Przejdź do głównej zawartości

Ostrzegawczy strzał w potylicę nupturienta.

Niejaki Napoleon Bonaparte, zwany cesarzem Francuzów niewątpliwie jest rozpoznawalną historycznie postacią w większości cywilizowanych krajów europejskich. Zazwyczaj osobnicy i osobniczki, którzy posiadają o nim jako taką wiedzę kojarzą go głównie jako tego, który przemeblował granice ówczesnej Europy, obalał i tworzył państwa, toczył bitwy z udziałem dziesiątek tysięcy żołnierzy, a nam Polakom zapadł jeszcze w pamięć jako ten, co puknął Walewską. Pukał oczywiście wiele innych i to podobno dosyć często, ale my wiemy, że Walewska dała za ojczyznę, dlatego należy o jej rozłożeniu nóg pamiętać nader szczególnie.
Napoleon, a właściwie Napoleone di Buonaparte będąc samemu dosyć nikczemnej postury (czyli po naszemu niewysoki był) poza swoimi znanymi wojennymi dokonaniami zrobił też dla Europy i po części dla świata całego też parę dobrych rzeczy, o których wiedzą tylko nieliczni, zazwyczaj głębiej interesujący się życiorysem tego Korsykanina. Największym jego niemilitarnym dziełem była oczywiście reforma prawa w wyniku której powstały kodeksy (i procedury) prawa cywilnego, karnego i handlowego. Fundamentalną w tamtych czasach zmianą była zasada równości wszystkich wobec prawa, wolność osobista, nietykalność i prawo własności kończące epokę feudalizmu, a także de facto niewolnictwa. Reformy te zataczając coraz większe kręgi "podbijały" narody Europy (dla przykładu, odrodzona po 1918 roku Polska na podstawie kodeksu Napoleona opracowała swój system prawa cywilnego), kładąc tak naprawdę już wtedy pierwsze podwaliny pod zjednoczenie kontynentu. Oprócz tego Napoleon jest ojcem wielu  innych "wynalazków" społeczno-administracyjnych, jak na przykład licea, banki państwowe, Trybunał Obrachunkowy (po polsku to będzie Najwyższa Izba Kontroli) czy też instytucja ślubów cywilnych (oraz rozwodów), który to fakt wstrząsnął klerem dotkliwie odbierając kościołowi władzę absolutną nad milionami dusz, dotąd będących od urodzenia do śmierci przymusowo pod butem księży.

Jak się okazuje Pożeracz Ludzi - tak często określali Napoleona jemu współcześni (zwłaszcza wrogowie) - demolując granice wielu królestw i państw zdemolował też skutecznie ustroje i normy społeczne, doprowadzając w wielu krajach do zdrowych stosunków państwa z kościołami wszelkich wyznań, co w efekcie poskutkowało oddzieleniem kwestii wiary od zarządzania krajami czy też społeczeństwem. Tam gdzie się to udało dziś już właściwie nie występują niepokoje czy też tarcia społeczne związane z tak przecież osobistą i prywatną sprawą jaką jest religia. W Polsce jedyna tymczasowa normalizacja nastąpiła niestety wraz z erą komunizmu, co dało w efekcie tylko chwilowe zamrożenie obecności kościoła w szeroko rozumianym życiu publicznym. Na szczęście galopująca globalizacja, zjednoczenie się Europy (marzenie Bonapartego), otwarcie granic spowodowały, że nawet w naszym grajdołku dało się poczuć oddech świeżości w gęstej mgle kadzideł. Nie należy jednak ujmować zasług samemu kościołowi. Jego skostnienie, archaiczność, brak umiejętności dostosowywania się do zmieniającego się świata też mocno przyczynił się i przyczynia nadal do marginalizacji religii katolickiej w Polsce. Niesamowitym przykładem jest Franciszek, którego nawoływania do powrotu do podwalin chrześcijaństwa, kiedy kapłan żyjąc skromnie świecił przykładem miłosierdzia, dobroczynności i opiekuńczości wobec "owieczek" zostały z cichym pomrukiem wyszydzone przez podwładnych papieża. Najpiękniejszym zaś dowodem na życie kleru rodzimego w wyimaginowanym nierealnym świecie jest najnowszy dekret Episkopatu Polski w sprawie udzielania ślubów, a właściwie weryfikowania narzeczonych w kwestii zdolności do ślubu.
Po pierwsze "primo" ksiądz jest zobowiązany do wypytywania młodych na osobności w celu ustalenia, czy w ogóle do ślubu się nadają. Wiadomo, że przy partnerze człowiek nie jest taki skłonny do szczerości.

