Przejdź do głównej zawartości

Show must go one.

10 kwietnia. Czyli kolejna, już piąta rocznica, Wiadomo czego. Jak zwykle przed, w trakcie i po owej rocznicy pojawiają się nowe "dowody", nowe "fakty" i nowe "teorie naukowe". Polska dzieli się na te parę dni na trzy Polski. Jedna z nich zalatuje teoriami szpiegowskimi, trotylem i nienawiścią. Druga Polska puka się wymownie palcem w czoło głosząc wszem i wobec, że samoloty po lesie latać nie powinny. Trzecia Polska, ma tego wszystkiego już dosyć i szczerze obie pierwsze strony ma głęboko w dupie. W naszym, było nie było mocno katolickim kraju zwyczajowa żałoba po śmierci bliskich trwa rok, a nie 5 lat (i jak mniemam kolejnych 100 lat). Oczywiście zdaję sobie sprawę, że rok to nie jest wystarczająca ilość dni i nocy by pogodzić się ze śmiercią bliskiej nam osoby. Ale przecież nikt kto posiada przynajmniej dwucyfrowy wynik testu na inteligencję nie planuje swojego życia poświęcić umartwianiu się nad grobami czy portretami bliskich. Ani tym bardziej nie próbuje na śmierci bliskich i obcych ludzi zyskać, z wyjątkiem dwóch przypadków. Pierwszym przypadkiem są zakłady pogrzebowe, ale umówmy się, że są potrzebne, bo przecież ktoś nas w miarę godnie powinien z tego świata sprzątnąć kiedy przyjdzie czas. Drugim mniej potrzebnym (a właściwie wcale niepotrzebnym) przypadkiem są tak zwane hieny cmentarne, znane ludzkości od wieków. Przed dziesiątkami wieków owe hieny rozkopywały groby co bardziej zamożnych zmarłych w poszukiwaniu bogactw jakimi żyjący starali się osłodzić zmarłemu samotność wieczności, czego najlepszym przykładem są choćby groby egipskich faraonów, okradane właściwie już współcześnie do czasów pochówku. Hienami później bywało wielu uznanych archeologów, ale Ci przynajmniej robili to w ich mniemaniu w imię nauki. W dzisiejszych czasach hiena cmentarna to już nie cwany złodziej, muszący pokonać wiele przemyślnych pułapek, ani naukowiec starający się balansować na granicy prawa lub poza nim, by tylko przejść do historii jako ten co odkrył coś. Dzisiejsza hiena idzie na łatwiznę, kradnie wieńce, znicze, litery które da się sprzedać na skupie złomu i metali kolorowych. Czyli wszystko co nie wymaga zachodu, wysiłku i za co da się kupić przysłowiowy kieliszek chleba. Ot takie bydlę właściwie nie człowiek. Ale od 5 lat w Polsce funkcjonuje nowy gatunek hieny. Hiena społeczno polityczna też idąca na łatwiznę i też bydlę nie człowiek. Raczej taki twór. Twór, który próbuje terroryzować innych własnymi wizjami stworzonymi w oparach absurdu. Twór, który po nazwiskach ludzi zmarłych tragicznie, niczym po drabinie próbuje się wydostać z dna w jakim siedzi od lat, bo innych pomysłów na siebie nie ma. I o ile hiena cmentarna, przyłapana na kradzieży zazwyczaj zostaje przykładnie ukarana o tyle hiena społeczno polityczna o dziwo wydaje się być bezkarna, a wręcz coraz bardziej tłusta od padliny na jakiej żeruje. Więc nie dziwi chyba nikogo fakt, że ludzie "normalni" mają już dosyć.

Dziś jako dodatek do mojej pisaniny sesją z Wikszą. Modelką, która u mnie bywa często. I o której wiem, że zrobić z nią mogę pomysły dziwne, czasami mocno kopnięte. Choć szczerze przyznać muszę, że tym razem to Wiksza pierwsza napisała: chcę być klaunem. I widzę to tak i tak. I jakoś się dogadaliśmy. A do odsłuchania polecam utwór z ostatniej płyty Queen. The show must go one. Wspaniałego wokalisty, który odszedł z godnością. Bo mógł.
























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b