Przejdź do głównej zawartości

Żagiel.

Święta, święta i po świętach. Jeszcze z cmentarzy nie uprzątnięto stert śmieci, a już ze sklepowych półek znikają w błyskawicznym tempie znicze i chryzantemy, ustępując miejsca choinkom, Mikołajom, łańcuchom i bombkom. Bo niezależnie od pory roku, rodzaju święta czy regionu Polski wyścig handlowców do naszych portfeli trwa. Każda okazja jest równie dobra i każdy chwyt jest dozwolony. Beztroskie chwile niedzielnych zakupów spędzanych na leniwym szwendaniu się od sklepu do sklepu w galeriach handlowych odchodzą w niepamięć. Już za chwileczkę, już za momencik będziemy zewsząd atakowani promocjami, wyprzedażami i wielkimi obniżkami cen już od pierwszego dnia pojawienia się towaru na półkach. A wszystko to w rytm łajtchristmasów, lulajżejezuniów czy santaklausówiscomingujących. Bo jak wiadomo wszystkim od setek lat, muzyka łagodzi obyczaje oraz jak wiadomo od niedawna specom od marketingu, pozwala zrelaksowanym klientom łatwiej i chętniej sięgać do kieszeni po pieniądze. Czyli niestety, zapowiada się kolejny nudny listopad i równie nudna pierwsza połówka grudnia jak to się dzieje już od lat. Jedyne co pozwala mi mieć nadzieję na odrobinę inną rozrywkę niż ta związana z zielonym drzewkiem to nasza kochana rodzima scena polityczna, a właściwie pokłosie ostatnich parlamentarnych wyborów. Najnowsze przecieki pojawiające się póki co skąpą strużką w gazetach niezbyt przychylnych tegorocznym zwycięzcom, jasno pokazują, że czasy autorytatywnych rządów premiera się skończyły. Podobnie zresztą jak czasy kiedy prezydent RP bał się tylko żony, Boga i zgolenia "wonsów". Teraz Polska jak nigdy dotąd ma wielkie szanse stać się baśniową krainą. Nie, nie tą mlekiem i miodem płynącą (choć wcale bym się nie pogniewał) tylko baśniową krainą Smerfów. Głównodowodzący Papa Smerf, Smerfetka i reszta Smerfów z jakimi przyjdzie jej tworzyć rząd będą zespół wespół grać i tańczyć tak jak zagra im czarownik z kotem. Już wkrótce wszystkie stacje telewizyjne rozpoczną wyświetlanie premierowych odcinków.
A co w takim razie będzie z nami? Jak zwykle nic. Przecież nie w takich bajkach się grało role statystów i widzów i jakoś się żyje dalej. Jednym lepiej, drugim gorzej, ale takie są koleje losu. Zapewne też kolejna grupa młodych gniewnych i starych wkurwionych, zgodnie ze swoimi buńczucznymi zapowiedziami postanowi rzucić w kąt swoje dotychczasowe życie i dać nogę, do któregoś z europejskich krajów w których podobno żyje się lepiej, auta są szybsze, powietrze lepsze, a kobiety bardziej gorące. A ja? Życzę im szczęśliwej podróży i jeszcze szczęśliwszej reszty życia. I póki mogę pokażę Wam pewną piękną kobietę, prawie żywcem wyjętą z teledysku który nigdy nie powstał, do piosenki Alicji Majewskiej "Jeszcze się tam żagiel bieli".

Żagla wypatruje Ola.
Włosami zajmowała się Ewelina z Pretty Hair Styling.
Fotel zagrał sam siebie. Bursztynowe Plenery Fotograficzne 2/2015.
Sarbinowo.










Komentarze

  1. czas mija, spójnie zlepia zarośla wspomnień, a czasem i nic nie pozostaje, przemija chwila, jedynie krzesło z czerwonym oparciem przetrwa, jak pamiątka na ołtarzu przeszłości w której drzemie uśpiona pamięć ciepła jej ciała...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b