Przejdź do głównej zawartości

Rzuć bracie blage.

"Rzuć bracie blage i chodź na Prage, weź grube lage, melonik tyż. Zobaczysz blagie, dziewczynki nagie, każda na wage ma to co wisz..." Tak w latach trzydziestych ubiegłego wieku sławiły praskie kapele w piosence "swoją" część Warszawy, ostrzegając już wtedy, że bez kija na Pradze ani rusz. W czasach PRLu niezbyt dobra sława Pragi pogłębiła się, między innymi z powodu przymusowego przesiedlania na tą stronę Wisły tak zwanych obywateli drugiej kategorii. Słynny Wiech (Stefan Wiechecki) w swoich powojennych felietonach opisując Szmulki i Targówek z przymrużeniem oka, bardzo ten wizerunek "szemranej" Pragi starał się ocieplić, ale mimo to w świadomości warszawiaków Praga jawiła się jako miejsce, gdzie nie należy bywać, jeżeli się nie musi. Nawet na początku lat 90 tych ubiegłego wieku, kiedy rozpoczęła się transformacja polityczno społeczna,  poruszający się po tej części Warszawy samotny obcy mógł się czuć co najmniej niekomfortowo, a w szkołach odbywały się obowiązkowe spotkania z policjantami, na których młodzież przestrzegano przed zapuszczaniem się w ciemne bramy praskich podwórek i nieznane uliczki tej dzielnicy. Minęło wiele lat i ta jakby nieco zapomniana część stolicy zaczyna zmieniać swój wizerunek. Nowoczesne budynki wciśnięte pomiędzy stare kamienice, druga nitka metra, Stadion Narodowy, klimatyczne knajpki i wiele imprez kulturalnych przyciągają na Pragę mnóstwo ludzi, poszukujących wcale nie guza, a kulturalnej rozrywki. I tak też pewnego dnia na Pragę po 20 latach powróciłem i ja. Było leniwe słoneczne przedpołudnie, była też piękna posiadaczka słonecznego uśmiechu czyli Ilona i był bardzo klimatyczny hotel w kamieniczce przy Stalowej 52. No i żeby nie było niedomówień, były zdjęcia.
























Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b