Przejdź do głównej zawartości

Flecista.

Dawno dawno temu, tak dawno, że nawet najstarsze dęby wycięte przez Szyszkę tego nie pamiętają zaczytywałem się co wieczór bajkami. A właściwie baśniami. Baśniami braci Grimm. Z wypiekami na twarzy (tak zakładam, nie żebym akurat pamiętał) przerzucałem kolejne karty opasłego tomiszcza zastanawiając się czy dla odmiany kolejna bajka zakończy się słodko, szczęśliwie i tęczowo czy też jak zwykle zdecydowanie wręcz przeciwnie. Fascynowały mnie te historie choćby dlatego, że zanim nie poznałem twórczości owych braci G wychowywany byłem na popularnej w czasach późnego PRLu serii książeczek/bajeczek "Poczytaj mi Mamo". Były to oczywiście słodkopierdzące historyjki z obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem i niejednokrotnie umoralniającym przesłaniem typu wers kapeli Lady Punk: "szanuj czas i pieniądz, żeby myj, zbieraj złom, dobry bądź dla zwierząt, one ciebie też kochać chcą..." A tu bach! Bracia Grimm. Mrok, zgroza, przemoc, kara i pokuta... czyli rzeczywistość. Jedną z takich baśni był, a właściwie wciąż jest Flecista z Hameln, u nas często nazywany Szczurołapem. Prosta i znana chyba wszystkim historia o grajku, który przy pomocy melodii z magicznego fletu wyprowadził z miasta Hameln wszystkie szczury i utopił je w rzece Wezerze. Nie otrzymawszy od mieszkańców umówionej wcześniej zapłaty w ten sam sposób uprowadził z miasta wszystkie dzieci po czym i po nim i po dzieciach słuch wszelki zaginął. Koniec kropka. Na początku oczywiście z niedowierzaniem przewracałem stronę szukając dalszej części bajki. No bo jak to? Że nie zjawił się leśniczy bohater czy inny najgłupszy brat i nie uratował niewinnych dzieci? Że flecista się nie zlitował i nie odpuścił? Że Szewczyk Dratewka nie skonstruował owcy i... no właśnie, tak działa umysł dziecka napakowany umoralniającymi pierdołami. A potem się dorasta i już się wie, że bajki to tylko bajki, ale baśnie Braci Grimm to nie bajki. Dowodem na to niech będzie fakt, że bracia owi znakomitą część swoich baśni spisali z ustnych podań i legend, a jak mówi przysłowie w każdej bajce tkwi ziarno prawdy. Tak jak w tej. Niedaleko Hameln odkryto bowiem masowy grób z szkieletami kilkuset dzieci. Pochówek ten datuje się na czternasty wiek czyli na okres kiedy na tych terenach szalała dżuma i tej właśnie zarazie przypisuje się to makabryczne znalezisko... choć można by się zastanawiać, czemu akurat tylko dzieci pochowano razem skoro na dżumę umierały całe rodziny, wsie.

Tak czy siak nie będę za długo nie dywagować, bo prawdę i tak skrywają wieki. Czemu akurat wspominam Szczurołapa? Hm... kilka tygodni temu pomyślałem, że i nam by się taki przydał. Ale absolutnie nie do dzieci. Tylko do 460 baranów z ulicy Wiejskiej. Zapłaciłbym nawet za ten cud! I żeby nie było, żem jeno malkontent i jedyne co robię to narzekanie. Projekt Flecista który narodził się w mojej głowie jakiś czas temu już znajduje się w fazie testów. Oczywiście na razie na mniejszą skalę, ale od czegoś zacząć trzeba.
Podziękowania dla Modela i Modelek.






Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b