Przejdź do głównej zawartości

Moda, Shrek i cebula.

O świecie mody mawia się, że zatacza koło. Co znaczy, że tak naprawdę już wszystko było, a cała robota projektantów sprowadza się do odgrzewania starych kotletów w nowy, nieco atrakcyjniejszy sposób. Nie jestem osobiście zbyt modny (w sumie w ogóle nie jestem), ale podejrzewam, że dla wielu pań nie potrafiących się rozstać ze swoimi niemodnymi kreacjami to dobra wiadomość. Za 5-10 może 15 lat będą znowu mogły bezkosztowo stać się modne. Pod warunkiem, że nie stracą obecnej figury, do której dopasowują dzisiejsze kreacje. Oraz, że ich przechowywane w głębokich szafach stroje nie staną się mieszkaniem dla moli. Tak czy siak jest to całkiem niezła motywacja by o siebie dbać drogie panie, choć oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, że w całym tym modowym szaleństwie nie chodzi tak naprawdę tylko o modę, ale też o przyjemność wydawania pieniędzy i posiadania kolejnych rzeczy. Byle dużo, dużo...
     Z moich obserwacji wynika, że całkiem podobnie jest z polityką. Wszystko już było, tylko raz na jakiś czas się zmienia. Na lepsze, na gorsze, na prawie takie samo - wszystko to zależy od tego jaki dyktator mody aktualnie dzierży w dłoniach nożyczki, jak się nimi posługuje i dla jakiej grupy szyje. I dotyczy to całego świata, a nie tylko naszego grajdołka. Przykłady? Proszę bardzo. W Rosji od dłuższego czasu znowu rządzi car. W USA od całkiem niedawna ponownie w Białym Domu zasiadł idiota, choć tym razem to nie Bush Junior, ani żaden jego krewny. W Turcji na naszych oczach w wielkich bólach odradza się stalinizm, a Francja niczym pendolino po zardzewiałych torach pędzi w objęcia faszyzmu. A u nas? U nas a jakże, komunizm pełną gębą. I nie chodzi mi tylko o to, że nagle się znowu okazało, że wszystkim należy się po równo (ale najwięcej tym co mają dwie lewe ręce, za to dzieci potrafią robić hurtowo). I wcale też nie chodzi o to, że premier premierem, rząd rządem, a za sznurki pociąga pewien "sekretarz". Najbardziej oczywistym objawem komunizmu jest to, że naród swoje, a "elyty" jakby obok, nie z tego świata. Czyli takie swoiste oderwanie się kacyków od rzeczywistości, czy jak kto woli, kreowanie swojej własnej czasoprzestrzeni, której nikt normalny zrozumieć nie potrafi. Czemu tak uważam? No cóż, Związek Nauczycielstwa Polskiego zbiera prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie szkolnictwa - premier na to, że za późno, a i tak to na nic bo reforma jest dobra, a minister Zalewska się z wszystkimi już skonsultowała, a przerażeni i protestujący rodzice się nie znają, bo na pewno będzie lepiej, choć nikt nie wie jak. Cały świat się śmieje z polskiego rządu (jak nie Caracale i Miś, to San Escobar czy tupanie nóżką przy wyborze przewodniczącego Rady Europy), a premier na to, że zachodnie media nieuczciwie traktują "nasz" rząd. W kraju Czarne Protesty, miliony ludzi na ulicach, tysiące innych blokują sejm, a premier na to, ze Polska jest krajem młodości, ambitności i daje poczucie bezpieczeństwa (wnioskuję, że chodzi o kalendarzyk małżeński). Służba zdrowia kuleje, in vitro zamarzło, biskupi dostają więcej kasy państwowej niż naukowcy, najważniejszą sprawą w sejmie są objawienia Fatimskie a premier bajdurzy o milionie aut elektrycznych. Szczytem szczytów zaś jest sytuacja kiedy przedstawiciel partii zaciekle nawołującej w 2003 roku do powiedzenia NIE wejściu Polski do UE dziś mówi, że długo na to czekaliśmy... Pani premier, to już było, już takich bajek kiedyś słuchałem. Właśnie za komuny. Tylko tamten bajerant miał inteligencję i nawet nie udawał, że wierzy w te wszystkie kity, które ludziom wciska...
     Spytacie teraz co ma do tego Shrek? No cóż, obecna premier jest właśnie jak Shrek. I wcale nie chodzi mi o porównywanie urody. Tylko jak mówił sam Shrek, ogry są jak cebula. Mają warstwy. A im więcej warstw premier obnaża jej master chief Jaruś tym bardziej chce mi się płakać.
     Na koniec tradycyjnie. Coś dla oka. Jak na komunę bis przystało. Operacja się udała, tylko pacjent nie przeżył. Bareja wiecznie żywy.












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b