Przejdź do głównej zawartości

Homo homini lupus.

 O Romulusie i Remusie słyszeli wszyscy. No dobra, może nie wszyscy, ale na pewno sporo osób czytało gdzieś i kiedyś tam, choćby pobieżnie o legendarnych braciach, założycielach Rzymu, wychowanych przez wilczycę. Mowgli z Księgi Dżungli autorstwa Kiplinga, czyli dziecko żyjące wśród wilków, też jest wielu znany, zwłaszcza odkąd wymyślono filmy i powieść ta wielokrotnie została zekranizowana na niezliczoną ilość sposobów. Podobnie zresztą było z Tarzanem, wychowanym przez małpy w dżungli, któż o nim nie słyszał, któż filmów o nim nie oglądał? I choć wydawać by się mogło, że są to jedynie legendy oraz literacka fikcja, to prawda jest zgoła inna. Odkąd zaczęto prowadzić rzetelne zapiski i kroniki (czyli od czasów, kiedy kościół katolicki stracił monopol na wykształcenie i piśmiennictwo i przestał trzymać całe narody w ciemnocie i zabobonie), w przeróżnych miejscach świata opisywane na kartach historii są dzieci czy nawet dorośli odnajdywani wśród dzikich, często krwiożerczych zwierząt. I to odnajdywani cali i zdrowi, przynajmniej zdrowi fizycznie. Najwięcej takich historii odnotowano w Indiach, (w których nader często praktykowano porzucanie niechcianych dzieci - głównie dziewczynek w dżungli), choć w dawniejszych czasach uważano je za bajki, bowiem pokutował wśród Europejczyków pogląd, że jedynie relacja Europejczyka (w domyśle człowieka wykształconego i prawdomównego) może być uznana za wiarygodną, zaś Hindusom nie wolno wierzyć. Najsłynniejsza historia z indyjskiego półwyspu opisywała odnalezienie w wilczym legowisku dwóch dziewczynek - Amali i Kamali, które to poruszały się na czworakach i szczerzyły zęby oraz warczały na ludzi. Miały bardzo wyczulony węch, nie bały się ciemności i piły oraz jadły nie używając rąk. Strach przed dzikimi dziećmi był tak duży, że kiedy zostawiono dziewczynki pod opieką w jednej z wiosek... cała wioska wyprowadziła się, pozostawiając je same. Dziewczynki ostatecznie trafiły do sierocińca, niestety po odseparowaniu ich od wilczej rodziny zaczęły chorować, miały trudności z nauczeniem chodzenia się na dwóch nogach i z nauką mowy. Amala zmarła rok po odnalezieniu, Kamala dożyła 17 lat. Trochę lepiej powiodło się chłopcu, również odnalezionemu w jaskini wilków, którego nazwano Dina Sanichar i który najprawdopodobniej jest pierwowzorem literackim postaci Mogwliego. Długo chodził na czworaka, jadał wyłącznie surowe mięso, nigdy nie nauczył się mówić i nie chciał nosić ubrań. Zmarł w wieku 30 lat. W czasach nam bliższych w 1923 roku niedaleko miasta Asam (również Indie) zabito lamparcicę w której norze znaleziono pięcioletniego chłopca, porwanego 3 lata wcześniej przez zabite zwierzę). W 1946 roku w Syrii odnaleziono natomiast dziecko żyjące ze stadem gazeli. A że Polacy nie gęsi, to Jan Chryzostom Pasek w XVII wieku opisywał przypadek dziecka z Litwy, wychowanego przez niedźwiedzie. Współcześnie również zdarzają się przypadki adoptowania ludzkich dzieci przez dzikie zwierzęta. I choć obecnie odnotowuje się je głównie w odludnych miejscach Azji, to i na naszym rodzimym europejskim podwórku zdarzają się takie historie. Hiszpan Marcos Rodriguez Pantoja przez 11 lat żył wśród wilków. Jego historia jest szczególnie fascynująca, bowiem przez sześć pierwszych lat życia żył wśród ludzi w swojej rodzinie, potem został przez ojca i matkę sprzedany na pomocnika staremu pasterzowi, wypasającemu samotnie kozy wysoko w górach. Pasterz wkrótce zmarł, a chłopiec mający w pamięci to jak nad nim się znęcała jego rodzina, zdecydował się pozostać w górach. Zaczął podglądać zwierzęta, jadł to co one jadły, pił wodę z miejsc gdzie robiły to one. Pewnego razu trafił do jaskini będącej fragmentem opuszczonej kopalni, gdzie trafił na legowisko z małymi wilczkami. Zaczął się z nimi bawić, aż zmęczony usnął. Kiedy się obudził stała nad nim wilczyca z mięsem w pysku. Przerażony Marcos został przez wilczycę polizany po twarzy i otrzymał od niej swoją porcję mięsa do zjedzenia. Od tamtej pory żył z wilkami w symbiozie. One dzieliły się z nim mięsem, on przynosił im kozie mleko. W wieku 17 lat został "odnaleziony" i zabrany przez wieśniaków z Fuencaliente. Jak nietrudno się domyśleć minęły lata nim dostosował się jako tako do życia wśród ludzi i nauczył na powrót ludzkiej mowy. Początkowo przerażało go wszystko, nożyczki u fryzjera, przejście przez jezdnię, wszechobecny hałas towarzyszący ludziom. Pantoja żyje do dziś. Jest w Hiszpanii postacią znaną i szanowaną. Chętnie występuje w mediach i opowiada o szkodach jakie ludzie wyrządzają przyrodzie. I jak sam przyznaje, niejednokrotnie podczas swojego życia w "cywilizowanym" społeczeństwie myślał o powrocie w góry. Jednak na miejscu zawsze zatrzymywały go dwie rzeczy. Muzyka (uwielbia grać na gitarze) i kobiety.
I tu się przyznać muszę, że ja doskonale tego pana rozumiem. Całe życie uwielbiałem góry, za ich dzikość i surowość, całe też życie przemierzam lasy przeróżne jak tylko mam okazję. Będąc jednak jednostką od dziesiątek lat na wskroś przesiąkniętą cywilizacją, zapewne nie umiałbym się bez niej na dłużej obejść. Nawet, gdybym jak Pantoja nie uwielbiał muzyki i kobiet. No i fotografii. Ale, żeby nie było, potrafię docenić i się uśmiechnąć kiedy w pochmurny jak dziś dzień, promień słońca gdzieś przebije się przez korony drzew i oświetli mi ścieżkę pod stopami, albo kiedy niespodziewanie w ciepły letni dzień podmuch wiatru na chwilę schłodzi czoło.
Doceniajmy rzeczy. Małe, średnie i duże.

A na lepszy dzień, dziś Natalia. Uchwycona na plenerze Adela Photo Pathology w jeden z tegorocznych pięknych wrześniowych dni. Przy pomocy aparatu Pentax645 i kliszy hp5.













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b