Przejdź do głównej zawartości

Jestem lesbijką.

Polska - póki co na razie ta wschodnia - krystalizuje nam się jako ostoja normalności i bastion chrześcijańskiej miłości bliźniego do bliźniego. Choć zgniły "zachód" i różne lewackie wywrotowe elementy nie do końca z racji swojego zepsucia to ogarniają. A sprawa jest właściwie prosta. Normalny Polak biega po ulicy ściskając w ręku butelkę z moczem i polewa nim każdego kto normalny nie jest. Normalna Polka ściskając w ręku różaniec skanduje wraz z innymi jej podobnymi słowo "wypierdalać" w kierunku nienormalnych. Dobrym chrześcijańskim mocno zakorzenionym przecież w Biblii zwyczajem jest też rzucić cegłą w bliźniego, albo podpalić mu flagę jaką niesie na plecach. Co bardziej normalniejsi, ale też świadomi edukacyjnego obowiązku martyrologicznego jaki na nich spoczywa względem potomstwa robią ze swoich dzieci żywe tarcze, żeby przypadkiem jakiś krewki, mniej normalny policjant nie sięgnął tatusia pałą. Nienormalna Polska i Europa jest zszokowana, oburzona, a ja najzwyczajniej w świecie zdziwiony. Bo Białystok stać przecież na więcej. Zabrakło mi przywiązania do tradycji dziadów naszych czyli ukrzyżowań, topienia czarownic, rozrywania końmi, łamania kołem czy choćby publicznej chłosty. Przecież moralnym obowiązkiem "normalnych" jest zadbać o zbawienie duszy zbłąkanych owieczek bez zwracania uwagi na ich plugawą cielesność. Więc może chociaż żarliwa modlitwa w jakimś miejscu kultu? A to też nie wyszło, okazuje się bowiem, że tak zwani przewodnicy duchowi też są całkowicie normalni, przepełnieni miłością do bliźniego i dlatego ochoczo nawołują do zrobienia porządku z nienormalnymi. Z tymże z uznaniem zauważyć trzeba, iż potępiając wszelką "sodomię i gomorię" jakoś nie zająkują się na wszelki wypadek kwestią pedofilii. Bo i po co budzić demony?
Szeroka rzeka komentarzy po ostatnich sobotnich wydarzeniach w Białymstoku wywołała u mnie (choć mam nadzieję, że nie tylko u mnie) szereg głębszych refleksji dotyczących tego, czego tak naprawdę ci "nienormalni" chcą i w jakim celu robią te wszystkie swoje marsze? Przecież większość ludzi normalnych właściwie jest bardzo tolerancyjna i nie ma nic przeciwko środowisku LGBT. Niech sobie siedzą w domach i robią co chcą, niech tylko nie łażą po ulicach trzymając się za ręce i broń boże niech się publicznie nie całują. Niech się na co dzień nie obnoszą ze swoją "odmiennością", niech nie próbują udawać, że są równi równiejszym i też należą im się te same prawa. I o zgrozo niech nie przychodzi im do głowy adoptować sierotki. Lepiej dzieciom w domach dziecka, niż w domu gdzie jest dwóch tatusiów lub dwie mamy. Bo "polska rodzina to chłopak i dziewczyna", nawet jeśli całe dnie chleją i pasem leją. I w ogóle niech się ci nienormalni cieszą, że nie muszą nosić jakiś naszywek na rękawach, jeździć osobnymi wagonami, na widok "normalnych" przechodzić na drugą stronę ulicy i mieszkać w gettach. Bo przecież jakby co gotowe wzorce już są, wystarczy tylko je odświeżyć.

Tak się złożyło, że urodziłem się stuprocentową lesbijką. Pociągają mnie wyłącznie kobiety. Niemniej z racji bycia fotografem aktowym często przed moim obiektywem oprócz nieubranych niewiast o przeróżnej orientacji seksualnej stają też nadzy mężczyźni. Zarówno Ci hetero jak i homo. Mogę więc niejako "z pierwszej ręki" uspokoić. Homoseksualizm niezależnie od płci to nie choroba, nie idzie się tym zarazić tak jak nie idzie tego "wyleczyć". W środowisku LGBT jest za to zdecydowanie o cały ocean więcej empatii, zrozumienia, delikatności i o wszystkie oceany tego globu mniej agresji, choć czasami zwyczajnie po ludzku komuś się uleje złości czy zgorzknienia co jest całkiem naturalne i zrozumiałe, gdyż jak śpiewał dawno temu Jerzy Stuhr: czasami człowiek musi inaczej się udusi. Czuję jednak rozgoryczenie i żal, że mimo 21 wieku, mimo globalizacji świata naszego, jako dwa - trzy pokolenia przegraliśmy, nie umiejąc do końca odrobić lekcji z wiedzy o społeczeństwie. Na pocieszenie dodam, że nadzieję pokładam w młodych. Z dumą patrzę wręcz jak moje własne dzieci nie mają nawet najmniejszego odruchu segregacji innych ze względu na kolor skóry, różne cechy fizyczne, orientację seksualną czy pochodzenie. Za to pomni nauk swojego ojca szerokim łukiem omijają księży. Bo taka już jest natura zła, że to właśnie ono najgłośniej krzyczy: jam jest dobro!

P.S.
Uprzedzam moich wszystkich normalnych znajomych. Tak, podaję ręce gejom, lesbijkom, biseksualistom i osobom transpłciowym. Ba, z niektórymi, których dobrze znam nawet się ściskam i przytulam choćby na powitanie czy pożegnanie. Więc jeśli ktoś z Was moi normalni znajomi boi się, że przeze mnie coś na was z nich przeskoczy to lepiej trzymajcie się z dala ode mnie. I na wszelki wypadek "cześć" mi też nie mówcie. Cholera wie co się przenosi drogą kropelkową. A jeśli mimo wszystko bardzo, ale to bardzo chcielibyście mi wytłumaczyć swoją wyższość i racje to po białostocku, chrześcijańsku: wypierdalać.

P.S.2
Okrasą wizualną będzie krótka sesja zdjęciowa. Będąca symbolem tego, że zawsze zamiast rzucać w siebie cegłami można usiąść przy butelce wina. Lub postać sobie. Bo wolność wyboru i tego jacy jesteśmy jest dana nam wszystkim. Niezależnie od czegokolwiek.




Komentarze

  1. Zacny tekst, miłe kadry, powiało bezeceństwem, gomorią oraz chiati. Same delicje!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b