Przejdź do głównej zawartości

Kopalnie Króla Salomona.

Mityczne kopalnie Króla Salomona od tysięcy lat (poszukiwali ich już starożytni Grecy) rozpalają wyobraźnię podróżników, archeologów, poszukiwaczy, czy pragnących się wzbogacić awanturników wszelakiego autoramentu. W XV wieku portugalskie wyprawy poszukiwały śladów kopalni na terenie współczesnego Zimbabwe, a Krzysztof Kolumb wierzył, że znajdują się na Haiti. W bliższych nam czasach emocje dodatkowo podsycała napisana w 1883 roku powieść autorstwa Henrego Ridera Haggarda "Kopalnie Króla Salomona", opisująca odkrycie tychże tajemniczych kopalni i która to doczekała się co najmniej kilku ekranizacji kinowych, jeszcze bardziej nakręcając atmosferę wokół największego mitycznego izraelskiego króla Salomona i pochodzenia jego bogactwa. Początkowo wierzono, że kopalnie kryją złoto, diamenty, lub chociażby srebro - wszak nie bez powodu to właśnie za rządów biblijnego Salomona nastąpił największy rozkwit państwa hebrajskiego i powstawały, wedle różnych zapisów najokazalsze budowle tamtych czasów. Mijają wieki i legendy o bogactwie wciąż są żywe. Ostatnio jednak wiadro zimnej wody, na  teorie o diamentach i złocie wylewa profesor Thomas Levy, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, który prowadząc wykopaliska w południowym Jordanie odkrył ślady przemysłowego, jak na tamte czasy wytopu rud żelaza i biorąc pod uwagę przypuszczalny okres panowania króla Salomona, przypadający właśnie na przełom epoki brązu i żelaza, w tymże ostatnim metalu upatruje wzrostu potęgi izraelskiego monarchy i powstałych legend o bogactwie. Tyle o mitycznych diamentach, które pod względem składu chemicznego niczym nie różnią się od węgla, surowca, który stał się kołem napędowym i największym bogactwem Rewolucji Przemysłowej zapoczątkowanej w XVIII wieku i trwającej praktycznie do dziś, choć od kilkudziesięciu lat duża część ludzkości, mając świadomość zanieczyszczeń powstałych ze spalania i przetwarzania węgla stara się znaleźć inne rozwiązania. Dziś w wielu krajach górnictwo jest zanikającą gałęzią przemysłu, kopalnie są zamykane i stoją opuszczone, jedne z powodu wyczerpania się zasobów węgla, inne z powodów ekonomicznych, jeszcze inne z racji ekologii. Jak te opuszczone, zapomniane i niechciane szyby i sztolnie mogą się stać współczesnymi Kopalniami Króla Salomona, sprytnie wymyślili Holendrzy, którzy od 2008 r. ogrzewają przy pomocy opuszczonej kopalni mniej więcej pół tysiąca domów oraz centrum handlowe w mieście Heerlen w Limburgii. Ziemskie skały pełne są bowiem wody i podczas wydobywania surowców spod ziemi jest ona odprowadzana różnymi systemami chroniąc kopalnie przed zatopieniem, w tych nieczynnych jednak stopniowo zalewa szyby, sztolnie i chodniki. Jej temperatura zależna jest oczywiście od szerokości geograficznej i głębokości na jakiej występuje, średnio jest to 25 stopni Celcjusza na każdy kilometr wgłąb. W naszej szerokości średnia temperatura wody w większości nieczynnych niezbyt głębokich kopalń to 14-16 stopni. Budując system pomp ciepła napędzanych prądem z fotowoltaiki, taką wodę można tanio i łatwo podgrzać do 50 stopni i za jej pomocą ogrzewać domy jak i wodę użytkową. Śladami Holendrów szybko poszli Brytyjczycy opracowując ponad 30 podobnych projektów, z których cześć jest już na etapie realizacji. Oprócz tego rozwiązania, równolegle w Wielkiej Brytanii powstał projekt wykorzystujący technologię wind, polegający na wytwarzaniu energii w głębokich szybach za pomocą podnoszonych i opuszczanych wielotonowych ciężarów wytwarzających energię elektryczną. I żeby nie było, że Polska zostaje jakoś w tyle, to i u nas kilka lat temu ruszył projekt badający możliwość wykorzystywania opuszczonych kopalń jako grawitacyjnych magazynów energii, wytwarzanych przez farmy wiatrowe i fotowoltaiczne. Jak oznajmił niedawno prezes Instytutu Techniki Górniczej KOMAG, energia wytwarzana w szybach nieczynnych kopalń węgla kamiennego może popłynąć już pod koniec przyszłego roku, a dawne kopalnie węgla kamiennego, które do tej pory były jedynie kłopotem, mogą stać się kopalniami prądu.
Jak widać Śląsk może na powrót stać się krainą podziemnego bogactwa. Może już nie bezpośrednio przy pomocy węgla, bliźniaka diamentu, ale trochę jakby za jego przyczyną. Pod warunkiem oczywiście, że projektem tym nie będzie się zajmował Sasin i PiS, bo wtedy nie będzie ani węgla, ani prądu, ani pewnie kopalni.

Na koniec tradycyjnie coś dla oka. Tym razem Ola - @Niespominajka, skarb z Podlasia, pełna ciepła i energii. Sesja powstała na plenerze Misja Wschód. Wsparcie @wygietawkadrze oraz @bogus_nab







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b