajcie mu od dewiantów. To w końcu tylko wyraz tęsknoty i powrót do korzeni.

Dziś zdjęciowo Edyta. Bez pończochy czy rajstopy, ale za to w witrynie wystawowej.
Kiev88/fp4, plener im. Andrzeja Bersza.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b