Przejdź do głównej zawartości

Entliczek pętliczek.

Święta, święta i po świętach. To znaczy jeszcze dziś będzie można bezkarnie zjeść schabowego, zagryźć udkiem kurczaka i popić setką czystej. Ale tylko jedną, bo jutro już trzeba do pracy, a policjanci znający doskonale nasze narodowe tradycje z pewnością nie omieszkają rozstawić się przy drogach z alkomatem. Oprócz wysypu policjantów przydrożnych od jutra zaczyna się też sezon na biegaczy, rowerzystów oraz trenujących w siłowniach. Bo przecież trzeba jakoś się pozbyć tych wszystkich kalorii oraz lenistwa jakie nieuchronnie zakrada się do nas w te świąteczne dni. Oraz ostatecznie kończy się kilkudniowy sezon na miłość do bliźniego jak do siebie samego. Jezus wpadł, skontrolował stan czystości okien oraz podłóg, ksiądz w konfesjonale odpuścił wszelkie podłości, a trzydniowa nie do końca świeża sałatka warzywna z majonezem dokończy dzieła przeczyszczając nasze jelita. Czując więc ulgę na ciele, duszy i sumieniu będziemy mogli ze świeżym, większym zapałem wrócić do codzienności. Już oczyma wyobraźni widzę tą nabrzmiewającą bańkę nieczystości i pomyj, która za chwilę pęknie i zaleje naszą rzeczywistość. Koniec z uśmiechaniem się do nieznajomych, z uprzejmością w sklepach i na drodze, koniec z udawaniem, że rodzina to jest siła. Koniec z tolerancją, z elegancją i kulturą (nie licząc kultur bakterii w jogurtach). Znowu będzie można sobie ulżyć i dosrać innym, nawet obcym, za samo to, że są, myślą co innego czy na talerzu nie mają tego co my. Znowu zdziwione starożytne bóstwo egipskie (Ra Dziwiłł) będzie siało zabobony namawiając Polki do watykańskiej ruletki, elegancki cwaniaczek zmieniający partie częściej niż niektórzy skarpetki będzie się ślinił do swoich wyborców i koleżanek z partii, a spasiony biskup będzie neofaszystowskie bojówki porównywał do żołnierzy z Szarych Szeregów. Znowu powróci nagonka na biednego Misia, którego jedyną winą jest, że nic nie zrobił, zaś zastępy moherowych babć przywdzieją piękne czerwone płaszcze (jakich by im pozazdrościł każdy rycerz zakonu krzyżackiego) by miłością, laskami i parasolkami szerzyć wiarę i braterstwo, wśród ociemniałej lewackiej i żydowskiej hołoty. Znowu lewica nie wiedząc co czyni prawica, będzie oczerniała centrum, gorsi będą gorszyć, lepsi zaś będą znów łże elitą. Alleluja i dalej naprzód Polska ruletko! Czarne, czerwone, czarne, czerwone, czarne... szanowni państwo, koniec obstawiania! Każdy dzisiaj wygrać może, każdy szczęściu dopomoże. I tak w trudzie i znoju, w zgniliźnie i gnoju, byle do 24 grudnia. Wtedy znowu będzie można poudawać. Że jest się takim dobrym. Takim bliźnim. Takim najlepszym. Przez parę dni. Już nie mogę się doczekać.

Entliczek pętliczek czerwony stoliczek na kogo wypadnie na tego bęc. Dziś wypadło na Weronikę. Bo piękna jest nie tylko od święta.










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...