Przejdź do głównej zawartości

Skleroza.

Skleroza nie boli tylko nogi bolą. Tak brzmi najsłynniejsza sentencja ludowa "poruszająca" problem ludzi chorych na sklerozę. Tak bowiem odkąd pamiętam ludzie w moim otoczeniu (ja sam zresztą często też) zwykli sobie tłumaczyć zapomnienie, roztargnienie, pominięcie czegoś lub kogoś. Nie było Cię na wywiadówce u dziecka w szkole? Skleroza! (ciekawostką jest, że nieobecności naszego dziecka na jakiejś lekcji nie tłumaczymy też sklerozą, a jedynie wagarowaniem). Zapomniałeś w drodze do domu kupić pomidory będące absolutnie niezbędnym składnikiem ukochanej sałatki Twojej żony? Skleroza! Wyszedłeś z domu do sklepu po bułki w swetrze i samych gaciach? Skleroza! Nie zapłaciłeś na czas rachunku za prąd, mimo iż w tym tygodniu nie przepiłeś całej wypłaty? Skleroza! Zapomniałeś o urodzinach teściowej? Specjalnie! Ale i tak tłumaczysz się sklerozą. Tymczasem skleroza to dosyć poważne schorzenie  bardzo często bagatelizowane i rzadko diagnozowane na czas. Pierwsze objawy tej choroby występują właściwie u każdego kto pracuje i objawy zazwyczaj najmocniej dają o sobie znać w poniedziałki po upojnie spędzonym weekendzie. Zmęczenie, obniżona wydajność w pracy, drażliwość, głęboka potrzeba snu, luki w pamięci zwłaszcza kiedy dzwoni kumpel i pyta czy pamiętamy tą laskę z piątego baru z kolei. Brzmi znajomo, prawda? W dalszym stadium też nie jest jeszcze, aż tak znowu niepokojąco. Chory łatwiej i gwałtowniej się złości, częściej też się wzrusza (tak panowie, tak... prawdziwi i zdrowi faceci nie płaczą, tylko Ci ze sklerozą). Pojawia się niechęć do ruchu, za to siedzenie na kanapie przed TV jest super. Do tego apetyt rośnie i zwyczajnie pacjent zaczyna jeść więcej. Do tego pojawia się nadpobudliwość nocna (nie, nie ta seksualna) i związana z nią bezsenność. Zdarza się też chwilowe porażenie mowy. Macie na końcu języka jakieś słowo, prawie już wiecie jakie ale nie możecie sobie przypomnieć i go wypowiedzieć. Jak do tej pory przyznajcie nie napisałem nic niepokojącego. Nic, czego nie można by przypisać większości ludzi pracujących w korporacjach, na śmieciowych umowach, na czarno, mających mieszkania na kredyt, długi, alimenty czy sześcioro dzieci (każde z inną kobietą) na utrzymaniu. Kłopoty zaczynają się, kiedy chcecie wziąć do ręki kubek z kawą, ale robicie to z takim rozmachem, że kubek jak z katapulty leci w stronę szefa i zalewa mu spodnie. Albo kiedy dopada Was pijackie drżenie ręki (mimo iż walnęliście właśnie setę), albo niedowład dłoni, ręki, nogi lub paraliż połowy ciała. Bo skleroza to nic innego jak miażdżyca (z greckiego skleros - twardy, ale nie ma to nic wspólnego niestety z penisem). Złogi cholesterowo wapniowe powodują twardnienie ścianek tętnic i zmniejszenie ich przekroju w efekcie czego mózg otrzymuje coraz mniej krwi  i tlenu, a wtedy zaczynają obumierać jego komórki. A kiedy umierają fragmenty mózgu wtedy człowiek robi różne dziwne rzeczy. Np. daje medal zarezerwowany dla naprawdę wyjątkowych bohaterów jakiemuś lizusowatemu przydupasowi, którego jedynym doniosłym czynem było i jest samodzielne zapinanie rozporka (mam nadzieję, że tylko własnego, a nie też medalodawcy). No, ale my tu gadu, gadu, a ja za chwilę zapomnę po co w ogóle o sklerozie piszę. Otóż jakiś czas temu (nie wiem czy dobrze pamiętam, bo wzruszenie na przemian z gniewem odbiera mi możliwość logicznego myślenia) chyba w styczniu na Misji Wschód, popełniłem pewną sesję zdjęciową. Związaną z albumem znanego fotografa, którego sobie bardzo cenię... hm... jak mu tam było... no... pfff... no... cholera nieważne!!! I związaną z dedykacją jaką ów fotograf (przypomnę sobie) raczył za namową kolegi Wojtka (pamiętam!) popełnić, pozdrawiając w treści  dedykacji wszystkich Adelowiczów. A taki przeciętny Adelowicz (pozwolicie, że wyjaśnię) to nikt inny jak uczestnik plenerów fotograficznych znanych lub nieznanych pod nazwą Adela Photo Pathology w których to organizacji miałem i mam zaszczyt pomagać naszej kochanej Beacie. Nie powiem której bo i tak nie znacie, a ja nie jestem już dziś pewien czy to ta o której myślę. Aaa... zapomniałbym, zanim pokażę Wam zdjęcia o których stworzeniu przypomniał mi niedawno Dawid - model: sklerozie można oczywiście zapobiegać. Nie jeść tłustego mięsa, jeść dużo warzyw i owoców oraz więcej ryb, owoców morza i używać oliwy częściej niż statystyczny Polak dla którego oliwa to coś z pogranicza mitów i legend. No i co jeszcze nie jest w 100% potwierdzone walić sobie lampeczkę wina co wieczór co jak mniemam będzie stanowiło Waszą ulubioną metodę walki ze sklerozą, o ile oczywiście o tej lampeczce nie zapomnijcie ;)











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b