Przejdź do głównej zawartości

Wakacje.

Po czym poznać, że są już wakacje? Poza oczywiście korkami na bramkach na autostradach w kierunku wieczne zimnego i wiecznie słonego (włącznie ze słonymi cenami) Morza Bałtyckiego? Ano po tym można poznać, co podnieca polskich internautów. Kilka dni temu rząd amerykański zalegalizował małżeństwa homoseksualne. Polaków zazwyczaj mało obchodzi USA. Pomijając oczywiście tych co się starają o wizę. Ale większości z nas zwisa susza w Kalifornii, problemy z nielegalnymi emigrantami z Meksyku czy Kuby, ba, mało który Polak przejmuje się aferą związaną z masowym podsłuchiwaniem obywateli amerykańskich przez ich tajne służby. Ale kwestie dotyczące dobrobytu gejów i lesbijek na kontynencie Ameryki Północnej leżą najzwyczajniej w świecie polakom na sercu. Stąd masowy ostatnio wysyp tęczowych zdjęć profilowych na najpopularniejszym portalu społecznościowym czyli na facebooku. Mającym być jak mniemam oznaką poparcia i sympatii dla środowisk do niedawna nazywanych mniejszością seksualną. Nazwa ta zresztą jak się dzięki portalowi fb okazało jest już nieaktualna. Znakomita większość osób z jakimi mam okazję się "spotykać" na fb posiada tęczowe zdjęcie profilowe. Czyli sercem i ciałem (zauważcie, nie napisałem nic o dupie) popierają gejów i lesbijki. A wszyscy, którzy nie "otęczowali" swojego profilu w najlepszym przypadku są dla tęczowych podejrzani moralnie. Co więcej, niektórzy nietęczowi nawet się ośmielili napisać, że z różnych powodów nie popierają tej masowej histerii lub ich to wręcz śmieszy. O jakże szybko się dowiedzieli jak łatwo się zostaje na fb homofobem, zacofanym katolem, hipokrytą, faszystą i tym podobnym plugastwem jakiego ziemia nigdy nie powinna nosić. Tony argumentów mających udowodnić, że homoseksualizm to jak najbardziej naturalna i potrzebna całemu światu rzecz zalały ekrany wzburzonymi falami, a do tego gromy i pioruny biły (i biją) w niepokornych i niepostępowych internautów. Niektórych nie zgadzających się z modą na homoseksualizm spotkała wręcz największa kara, jaka może spotkać użytkownika facebooka. Zostali usunięci z grona znajomych... (tu powinny zabrzmieć werble, jakie zawsze brzmią, kiedy pluton egzekucyjny przeładowuje broń wycelowaną w kierunku przywiązanego do słupa bohatera). Na nic słowa rozsądku i logiki. Na nic argumenty. Kto nie jest z nami, ten jest zacofany. Koniec i kropka. A przecież jak mówi stare przysłowie: każdy kij ma dwa końce, a proca to nawet trzy. Są oczywiście jeszcze w tym kraju ludzie szczerze wierzący Episkopatowi Polskiemu, że homoseksualizm to zwyrodnienie, choroba jaką powinno się leczyć i ukrywać pod kołdrą. Zwłaszcza tak zwani ludzie starej daty. Ale znakomita większość młodego pokolenia już dawno zaakceptowała odmienności seksualne. Mało kogo interesuje kto z kim co robi w łóżku czy na blacie kuchennym. Mało kto komu w gacie zagląda, chyba, że w wiadomym celu. Większość młodych doskonale rozumie i popiera dążenia środowisk homoseksualnych do prawa legalizacji swoich związków (przy okazji skorzystaliby też Ci, dla których model tradycyjnego małżeństwa to przeżytek). Żyj i daj żyć innym. I to wszystko jest piękne. Na papierze. W praniu jak zwykle okazuje się, że rajstopki wyprane w 80 stopniach się skurczyły i dupa jest na wierzchu (musiałem napisać o dupie, wybaczcie). Czemu mówiąc i pisząc o tym, że popieram heteroseksualizm jako najbardziej naturalną formę związku dwojga ludzi jestem nazywany homofobem? Czemu muszę czytać, że jakąś kobietę wywalili z restauracji, bo wywaliła cycek na wierzch żeby nakarmić dziecko? Czemu coraz częściej słyszę, że chłopak i dziewczyna całujący się w miejscu publicznym budzą niesmak? Ano temu, że nieustannie od kilku lat w ramach walki z nietolerancją promuje się wszędzie homoseksualizm jako coś naturalnego i nie budzącego najmniejszych wątpliwości moralnych. Wciągając społeczeństwo w bagno irracjonalnych argumentów. Jeśli dwóch facetów, nie może się całować publicznie to czemu mamy tolerować całującą się parę mieszaną? Jeśli dwóch facetów nie może iść po parku przytulając się do siebie, to niech nikt do siebie się nie przytula. Jeżeli razi Cię miłość dwojga ludzi tej samej płci (z czymże trzeba przyznać, że statystycznie mało nas razi miłość dwóch kobiet, bardziej razi miłość dwóch facetów) to musisz być poprawny politycznie - niech razi Cię jakakolwiek miłość. Precz z naturalnym porządkiem rzeczy. Masz inne zdanie? No to jesteś nietolerancyjnym zacofanym homofobem.
Z tego całego zamieszania w internecie zrozumiałem jedno. Walka o tolerancję stała się nietolerancyjna. Co więcej, tak zwana większość, stała się nieświadomie zakładnikiem mniejszości, która żonglując ładnymi hasłami doprowadziła do sytuacji, kiedy ładni, modni i wpływowi prześcigają się w opowiadaniu o tym ilu to mają wspaniałych znajomych o odmiennej orientacji seksualnej, bo jak się takiego kogoś nie ma to wstyd i obciach na Polskę całą. Podobno od odcinka 9345 Mody na sukces będą występowali sami geje i lesbijki. Bo tak wypada.
A ja? No cóż, mimo całej mojej sympatii do wszystkich ludzi w ogóle (tak, nawet do zdjęcia Kaczyńskiego się uśmiechnę czasami) żądam tolerancji dla mojej rzekomej nietolerancji. U podstaw rozwoju całej ludzkiej cywilizacji leży kobieta a na niej mężczyzna. Lub odwrotnie. Ale zawsze w tej samej konfiguracji. A jak ktoś lubi z osobą tej samej płci, to mi naprawdę to nie przeszkadza. Tylko nie każcie mi widzieć znaku równości między hetero a homo. Bo go tam nigdy nie było i nie będzie.

