Przejdź do głównej zawartości

31 strzałów.

Dawno, dawno temu w 1974 roku w Polsce światło dzienne ujrzała IX Księga Tytusa, Romka i A'Tomka. Kultowego w czasach mojej młodości (i nie tylko, moje dzieci dostawszy całą serię przeczytały ją w mig od deski do deski) komiksu autorstwa Papcia Chmiela, czyli Henryka Jerzego Chmielewskiego. W każdej księdze dwóch młodzieńców i jeden człekokształtny przeżywają przeróżne przygody, a w tym konkretnym zeszycie akcja toczy się na Dzikim Zachodzie, do którego bohaterowie dostają się wskakując przez kinowy ekran, do filmowego westernu pod tytułem Strzały znikąd. Jak wypada na film o takim tytule w komiksie również strzały sypią się gęsto, szympans Tytus jak zwykle rozrabia, Romek oraz A'Tomek z iście harcerskim zapałem starają się zachowywać jak na członków elitarnego ZHP przystało. Ale nie będę przecież opowiadał wam całego komiksu, wielu bowiem go pamięta, a kto nie czytał ten ma okazję nadrobić.

Całkiem niedawno, bo kilka dni temu trzydziestojednoletni prawdopodobny fan IX Księgi oddał z bliskiej odległości z pistoletu trzydzieści jeden strzałów w stronę mężczyzny, którego podejrzewał o romans ze swoją żoną. Na całe szczęście dla niedoszłej ofiary strzelający trafił tylko trzy razy i to niegroźnie, w nogę. Stało się tak zapewne z dwóch powodów: strzelec był pijany (2,5 promila na wydechu) oraz był po policyjnym przeszkoleniu obsługi broni. Sami widzicie, nawet przez chwilę nie było najmniejszych szans, żeby trafił, więc zamiast być sądzonym za próbę zabójstwa powinien z wolnej stopy odpowiadać za nieuzasadnione użycie broni w obronie własnego honoru.

Po tych trzydziestu jeden strzałach donikąd zacząłem się natomiast poważnie zastanawiać czy postulat szerszego dostępu do broni palnej osób cywilnych nie ma trochę sensu, biorąc pod uwagę poziom wyszkolenia naszych stróżów prawa. Ale z drugiej strony zaraz sobie wyobraziłem tych wszystkich zazdrosnych mężów moich modelek. Może lepiej niech zostanie tak jak jest.
Przedstawiam Agę. Przed sesją upewniłem się, że jest panienką. Takie czasy.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...