Przejdź do głównej zawartości

Teleranka nie budziet.

Teleranek gwoli przypomnienia młodym, dopiero co dorosłym to był taki program dla dzieci nadawany co niedziela o 9 rano od 1972 roku. Program który był jak na tamte czasy i realia mocno rozbudowany, bo były bajki takie jak Reksio, czy Bolek i Lolek, ale też Adam Słodowy pokazywał gówniarzom jak się buduje karmik dla ptaków, Maciej Zimiński uczył altruizmu w Niewidzialnej Ręce, a nawet dla młodocianych fanów serialu Czterech Pancernych też był osobny kącik. Biorąc pod uwagę ogólną biedę programową tamtych lat był to niejako obowiązkowy punkt dnia dla każdego nieletniego, dlatego jak Polska długa i szeroka pobór prądu w naszym kraju wzrastał właśnie w godzinie rozpoczęcia emisji Teleranka. Tym większym szokiem dla dziatwy była niedziela 13 grudnia 1981 roku, kiedy rankiem zamiast kolorowego (za moich czasów był już kolorowy) kogucika wskakującego na płot na ekranie telewizora ukazała się wojna mrówek, czyli szum, czyli nic, a potem już tylko był przez długi czas gadający generał w przyciemnianych pinglach. Dzieci oczywiście niewiele z wydarzeń tamtych lat rozumiały, poza tym, że ktoś ich pozbawił Teleranka i to na kilka dobrych miesięcy. Potem wraz z dorastaniem oczywiście przyszła mądrość (nie do wszystkich jednak) i zrozumienie wielu mechanizmów rządzących światem dorosłych, w tym także tego, że kto ma media, ten ma władzę. Lata minęły, telerankowe dzieci podorastały, a telewizja straciła wiele ze swej mocy (choć jak widać po bzdurach powtarzanych przez widzów rządowej telewizji czyli TVP1 mocy tej nie straciła do końca), ustępując miejsca nowemu medium czyli internetowi, a i pośrednio największemu portalowi społecznemu czyli temu co ma "f" w logo. Osobnik współcześnie stojący w Polsce w miejscu gdzie kiedyś stał Jaruzelski wraz z ZOMO doskonale odrobił lekcję płynącą z Arabskiej Zimy Ludów i wie, że kto ma telewizję i radio ma tylko część władzy w garści. I żeby mieć ją całą trzeba zawładnąć internetem. Rzecz wydawać by się mogła nierealna we współczesnym demokratycznym państwie, choć realna całkowicie w krajach rządzonych przez małych i mściwych dyktatorów, jak chociażby Korea Północna, gdzie dostęp do globalnej sieci ma tylko kilkoro dygnitarzy, a reszta może sobie poserfować co najwyżej po rodzimej, w pełni kontrolowanej przez partię, milicję oraz służby specjalne podróbce internetu. Bo cywilizowany świat ewoluował i teraz kto ma internet, ten ma władzę, więc w sejmie naszym właśnie ruszyły prace nad ograniczeniem dostępu do pornografii w sieci. Według znawców z PiS (z pewnością każdy z nich ma zaliczone długie godziny w sieci na stronach z porno, oczywiście w ramach dogłębnego poznania problemu - w końcu skądś to 5 miejsce Polski w Europie pod względem wejść na strony związane z seksem się wziąć musiało) należy raz na zawsze skończyć z demoralizacją narodu i ograniczyć swobodny dostęp do treści erotycznych. Bo przecież stystyczny obywatel to idiota i sam sobie nie radzi z odróżnieniem tego co dla niego dobre od tego co złe. A wkrótce zapewne, jak się eksperyment z pornografią powiedzie, ograniczy się też dostęp do innych treści niezgodnych z przekonaniami posłów i posłanek PiS oraz prezesa Kaczyńskiego. Jeden naród, jedna partia, jedno na niebie słońce. Pardon, księżyc. I nie ma, że boli. I nie będzie łażenia po ulicy z transparentami, protestowania i obrażania domniemanej na podstawie niejasnych przesłanek inteligencji rządzących lub prezydenta, bo ustawa o nielegalnych demonstracjach (nielegalna to każda niereligijna i niepaństwowa) choć niezgodna z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej została przez sejm przyjęta. I teraz znowu milicja... eee przepraszam, policja ma prawo każde zgromadzenie w liczbie 15 i więcej osób spałować i potraktować gazem w majestacie prawa, a sądy skazać niepokornych na dwa tygodnie paki i grzywnę. Dziś z pewnością generał Jaruzelski w swojej trumnie śmieje się do rozpuku, żałując, że nie dożył czasów kiedy historia zatoczyła koło. Małe bo małe, ale zawsze to koło. Choćby takie od śmietnika. Gdzie wkrótce raz na zawsze wyląduje Kaczyński i jego banda. A póki co chciałbym obrońcom moralności przypomnieć, że w 1875 roku niejaki Józef Chełmoński, z zawodu malarz został okrzyknięty pornografem. Być może pierwszym w dziejach naszego narodu. Za pokazanie brudnych nóg pewnej chłopki. W obrazie Babie lato. Co jest chyba najbardziej wymownym dowodem na to, że tam gdzie rozum śpi budzą się demony.
Panu Józefowi nie dorównam oczywiście, bo współczesne społeczeństwo nasze zgniłe jest moralnie na wskroś od tej pornografii czyhającej za każdym rogiem światłowodu i wiele wody w Wiśle upłynąć musi nim staraniami kościoła i PiSu wrócimy do lat, gdy gorszyć nas będą nagie niedomyte nogi. Ale i tak pokażę dziś piękną Katię, kolejną modelkę zza wschodniej granicy. Na wszelki wypadek tylko już lekko osłoniętą welonem cenzury. Może dzięki temu dostanę mniejszy wyrok?













Komentarze

  1. oj nieładnie, nie podzieliłeś się tą fotomodelką

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam usprawiedliwienie! Przechwyciłem Katię w przerwie w podróży.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b