Przejdź do głównej zawartości

Dla czystych wszystko jest czyste.

"... Dla czystych wszystko jest czyste, dla skalanych zaś i niewiernych nie ma nic czystego, lecz duch ich i sumienie są zbrukane. Twierdzą, że znają Boga, uczynkami zaś temu przeczą..."*

Już dziecięciem małym będąc zadawałem podobno mocno upierdliwe pytania. Na przykład takie kiedy spytałem babcię czy to nie jest tak, że skoro ksiądz, biskup, papież itp. to pasterze, a wierni to owce to najzwyczajniej w świecie parafianie są trzodą pasioną przez swoich panów dla ich własnego dobra? Od tamtej pory jako chyba jedyny dzieciak w okolicy mogłem sam decydować czy muszę w niedzielę być w kościele. Wybór był dla mnie oczywisty - nie bywałem -  czekając na powrót kolegów od piłki w hamaku wiszącym za domem. Lata później zresztą doczytałem co pierwotnie znaczyło słowo parafianin - polecam dociekliwym. Przez okres dorastania, a potem już dorosłego życia obserwowałem i obserwuję nadal bez grama nienawiści, ale ze zdrowym mam nadzieję dystansem wszystkich tych baców i juhasów wypasających swoje stada owiec na niebieskich łąkach mrzonek i obietnic. Obserwuję tych pełnych pychy przyodzianych w ornaty złotem przetykanym pulchniutkich pasterzy w swoich wielkich drogich brykach, w pałacach, luksusach, na tronach jak mówią owieczkom, że mają milczeć, beczeć, żyć w pokorze, ubóstwie, na kolanach, żreć trawę i dawać się strzyc z wełny krótko przy skórze bo tylko tak odnajdą drogę do swojego zbawienia. Żeby nie było: doceniam. Doceniam kunszt utrzymywania się tych katabasów od wieków na powierzchni w każdych warunkach i okolicznościach. Zrozumieć też potrafię, że w imię dobra własnego dogadają się z każdym, nawet największym zbrodniarzem i w każdym nawet totalitarnym ustroju znajdą sposób, żeby dostać swój kawałek tortu. Niekoniecznie przejmując się przy tym losem owiec jakie rzekomo powierzono im do pasania. Bo owce wszak są po to, żeby skończyć tak czy siak na stole, czy jak kto woli na ołtarzu ofiarnym.
Dziwi mnie za to barania bierność owiec. O ile wertując karty historii potrafię zrozumieć pierwszych, czy nawet tych średniowiecznych chrześcijan o tyle po dwóch wiekach wypaczeń, kłamstw, zbrodni, bycia ponad prawem jakimkolwiek nie potrafię zrozumieć tej bezwolności w byciu żywicielem dla największego pasożyta w historii ludzkości. Dawniej patrząc na to wszystko z boku uważałem, że każdy jest kowalem swojego losu i ma prawo żyć jak chce. I do dziś tak uważam. Tyle tylko, że moje prawo do życia wedle własnych upodobań zostaje coraz bardziej ograniczane. Od lat w imię katolickiej mitologii spasiona grupa pasożytów coraz mocniej ingeruje w życie państwa i publiczne i próbuje mi wbrew mojej woli mówić jak mam żyć, co robić, a czego nie. Z tym większym obrzydzeniem przeczytałem najnowszą wypowiedź specjalisty od miłowania bliźniego swego jak siebie samego, czyli niejakiego Jędraszewskiego zwanego chyba tylko dla zmyłki arcybiskupem. Celebrując mszę upamiętniającą Powstanie Warszawskie, czyli ostatni tak krwawy zryw Polaków walczących o wolność i równość "arcy" się ucieszył, że Polsce już nie zagraża czerwona zaraza, za to zauważył, że grozi nam inna - tęczowa. Mając na uwadze wcześniejsze wypowiedzi tego pana (porównywanie Czarnego Marszu kobiet do szerzenia kultu śmierci, podsycanie wiary oszołomów w zamach smoleński, straszenie, że polityka UE wobec uchodźców z bliskiego wschodu doprowadzi do tego, że niedługo biali będą w Europie żyli jak Indianie w Ameryce Północnej w rezerwatach, mówienie, że homoseksualiści mogą kochać, ale nie osoby tej samej płci oraz wiele, wiele innych) mogę powiedzieć tylko jedno.
Drogi katabasie i tobie podobni, czarna zarazo, ostojo pedofilów, odwieczna bando pasożytów... spakujcie się i wypieprzajcie z tego kraju. Mojego kraju. Macie wszak swój, tam żyjcie podług swoich praw i przekonań, a innym dajcie żyć tak jak oni chcą.

* fragment Listu do Tytusa, Nowy Testament.

A jako okrasa wizualna o treści zupełnie odmiennej od słowa pisanego para mieszana. Ola i Karl.










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b