Przejdź do głównej zawartości

Krzysio Kolumbowicz.

 Są na świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom. I oczywiście większość z nich występuje w Polsce. Jest na przykład taki gość któremu się wydaje, że jest prezydentem, jest tak zwana piosenkarka, która żyje 4000 lat i aktualnie naucza o korzeniu duszy, są piłkarze co nie potrafią grać w piłkę i jest dwóch takich co nic nie ukradli, ale ich już dwa razy skazali i dwa razy ułaskawili. Ale to nie jest tak, że u nas jest kumulacja, a wszędzie indziej cisza i spokój, choć ukryć się nie da, że tam gdzie można znaleźć choć pierwiastek polskości, tam zdecydowanie łatwiej o wariactwo. Wyobraźcie sobie, że ostatnio, że taki dr Manuel Rosa, profesor pochodzenia portugalskiego, pracujący na uniwersytecie w Karolinie Północnej w USA, oraz autor książki poświęconej życiu Krzysztofa Kolumba, swoją teorią wygłoszoną podczas spotkania w konsulacie RP w Nowym Jorku wywołał wzmożony ruch w segmencie pukania się czoło. Żeby nie było, Rosa faktycznie mniej lub bardziej uczciwie przez 30 lat badał wszelakie zapiski dotyczące narodzin, życia i śmierci Krzysztofa Kolumba. I doszedł był do niezwykle zaskakujących wniosków, bowiem odkrył jak twierdzi, wielki spisek mający na celu ukrycie prawdziwej tożsamości słynnego żeglarza. Ale po kolei. W 1444 roku w bitwie sił polsko-węgierskich z Turkami pod Warną, ginie młody polski król Władysław III zwany później Warneńskim. Rzekomo jego odciętą głowę przesłano do Adrianopola, ale na pewno nigdy nie odnaleziono jego ciała ani zbroi, co dało początek późniejszym plotkom, jakoby Władysław przeżył i zbiegł, czy jak wolą niektórzy udał się na samowygnanie. Na Maderę konkretnie. Gdzie mieszkając jako Henrique Alemao zwany Principe Polako (polski książę) poznał i poślubił uroczą portugalską szlachciankę Filipę Moniz de Perestrelo. Która to powiła mu uroczego syna o imieniu... Krzysztof. Jak twierdzi dr Manuel, odkrył on i w swojej pracy o tytule "Cristoforo Colombo versus Cristóbal Colón", przedstawił również dowody na to, że hiszpańskie sądy świadomie i celowo w swoich dokumentach zafałszowały miejsce i okoliczności narodzin Kolumba. Manuel Rosa jest przekonany, że kiedy wreszcie jego dzieło ujrzy światło dzienne, świat przestanie Kolumba uważać za syna włoskich chłopów, a zacznie za polskiego księcia urodzonego w Madalena do Mar na portugalskiej wyspie Madera.
I teraz sam nie wiem, cieszyć się, czy nie cieszyć. Kiedyś Kolumba nazywano wielkim żeglarzem, odkrywcą nowych światów, stawiano mu pomniki, wypisywano w podręcznikach do historii peany na jego cześć. Dziś na Karaibach czy w obu Amerykach (czyli miejscach, które jakoby odkrył) można za jego wychwalanie dostać po gębie. A pomniki tego żeglarza, nazywanego ludobójcą i kojarzonego z wielką zagładą rdzennej ludności tychże odkrytych zachodnich krain, są obecnie nagminnie niszczone. I tak sobie myślę, to może lepiej już niech on sobie zostanie tym genueńskim Włochem, na służbie królowej Hiszpanii. Żeby się Heniek ze Zdziśkiem i swoimi Karynami z Góry Kalwarii, nie bali na wycieczce na Bahamy zakląć sobie soczyście po polsku, jak im tam do obiadu podadzą whisky, zamiast naszej narodowej czystej.

A skoro już jesteśmy przy odkryciach, to ja pokażę swoje. Zjawiskowa i przeurocza Caro, odkryta podczas niebezpiecznej wyprawy do sklepu z piwem. 
Plener Adela Photo Pathology 2023.
Pentax645/hp5










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b