Przejdź do głównej zawartości

Targetowanie przez marketing.

Uprzejmie uprzedzam. Czytanie tego bloga jest szkodliwe, a w przyszłości może zaowocować wieloma przykrymi konsekwencjami. I nie ma tu z czego się śmiać bo wcale nie żartuję. Zapamiętajcie sobie zwrot: innowacyjny psychograficzny mikrotargetingowy marketing. A dla kogo jest to za długie to może użyć swojskiego skrótu, na przykład: nowoczesna metoda wciskania kitu. Metoda, którą o zgrozo opracował polski naukowiec, profesor. Oczywiście opracował ją ku chwale ludzkości, ale jak to już bywa została natychmiast użyta do manipulowania "ciemnymi masami". Jak chociażby w przypadku ostatnich wyborów w USA czy Brexitu.
Zaraz ktoś na pewno rzuci z ironią - a co tu takiego nowoczesnego? Przecież nie od dziś wiadomo, że nikt na świecie nam nie jest w stanie dać tego co obieca przed wyborami polityk i nie raz się zdarzyło, że jakiś oszołom na grzbietach naiwnych wysoko zaszedł. I owszem to jest prawda. Tyle tylko, że do tej pory politycy wciskali nam kit trochę na ślepo, opierając się głównie o ogólne dane demograficzne. I tak jeden mamił mieszkańców wsi, drugi wyemancypowane kobiety miejskie, trzeci emerytów, a czwarty młodzież. I tak dalej. Jak się któremuś udało trafić i przekonać do siebie to miał głosy, jak nie to odpadał. Teraz jak się okazuje dzięki targetowaniu przez marketing wielcy spryciarze tego świata dostali do ręki nowoczesne narzędzie jakie nie przyszło nawet do głowy Orwellowi kiedy pisał swoją słynną książkę o permanentnej inwigilacji czyli 1984. To, że jesteśmy szpiegowani coraz bardziej przez przeróżne instytucje jest wiadome od dawna i wiele osób za cenę pozornego spokoju czy bezpieczeństwa się na to godzi. Ale to, że jesteśmy jednocześnie szpiegowani, analizowani i w następstwie tego poddawani nieświadomie przeróżnym presjom handlowym czy politycznym wie już mało kto. Owa najnowsza metoda wymyślona przez naszego rodaka opiera się na tak zwanym algorytmie zbierającym informacje o nas skąd tylko się da. Klikasz lajki na fb, płacisz kartą za zakupy w sklepie, wysyłasz smsy, zamawiasz z internetowej księgarni książki, masz kredyt, odwiedzasz różne strony w sieci, ściągasz muzykę... algorytm to wszystko przeanalizuje i określi Twoją osobowość, przekonania polityczne, wskaże co lubisz, jakie masz słabostki. Co ważniejsze również porówna Ciebie z innymi ludźmi tworząc grupy osób o podobnych potrzebach, oczekiwaniach, upodobaniach. Dając tym samym do ręki handlowcom spersonalizowaną informację o tym co mogą próbować Ci sprzedać, a co sobie odpuścić (już telewizje cyfrowe dywersyfikują reklamy - niekoniecznie musisz oglądać takie same jak Twój sąsiad). A politykom dając rozeznanie, jakim kitem przekonać Ciebie, a jakim Twoją babcię.
W związku z powyższym ostrzegam. W przyszłości być może będziecie chcieli zawrzeć związek małżeński w kościele, albo będziecie chcieli być pochowani w jakimś obrządku religijnym na poświęconej ziemi, lub będziecie próbować zapisać dziecko do przedszkola - ksiądz, pastor czy dyrektor włączy komputer, sprawdzi wasz profil i wyskoczy mu komunikat: Uwaga! Pornograf! Zboczeniec!
Bo zaglądaliście na tego bloga. Jedyna w sumie w tym wszystkim pociecha, że występuje wysokie prawdopodobieństwo, iż Kaczyński i reszta oszołomów z PiS będą Was omijali z daleka ze swoimi "mądrościami".

Kto chce poczytać szczegółowiej o algorytmie odsyłam do 3 numeru Polityki z tego roku i artykułu Internetowy Frankenstein. Kto nie chce ten może zerknąć poniżej, żeby algorytm się nie nudził. Społeczeństwo niedalekiej przyszłości prezentuje Martyna i Grześ. Zalgorytmowani oczywiście.










Komentarze

  1. Świetna sesja. Ostatnio widziałem wykład Profilowanie osobowości na podstawie śladów cyfrowych — Michał Kosiński. Oto link https://www.youtube.com/watch?v=JFIsrkzuY0Q .
    To się nawet Orwellowi nie śniło .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Artykuł o jakim wspominałem jest de facto wywiadem z profesorem Kosińskim ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b