Przejdź do głównej zawartości

Yooka.

Kiedy dawno, dawno temu kiedy po raz pierwszy oglądałem film Rejs i dotarłem do kwestii:
"Proszę pana ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. No... To... Poprzez... No reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę.", zrozumiałem, że nie jestem umysł ścisły. Bo czasami podobały mi się piosenki, które słyszałem po raz pierwszy. Ot dobra melodia, chwytliwy tekst do tego, i gotowe. Podoba się. Z wiekiem natomiast obserwuję, jak mój umysł nieścisły, wbrew mej naturze, lenistwu i olewactwu, oraz głównie wbrew ilości spożywanego alkoholu staje się ścisły. Nim jakąkolwiek piosenkę polubię, muszę ją usłyszeć wiele razy. Biorąc pod uwagę kondycję współczesnej piosenki polskiej (żenujące testy, prostacka melodia) to właściwie każdy "przebój" jeśli zostaje odnotowany w mej głowie to nie dzięki niepowtarzalności, tylko natężeniu natręctwa z jakim jest puszczany. Smutne. I kiedy już pogodziłem się z tym, że polska scena muzyczna chyli się coraz bardziej ku chodnikowi usłyszałem Jego. Właśnie Jego. Wiem, że wielu z Was nie zaskoczę, bo dawno go znacie. Dobra, nie jestem melomanem, megalomanem, filaretem ani filarem nawet. Jestem zwykłym słuchaczem, który dawno już ogłuchł od tego co mu serwują. Ale kiedy pewnego zaspanego ranka jadąc z jednym przymkniętym okiem po świeże pieczywo do mojej gminnej Bułki z Masłem usłyszałem ten kawałek to wcisnąłem gaz do dechy. Musiałem się do sklepu wracać bo przejechałem. Organek. Kate Moss. On mi to zrobił. Nieznany, niewypromowany w medialnych tok szołach, niewydywanikowany i nieobfocony na ściankach... ale, kurde umie śpiewać i robi to!
Minął ponad rok mojej fascynacji tym brodatym facetem i myślenia o zdjęciach w rytm jego melodii. Nic mi się nie układało w głowie, dopóki nie poznałem tej modelki... Yooka. Zapytałem, zgodziła się i spotkaliśmy się na sesji. W ubraniach, bez perwersji, grzecznie i ładnie ;)












Komentarze

  1. Szanowny Panie Autorze. Czuję się zdruzgotany obrazem, który zastałem na Pana blogu.
    Jak można dopuścić się tak ciężkiego naruszenia obyczajowości prawdziwego Polaka. Mam nieodparte wrażenie, że starał się Pan potraktować nas odbiorców jako obywateli drugiego sortu.
    No bo cholera jasna jak to tak bez chociażby cycków!

    P.S. Z pozdrowieniami Ewelina (CudaNiewidy) oraz ja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kreśląc me słowa z uczuciem skruchy chciałbym zarówno Pana jak i ową cudną efemeryczną istotę o imieniu zaczynającym się na E pozdrowić. Poprawę obiecać w przypadku modelki ze zdjęć powyżej mogę ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b