Koronnym argumentem wegetarian w walce z mięsożercami jest cierpienie zwierząt. Oprócz tego wytaczana jest artyleria mniejszego kalibru, np. ta dotycząca niszczenia lasów i w ogóle matki ziemi pod pastwiska czy uprawy roślin (np. soja) służących jako pasza dla zwierząt hodowlanych. Jako człek rozumny nie mam wątpliwości, że każdy z tych argumentów jest mniej lub bardziej słuszny, niemniej nie widzę też specjalnie powodu do samozadowolenia jaki zazwyczaj reprezentują wegetarianie czy weganie uznając, iż ich marchewka jest zbawieniem dla świata. Kilka dni temu skacząc po kanałach radiowych trafiłem na Trójkę, którą to dawno temu porzuciłem z powodów bardzo politycznych. Ale jak to mówią - stara miłość nie rdzewieje, wiec owa Trójka znowu od niedawna znowu koi mój słuch w czasie jazdy samochodem. I tak właśnie dziś na falach tej stacji rano poruszono kwestię awokado. Owocu z wszech miar zdrowego i mającego dobroczynny wpływ na ludzki organizm (obniża zły i podnosi dobry cholesterol, reguluje poziom trójglicerydów, zawiera witaminy A, B, C, E i K, oraz miedź, potas, fosfor, żelazo czy magnez, oprócz tego chroni przed wolnymi rodnikami czyli starzeniem się, zmniejsza ryzyko wystąpienia udaru, wylewu, zawału, cukrzycy, wspomaga walkę z nowotworami działa dobrze na oczy i... jeszcze wiele innych rzeczy). Niestety jak to już bywa czego się człowiek nie dotknie (zwłaszcza w erze globalizacji) to spieprzy. Smaczliwka bowiem podobnie jak nasz księżyc ma też ciemną stronę. I jest nią dokładnie uprawa tegoż owocu. Ze względu na modę na awokado oraz związany z tym rosnący lawinowo popyt pod uprawy drzew owocowych wycinane są setki tysięcy naturalnych lasów. W Meksyku (jeden z głównych światowych producentów obok Chile) w najmodniejszym pod uprawy smaczliwki stanie rocznie znika około 20 tysięcy hektarów lasów - czyli mniej więcej tyle ile zajmują razem miasta takie jak Opole i Białystok. W Chile dzieje się podobnie - trwa rzeź drzew, rdzenni Indianie z puszczy tracą terytoria i wioski na rzecz guacamole. Kolejną mroczną tajemnicą awokado jest... woda. Kiedy patrzycie na te owoce, leżące na sklepowej półce spróbujcie sobie wyobrazić w miejscu każdego takiego maleństwa 320 litrowy baniak z wodą. Tyle bowiem uśredniając wody dostarczanej przez człowieka potrzebuje jeden owoc awokado (dla jasności oprócz owych 320 litrów potrzeba jeszcze około 600 litrów deszczówki). Nic więc dziwnego, że w regionach awokadorodnych woda stała się cenniejsza od złota, jej ujęcia zostały znacjonalizowane (łącznie z rzekami i jeziorami), wiele strumieni i rzek już wyschło, w miastach i wioskach brakuje wody pitnej dla mieszkańców, upadają inne gałęzie rolnictwa. Przemysł związany ze smaczliwkami okazał się tak dochodowy, że nawet niektóre kartele narkotykowe postanowiły się nim zająć. Haracze, wymuszenia, porwania, morderstwa stały się nieodłączną częścią awokadowego biznesu. Mały, niewinny, zdrowy owoc. Smacznej smaczliwki.
Poniżej zdjęcia Kasi. Która ma też bardzo dobroczynny wpływ na oczy, serce, ciśnienie i nie dewastuje środowiska tak bardzo... ;)
Poniżej zdjęcia Kasi. Która ma też bardzo dobroczynny wpływ na oczy, serce, ciśnienie i nie dewastuje środowiska tak bardzo... ;)
Przez dłuższą chwilę czytania wywodu o avocado, zachodziłem w głowę jakąż to sprytną paralelę między tekstem, a zdjęciami znajdzie autor. Przyznam szczerze, że pierwsze co mi przyszło do głowy, to kształt owocu i piersi.
OdpowiedzUsuń