Przejdź do głównej zawartości

666

  "...Poszłabym za tobą do samego piekła. Ale za gorąco, ale za gorąco. Ale jeszcze bym się spiekła!" To oczywiście fragment znanej i popularnej drzewiej piosenki, o tytule "Poszłabym za Tobą", zespołu Breakout, z pięknym wokalem niezapomnianej Miry Kubasińskiej i słowami autorstwa Tadeusza Nalepy i Franciszka Walickiego, wyśpiewanej po raz pierwszy w 1969 roku. Dziś ta piosenka miałaby marne szanse trafić na listy rozgłośni radiowych, nie mówiąc już o zostaniu popularnym przebojem w kraju nad Wisłą. Bo nad Wisłą wszystko skisło. Skisło w katolickiej słomie wymieszanej z ciemnotą i zabobonem. Najlepszym przykładem jest wieloletnia walka środowisk okołokościółkowych z liczbą 666. A konkretnie z nadmorską linią autobusową wożącą ludzi na Hel. 666 plus słowo Hel, kojarzące się niektórym z angielskim hell, czyli piekłem, wywołało wrzenie pod niejedną kopułą, która co do zasady powinna zawierać mózg, a nie gnojowicę. Poniżej kilka cytatów przeciwników tej linii:

"„Autobusem 666 na Hel(l), czyli do piekła. Niby niewinny żart, ale trudno nie uznać w nim złośliwej inspiracji, nazywając rzeczy po imieniu – diabelskiej”

„Linia autobusowa 666 kursująca na Hel, mówiąc krótko i dosadnie, godzi w chrześcijański porządek państwa polskiego i jego fundamenty, a stąd – w dobro nas wszystkich. Podkreślamy jednak – to tylko wierzchołek góry lodowej znacznie głębszego problemu”

Linia 666 to nie niewinny żart, ale „gorsząca propaganda antychrześcijańska, w gruncie rzeczy – wprost satanistyczna”. Jak sami pisali, „podniosą się zaraz głosy, że to przewrażliwienie, średniowiecze i ciemnota”.

 „piekło to realnie istniejące miejsce skrajnej rozpaczy i bólu, do którego trafiają nieszczęsne dusze ludzi odrzucających miłość Boga”. „Śmiać się z tej rzeczywistości można wyłącznie wówczas, gdy po prostu nie rozumie się, w czym rzecz”.

Osobiście jestem w stanie zrozumieć, że każdy ma prawo wierzyć w co chce. Foliarze owijają sobie główki aluminiową folią, Amisze wolą wąchać zadek konia, niż rury wydechowe, a katolicy mówią o miłości - modląc się do faceta przybitego gwoździami do desek. I dla mnie to jest ok, ale pod jednym warunkiem. Mianowicie takim, że w tych zabawach uczestniczą tylko te osoby, którym się to podoba i robią to całkowicie dobrowolnie. Ale kiedy ktoś komuś próbuje narzucać swoje własne ograniczenia umysłowe to przestaje być to ok. Zwłaszcza, kiedy argumenty są wyssane z dużego palucha brudnej stopy.
Primo kto, gdzie i kiedy liczbę 666 przypisał niejakiemu szatanowi - nie wiadomo. Ale ktoś to kiedyś zrobił po raz pierwszy i ciemnota podchwyciła. A tymczasem w najważniejszej dla każdego katolika książce, czyli Biblii napisanej przez Żydów jasno stoi, że szóstka to liczba oznaczająca człowieka, bowiem to dnia szóstego został on rzekomo stworzony. A klasyczne powtórzenie szóstki (66 czy 666) jest tylko stylistycznym wzmocnieniem. Również wzmianki o królu Salomonie mówią, że co roku do jego skarbca wpływało z podatków 666 talentów. Oraz w Księdze Ezdrasza pojawia się zapis o 666 członkach klanu Adonikama, którym udało się szczęśliwie powrócić z niewoli egipskiej do Izraela. I tak dalej i tak dalej.
Secundo porządek państwa polskiego i jego fundamenty, a stąd dobro nas wszystkich. Też trzeba niezwykle tęgiego umysłu, żeby religię, narzuconą nam siłą przez obce mocarstwa (dobra, dobra, Mieszko chrzcił Polskę, ale nie z potrzeby tylko z wyrachowania politycznego i w obronie przed rozbiorami), religię która przemocą rugowała ze słowiańskim ziem prastarą wiarę nazwać fundamentem państwa. Bo prawdziwe fundamenty pod nasze państwo i polskość, zostały położone dużo wcześniej nim nastały czasy okupacji spod znaku krzyża.
Tertio piekło. Tu kogoś ewidentnie poniosło. Z tą realnością piekła. Bo nie uważał na niedzielnych katechezach. Albo mu nikt prawdy nie przeczytał, bo nie pasowała do mechanizmu prania mózgów. W Biblii niespecjalnie istnieją wzmianki o piekle. Zwyczajnie bowiem grzesznicy umierają, a prawdziwi wierzący żyją wiecznie. Proste. No, ale w takim układzie ciężko było od grzeszników wyciągać kasę na niby odkupienie win i grzechów. Więc w okolicy X wieku wymyślono i dodano do tekstów kościelnych piekło. Jako straszak. I dochodowy system dojenia wiernych. System, który jak widać po cytatach działa do dziś i tak się zakorzenił w pustych łbach, że oto piekło jest już realnym miejscem.
A gówno prawda jak mawiał niejaki Tischner, ksiądz zresztą. Realny to jest na przykład Hel. I realny był autobus linii 666 na tenże Hel kursujący. Autobus często opisywany w innych krajach świata jako ciekawostka turystyczna. Autobus, który pod naciskiem katolickich niedouków i histeryków zmienia numerację na 669.
Teraz czekam na kolejny atak zapienionej histerii, kiedy kościółkowcy odkryją, co oznacza zestawienie ze sobą liczb 69.

A poniżej sesja... żeby tam zaraz 69 to nie. Ale jakby się tak dobrze przyjrzeć?

Pozują Eugenia i Kasia. Na plenerze Adela Photo Pathology.
















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b