Rozpisałem się, a tymczasem ostatnio dostaję ochrzan, że za mało daję zdjęć, a za dużo tekstu. I że za mało jest zdjęć dla dorosłych. Bardzo przepraszam, obiecuję poprawę. Żeby zostać w klimacie wakacji chciałbym zdementować słowa piosenki pani Ireny Santor, że już nie ma dzikich plaż na której zbierała bursztyny. Są pani Ireno, są. Tyle, że nie w sezonie wakacyjnym, który się właśnie zaczął. Bo w lipcu i sierpniu prędzej się wdepnie w kiepa, kapsel po piwie czy nawalonego plażowicza niż znajdzie bursztynu kawałek nad Bałtykiem. Całkiem niedawno, bo w ostatni majowy weekend miałem okazję uczestniczyć w pierwszym Bursztynowym Plenerze Fotograficznym. (Bursztyn w nazwie wziął się od idei cyklicznego organizowania plenerów na morzem i barwy pewnego płynu wyskokowego). W cichej i sennej miejscowości Dębina, niedaleko Rowów udało mi się spędzić kilka bardzo leniwych dni (przy okazji polecam Lawendowy Zakątek i jego miłych gospodarzy) w towarzystwie wyśmienitej ekipy oraz przy okazji popełnić kilka rolek zdjęć. Dziś przedstawiam Wam pierwszy z bursztynów jaki udało mi się znaleźć na plaży. Olę.






Komentarze

  1. W wypadku gdy tekst ma szansę obudzić co niektórych z nieswiadomej hipokryzji może być i na 10 stron A3.
    ba w tej konkretnej notce ruszył i mocniej jak zdjęcia choć modelce nic nie brak...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b