Jakoś tak się złożyło, właśnie dziś, że żona ma ogląda sobie jakiś film z pendrive. Gadają tam po angielsku, a wtedy zawsze czuję się wyobcowany, jak wiele lat temu, kiedy w pewnej kreteńskiej małej wiosce tuż pod małym sklepem z mydłem i powidłem napadło mnie angielskie starsze małżeństwo z nastoletnią córką i biorąc mnie za tubylca (podobieństwo do kozła wizualne i zapachowe) bardzo chcieli się tejże córki pozbyć choćby na godzin parę, próbując mnie zwerbować na jej opiekuna i przewodnika, ofiarując drachmy na wydatki drobne i swoją córę jako towarzyszkę mojego dnia właśnie. Życie ocaliła mi moja słaba znajomość wyspiarskiego języka (nie żeby córka była jakaś straszna, ale moja ówczesna partnerka i późniejsza żona na pewno by mnie zabiła, gdybym ze sklepu wrócił z bułkami i nową koleżanką) i związany z tą nieznajomością charakterystyczny wyraz twarzy, który w angielskim małżeństwie z pewnością utwierdził ich podejrzenia o moje pochodzenie w linii prostej od kozy.
I kiedy tak dziś zamykałem się coraz bardziej w swoim wyobcowaniu potęgowanym narastającą ilością dialogów w filmie zajrzałem na bloga swojego. Okazało się, że w ciągu 2.5 roku nabazgrałem dziewięćdziesiąt dziewięć postów. 99 to dobra liczba, ale 100 jest lepszą. Więc grzecznie siadam do laptopa i piszę, żeby Was po raz setny umęczyć moimi przemyśleniami. A skoro mamy setkę to co Wam mogę pokazać? Przecież nie siebie, aż taki okrutny nie jestem. Za to pokażę Wam innego fotografa. A właściwie fotografkę. Agatę. Piękną kobietę, z której wieloma poglądami się absolutnie nie zgadzam (nie powiem z jakimi) za to z którą uwielbiam wieczorem napić się piwa, a rano kawy dyskutując o wszystkim, a czasami nawet o niczym. Ale żeby nie było, że idę na łatwiznę, zrobienie zdjęć kobiecie to nie lada sztuka. Takich, na których Ona się sama sobie spodoba. Ale zrobienie takich fotografce... tak czy siak starałem się. Zdjęcia powstały podczas tegorocznej czerwcowej Adeli, czyli Adela Photo Pathology w Krzętowie nad Pilicą.
I kiedy tak dziś zamykałem się coraz bardziej w swoim wyobcowaniu potęgowanym narastającą ilością dialogów w filmie zajrzałem na bloga swojego. Okazało się, że w ciągu 2.5 roku nabazgrałem dziewięćdziesiąt dziewięć postów. 99 to dobra liczba, ale 100 jest lepszą. Więc grzecznie siadam do laptopa i piszę, żeby Was po raz setny umęczyć moimi przemyśleniami. A skoro mamy setkę to co Wam mogę pokazać? Przecież nie siebie, aż taki okrutny nie jestem. Za to pokażę Wam innego fotografa. A właściwie fotografkę. Agatę. Piękną kobietę, z której wieloma poglądami się absolutnie nie zgadzam (nie powiem z jakimi) za to z którą uwielbiam wieczorem napić się piwa, a rano kawy dyskutując o wszystkim, a czasami nawet o niczym. Ale żeby nie było, że idę na łatwiznę, zrobienie zdjęć kobiecie to nie lada sztuka. Takich, na których Ona się sama sobie spodoba. Ale zrobienie takich fotografce... tak czy siak starałem się. Zdjęcia powstały podczas tegorocznej czerwcowej Adeli, czyli Adela Photo Pathology w Krzętowie nad Pilicą.
Cool bro :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, na blog mistrza natrafilam przy wpisie setnym.
OdpowiedzUsuńwstyd mi zostaje nadrobić zaległości i być wiernym czytelnikiem do tysięcznego.
piękna oprawa fotograficzna dla ciekawym stylem pisanych spostrzeżeń.
Pozdrawiam.