Polska policja ma dni lepsze i dni gorsze. Tych drugich niestety ma zdecydowanie więcej, co jak przypuszczam było powodem nieodległego tak wcale bardzo, desperackiego kroku głównego komendanta policji, czyli próby samobójczej przy użyciu granatnika. Dowodem na to, że była to próba samobójstwa, w mojej ocenie jest to, że przecież nikt nie może być takim idiotą, żeby odpalić przypadkowo w gabinecie granatnik, chroniony trzystopniowymi zabezpieczeniami... chyba, że się srogo jednak mylę i komendantem został najinteligentniejszy z tej beztroskiej niebieskiej gromady, a myśl ta niestety napawa mnie głębokim przerażeniem, kiedy sobie wizualizuję, jakie umysłowe popłuczyny legalnie biegają z bronią po ulicach. Nie wiem, czy ta organizacja ma jakiś tajny plan, jakieś specjalne wytyczne wypracowane w pocie czoła, ale od wielu lat o dziwo największe "sukcesy" naszych organów porządkowych, są związane z biciem, obezwładnianiem oraz upokarzaniem kobiet. Łamanie rąk uczestniczkom protestów, skuwanie kajdankami babci Kasi, porywanie nastolatek, żeby dać się im "pobawić" kogutem i rozbijanie przy tym radiowozu na drzewie, czy terroryzowanie w szpitalu kobiety, która zażyła tabletkę wczesnoporonną. Na innych polach idzie im jakby słabiej. Stąd też wcale dziwnym nie wydaje się fakt, że minister sprawiedliwości, na wszelki wypadek nosi pistolet w majtkach. Bo przecież spora część naszego społeczeństwa to mężczyźni, a ci jak wiadomo "w mordę dać, też mogą dać" i się byle damskiego boksera z napisem "policja" niekoniecznie wystraszą.
Kraj nasz od prawie dekady stacza się. W kierunku państwa wyznaniowego. Co prawda jeszcze mu daleko do Iranu, gdzie kobieta została pobita na śmierć przez policjantów za złe założenie hidżabu. Ale coraz bliżej Afganistanu rządzonego przez talibów, gdzie prawa kobiet polegają głównie na tym, że kobieta ma prawo do siedzenia w domu, słuchania męża i rodzenia dzieci. A policja, powracając do czasów swojej niechlubnej poprzedniczki, czyli milicji oraz ZOMO I ORMO, z instytucji, której podstawowym zadaniem jest chronić obywateli, staje się głównym narzędziem rządzących, represjonując w rzekomym świetle prawa niepokornych i protestujących.
Do 14 sierpnia 2023 roku, pełniący obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej niejaki Duda, musi ogłosić datę tegorocznych wyborów. Ustawowo musi, ale jak wiadomo, nie wiadomo, czy mu jego imperator na to pozwoli. Niemniej to właśnie najbliższe wybory zadecydują o tym, czy Polska wróci na normalne, proeuropejskie tory, czy też dalej będzie się toczyć w rozpadlinę fanatyków religijnych, którzy swoimi umysłowymi ograniczeniami i smutnym życiem muszą się na siłę podzielić ze wszystkimi dookoła.
Ja, jak zwykle będę przy urnie. A wy?
Dziś wizualnym dodatkiem będzie sesja. Z pewną niewiastą. Dobrze schłodzoną. Bo jak wszystkim zapewne wiadomo, jeśli coś ma zostać dłużej świeże, powinno być przechowywane w odpowiednich warunkach.
Zdjęcia powstałe na plenerze im. Andrzeja Bersza. Gorzyca, wielkopolskie.
Pentax645/hp5
Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze
Komentarze
Prześlij komentarz