Po drugie "primo" kapłan musi sporządzić z tych rozmów protokół. Żeby ktoś potem nie powiedział, że zmyślał. W końcu ksiądz choć się nie myli to raporty składać wyżej też musi jak każdy dobry członek sekty.

Po trzecie "primo" ślub odbyć się musi w parafii właściwej dla jednego z przyszłych małżonków, drugie musi dostarczyć zgodę swojego proboszcza. Za darmo jak wiadomo tego się nie dostaje, a w przypadku ślubu jeden proboszcz jest przecież pokrzywdzony.

Po czwarte "primo" nie wolno udzielać ślubu katolikom z niekatolikami czyli tak zwanych małżeństw mieszanych. Bo to nigdy nie wiadomo kto, kogo w którą stronę pociągnie.

Po piąte "primo" ksiądz musi ustalić czy któreś z małżonków nie jest impotentem i czy na pewno oboje pragną mieć dzieci. Na razie nie wyszczególniono jak ksiądz to ma zrobić, ale organoleptyczna metoda jako najbardziej wiarygodna nasuwa się samoistnie.

Po szóste "primo" jeśli jedno z młodych jest po operacji zmiany płci to musi po przedstawieniu dokumentów medycznych uzyskać pozwolenie od Kongregacji Nauki Wiary no i pewnie przejść testy z punktu piątego.

Po siódme "primo" jeśli ksiądz chce wziąć ślub to musi uzyskać osobną zgodę. Kto będzie sprawdzał czy mu do tego staje nie określono, choć zazwyczaj jak księża biorą śluby to z powodu posiadania dzieci' więc jakby warunki zostają spełnione.

Po ósme "primo" ksiądz musi podczas rozmów uzyskać pewność, że oboje przyszli małżonkowie chcą na pewno wziąć ślub i czy planują przez życie iść z bogiem i wiarą w sercach. Jak będzie miał wątpliwości to pewnie może odmówić, lub jak znam życie prędzej zgodzić się udzielić sakramentu za "co łaska".

Po dziewiąte "primo" duchowny musi się upewnić, że przyszli małżonkowie na pewno chcą żyć w wierności (jak to się ma do testów z punktu piątego to nie wiem) oraz czy na pewno nie myślą o rozwodzie jako furtce na przyszłość. Wiadomo wszak, że dzieci z rozbitych małżeństw to najwięksi kusiciele sprowadzający kler na ścieżkę pedofilii.

Po dziesiąte "primo" sprawdzić należy czy nawet jeśli młodzi myślą o tym, że nierozerwalność sakramentu małżeństwa nie jest święta, to czy rozważają zastosowanie separacji. W końcu kto jak kto, ale księża rozumieją potrzebę folgowania uciechom cielesnym bez udziału żon.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że według biskupów, wytłumaczeniem konieczności powstania owego dekretu są zmiany społeczne, cywilnoprawne (choćby RODO) oraz zmieniająca się struktura i mentalność społeczeństwa. Po wnikliwej analizie tegoż dokumentu osoby cokolwiek inteligentne muszą dojść do jedynego słusznego wniosku. Albo społeczeństwo w Polsce cofnęło się w rozwoju umysłowym i mentalnym i konieczny jest powrót do czasów feudalnych, kiedy bez zgody panów pospólstwo nie mogło nawet odwiedzić krewnych w sąsiedniej wsi, albo też zidiocenie kleru i ich oderwanie od rzeczywistości osiągnęło zenit i dlatego w dobie tak zwanego kryzysu wiary (o którym księża sami tyle mówią) własnoręcznie sobie strzelają w stopy obie i kolana dwa jeszcze dla pewności, bo niewyobrażalnym dla mnie jest, żeby w 21 wieku ktoś z nawet najmniejszym poczuciem godności osobistej chciał się powyższym procedurom poddać tylko po to, żeby dostać ślub kościelny. Skoro urzędnik państwowy po sprawdzeniu dowodów zrobi to bez gadania i zaglądania w tyłki. No i nie zapominajmy, że jest przecież tyle różnych innych pięknych religii jak też i sama niereligijność niesie ze sobą tyle nieskrępowanego piękna.

Kościołowi Katolickiemu życząc dalszej radosnej podróży w kierunku wraku Titanica - czyli na dno - przedstawiam piękną panią. Zupełnie przypadkiem tylko ubraną w durszlak - nie promuję tu żadnej alternatywnej wiary ;)












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b