Przejdź do głównej zawartości

Zimna woda.

Od jakiegoś czasu obserwuję w naszym kraju narodziny nowej świeckiej tradycji. Jeżeli w przestrzeni publicznej pojawia się jakikolwiek temat lub problem natychmiast naród dzieli się mniej więcej na pół. Jedna połowa jest za, druga przeciw, niezależnie od stopnia wiedzy, zaangażowania czy partykularnych interesów. Zupełnie jakby niezajęcie jakiegokolwiek stanowiska z automatu oznaczało absenteizm i groziło co najmniej karą grzywny. Wręcz odnoszę nieodparte wrażenie, że im mniej się ktoś na czymś zna tym większą czuje potrzebę zabrania głosu w danej sprawie. Nie inaczej jest w przypadku tak zwanego strajku rezydentów. Od prawie trzech tygodni trwa głodówka i strajk w jednym z Warszawskich szpitali. Od kilku dni do tego protestu przyłączają lekarze z innych placówek i miast oraz kolejni zapowiadają wzięcie udziału w proteście rozumiejąc jak fatalny jest od wielu lat stan służby zdrowia w Polsce.
A co tam panie w narodzie? Oczywiście za i przeciw. Ci co za, całkiem rzeczowo mówią i piszą o dosyć dramatycznej kondycji szpitali i SORów w Polsce. Wypowiedzi swoje podpierając konkretnymi liczbami, analizami badań i porównaniami. Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) Polska by utrzymać w miarę przyzwoity poziom świadczeń medycznych powinna przeznaczyć na ten cel minimum 6,8 procent PKB, zamiast obecnego 4,6. Różnica tych dwóch procent to wedle wyliczeń samego środowiska medycznego w Polsce mniej więcej kwota na jaką obecnie zadłużone są szpitale i inne placówki medyczne. Z analiz OECD wynika że, na 1000 pacjentów w naszym kraju przypada średnio 2,2 lekarza, co oznacza, że trochę wyprzedzamy Turcję oraz Czarnogórę, utrzymujemy standardy podobne jak Korea, Meksyk czy Chile, ale jesteśmy w tyle za wieloma innymi krajami jak choćby Rumunią, Serbią czy Słowenią. Średnia europejska to 3.3, ale w Niemczech już 4.1, a w Grecji aż 6.3 lekarzy na tysiąc obywateli. Wysoko również w rankingach wypada Norwegia - będąca jednym z głównych celów emigracji zarobkowej naszych pielęgniarek i lekarzy. Stąd też z braku obsadzonych etatów między innymi kolejki do specjalistów, stąd długie terminy zabiegów czy tak zwanych operacji nie ratujących życia, stąd wreszcie zatrważające ilości godzin przepracowanych przez lekarzy w miesiącu (zdarzają się liczby 300-400 godzin). Drugim ważnym czynnikiem powodującym opóźnienia jest także skromna liczba szpitali (29 na milion mieszkańców) oraz za mała o co najmniej 50% liczba etatów pielęgniarskich. Dużo do życzenia pozostawia także wyposażenie placówek medycznych. Wiele osób z pewnością oglądało popularne ostatnimi laty seriale traktujące o lekarzach (i nie chodzi mi o Nemocnice na kraji města) jak Doktor House czy Chirurdzy, gdzie badania rezonansem magnetyczny czy tomografem są badaniami niejako podstawowymi, tymczasem u nas ustawiają się do tych urządzeń kolejki jak za komuny przed świętami do mięsnego.
A ci co przeciw? No cóż, mają jeden argument. Rezydenci i lekarze zarabiają dużo, a chcą zarabiać jeszcze więcej pasożyty jedne. A skąd to wiadomo? Bo rząd tak mówi. A rząd wie najlepiej. A jak ktoś nie wierzy rządowej propagandzie to zawsze można z kapelusza wyciągnąć jakiś "autorytet". Jak chociażby niejaki
neofita Chazan, który jest oburzony tym, że ktoś chce zarabiać więcej od niego. Czy też można zmanipulować wypowiedź dyrektora szpitala, który oznajmia, że płaci nawet 100 zł na godzinę za dyżur, ale bogaci rezydenci nie chcą pracować bo to w sobotę, zamiast szczerze przyznać, że zwyczajnie brakuje ludzi do tej pracy. Albo można zatrudnić paru trolli, którzy w internecie opublikują zdjęcia jednego z drugim lekarza jak stoi pod palmą na wakacjach. A powinien dziad jeden jak doktor Judym w cerowanych butach chodzić na piechotę od domu do domu i nieść ulgę i pomoc ludziom. Czy deszcz, czy mróz czy zawierucha. 

Niestety będąc rozsądnym człowiekiem (z całego serca popieram strajk medyków) nie wróżę im większych sukcesów. Będzie jak już wcześniej bywało. W końcu padną jakieś tam obietnice, trochę grosza się sypnie i będzie jak było wcześniej. Od czasu do czasu lekarze będą umierać na zawały serca spowodowane przemęczeniem, pacjenci trochę częściej będą umierać w kolejkach do tych lekarzy co przeżyją, karetki będą przyjeżdżać po czasie lub z okrojoną załogą, a na SORach otwarte złamanie ręki czy pęknięcie czaszki bez utraty przytomności nie będzie się kwalifikować jako przypadek wymagający natychmiastowej pomocy bo kolejka do jedynego chirurga siedzącego na dyżurze trzecią dobę będzie tak samo długa jak była. Bo zawsze niestety znajdzie się coś ważniejszego niż zdrowie narodu.

Dawno, dawno temu kiedy byłem młody mawiano, że zimna woda zdrowia doda. Może to jest jakaś metoda? Byle nie kąpiel zimą w rzece (nie dotyczy Dawida H.) bo będzie to trochę jak gra ze śmiercią w szachy. A z nią się wygrywa tylko w bajkach. Albo u mnie na sesji.



















Komentarze

  1. no na razie wygląda to jak niepozorne ognisko rozpalone przez harcerzy na podmokłej łące....., ale to może słońce runo leśne osuszy, a to może wiatr iskrę poniesie....., a przecież nie każdy pożar to zgliszcza, są ponoć takie lasy co nasiona jedynie z pogorzeliska uwalniają....
    ps. cóż następna sesja przy ognisku.....? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pogorzelisku, wszak "...dom niewoli zniszcz i spal..."

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b