Niniejszym wszem i wobec chciałbym oznajmić każdemu, kto kiedykolwiek odwiedzał mnie w moim lesie korzystając podczas jazdy z moich wskazówek zawierających spis charakterystycznych punktów topograficznych iż uległy one pewnej zmianie. Właściwie istotnej. Wskazówka: "przy drewnianej ruderze skręć w prawo" uległa z dniem dzisiejszym bardzo spektakularnemu przedawnieniu. Albowiem drewniana rudera spłonęła, razem z rosnącą przy niej całkiem niemłodą sosną. Teraz jakby co to przy kupie zgliszczy i kikucie sosny w prawo. Przyczyny pożaru nieznane, niemniej taka drobna refleksja... najszybszy czas reakcji od zgłoszenia na 112 miała moja gminna izabelińska (a tuż po nich też gminna z Lasek) straż pożarna. Niecałe 20 minut. Co w przypadku drewnianej konstrukcji oznacza, że wpadli dogasić i zabezpieczyć teren. Warszawska państwowa zawodowa "jedenastka" 40 minut (ale szumnie, bo na dwa wozy z różnymi sygnałami). Co w praktyce oznacza, że gdyby nie było gminnej ochotniczej Staży Pożarnej, a w nocy nie padałby ulewny deszcz to zawodowcy wpadliby na dzień dobry na 5 do 10 hektarów płonącego lasu. Czemu tak pisze o tych minutach? Ano temu, żeby Wam i samemu sobie uświadomić, że pożar to nie małe ognisko i z prawdziwym ogniem żartów nie ma. A dziś jeszcze dodatkowo wiał wspaniały (tzn rano był wspaniały, podczas pożaru już mniej się wspaniały wydawał) jesienny zachodni ciepły wiatr. Taki, co w połączeniu z piętnastoma metrami ognia spokojnie "ciała kochanków spopiela", jakby chciał oczywiście. I jeśli miałem kiedykolwiek taki bardzo nieskomplikowany dylemat dotyczący najfajniejszej piosenki jesiennej to już go nie mam. Kiedyś jakoś tam z sentymentu obstawiałem Czesia Niemena z utworem Julka Słowackiego pt. Wspomnienie, gdzie mimozami się jesień zaczynała. A potem trochę z buntu pokochałem kawałek zespołu Kury, gdzie Chryzantemy złociste stały w półlitrówce po czystej. Ale od dziś siłą rzeczy moim ulubionym jesiennym utworem jest skrzyżowanie wokalistyki z aktorstwem. Czyli Anna Maria Jopek i Michał Żebrowski śpiewający wspólnie Upojenie. Z tymże z góry chciałem się usprawiedliwić. W tekście jako żywo stoi, że "jest taki wiatr co usta kobiety rozwiera". A ja nie wiedzieć czemu (pewnie to wina paskudnej jakości nagrania) zawsze słyszałem, że "jest taki wiatr co uda kobiety rozwiera", (tak Judyta, wiem, na pewno masz rację :D). Dlatego bogu ducha winną Martę, która dzielnie przybyła ze staropolskiego miasta Breslau namówiłem niecnie na poniższą sesję. Jako ciekawostkę chciałem jeszcze tylko zauważyć, że ulubionym zajęciem warszawiaków w całkiem chłodnym dniu 31 października, czyli w przeddzień Wszystkich Świętych jest szwendanie się tuż przed zmrokiem nad Wisłą. Rowerzyści którym się akurat przy Marcie psują łańcuchy, matki z wózkami i ich zwartością wyłaniające się niespodziewanie z krzaków oraz nieśpiesznie i dostojnie przechadzający się emeryci i renciści w ilościach ZUSowskich. O panu co wędkuje w asyście dwójki strasznie znudzonych i ciekawskich dzieci nie wspomnę. Ludzie... domów nie macie? :D











Komentarze
Prześlij komentarz