Fluctuat nec mergitur. Czyli: rzuca nim fala, ale nie tonie. Taka oto dewiza widnieje pod herbem Paryża. Gorzej kiedy fala przestaje rzucać, a zaczyna zalewać. Tak jak mnie ostatnio "krew zalewa" ilekroć włączę telewizor, radio lub zajrzę do internetu z których to wylewają się w równej mierze fale muzułmańskich imigrantów co dyskusji na ich temat. Ostatnio nawet wieczorami boję się w oknie roletę podnieść, bo może przecież na niebie zabłysnąć półksiężyc, a wtedy wszyscy dookoła ze znawstwem ekspertów zaczną się spierać i wyliczać zalety i wady islamizacji naszego jedynego naturalnego satelity. Dlatego dla pewności, nawet w dzień siedzę w półmroku zasłoniętych rolet, a kiedy muszę wyjść do sklepu udaję niemowę, żeby przypadkiem nikomu nie przyszło do głowy zapytać mnie, czy jestem za przyjęciem, czy też przeciw. Nie, żebym swojego zdania nie miał. Bo mam. I nawet je przez czas jakiś głosiłem. Dopóki nie zrozumiałem, że w Polsce nie da się być trochę za czymś, a trochę przeciw temu. Bo między czernią i bielą w tym kraju mało kto dostrzega różne odcienie szarości. Staliśmy się uczuciowymi i moralnymi daltonistami. Musisz być albo ZA albo PRZECIW. Musisz być albo ksenofobem i rasistą, albo zwolennikiem szariatu i słuchania mułły pięć razy dziennie. Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam! Dlatego od dłuższego czasu zastanawiam się całkiem poważnie, czy jedyną wspólną cechą jaka łączy ten naród jest jego podział?
Ale żeby nie było, że Was, zaglądających na mojego bloga męczę z lubą perwersją tym czego sam mam już dosyć. Ten post będzie o czymś innym zupełnie. Bo o wspomnieniu. Beztroskich lat. Kiedy nie zajmowaliśmy się zbawianiem świata, krzewieniem religii, ateizmu czy udowadnianiem innym, że nasza racja jest najbardziej nasza. Kiedy daleko przed nami była dojrzałość, dorosłość, mądrość i jak śpiewał Kazik:
"...Dialektyka i w ogóle wszystko, co nam przeszkadza
Spokojnie leżeć na słońcu trzymając ręce na piersiach panienek
I patrzeć na chmury typu cumulus w kolorze białym
Natomiast niebo jest przy tym niebieskie."
Moją pomocą "naukową" w przywoływaniu wspomnień tamtych lat podczas tej sesji była piękna i nieco nieśmiała Anita, oraz motocykl marki WSK, wyremontowany i użyczony przez kolegę Adasia. Oboje (piękna dziewczyna i piękny motocykl) byli marzeniem każdego chłopca w czasach kiedy byłem beztroskim nastolatkiem.
Komentarze
Prześlij komentarz