Przejdź do głównej zawartości

W góry na Mazury czyli ferie z dziećmi.

Dawno temu Szczepcio i Tońcio śpiewali, że "gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu? Tylko we Lwowie", potem w filmie Przygoda na Mariensztacie pani Santor śpiewała, że "jak przygoda to tylko w Warszawie...", czyli każdy chwalił swoje. Ale u mnie w głowie wciąż pobrzmiewa Lech Janerka więc "i tak wynaturzę się jak balon". W związku z powyższym od lat staram się bywać zimą nad Bałtykiem, a latem w górach. Czyli dokładnie odwrotnie tam, gdzie instynkt stadno barani i kreowana prze media moda gna Polaków. Ponieważ zimowe morze nam się już znudziło (wiecie, od lat te same puste plaże, jod który można kroić patykiem, zdechłe mewy i ryby na piasku oraz wszechobecni przemykający jak w 1945 chyłkiem Niemcy) już drugi rok testujemy opcję dwa. Czyli jeśli z dziećmi na narty, to na Mazury. Konkretnie (głównie ze względu na bazę noclegową) Mrągowo. Słynne z letnich Nocy Kabaretowych oraz kowbojskiego miasteczka miasteczko. Zimą senne i leniwe, ale tylko pozornie, ponieważ od jakiegoś czasu zimową atrakcję tej miejscowości stanowi Góra Czterech Wiatrów. Z dwoma orczykowymi wyciągami narciarskimi, naśnieżaniem, bazą instruktorów i przystępnymi cenami (p.s. gwoli szczerości, góra w sam raz dla uczących się i docierających narciarskie szlify, nic więcej). Ale jak to mawiają ludzie z nizin (czyli tacy jak ja), nie samymi nartami człowiek żyje. Wypada więc z aparatem pójść czasami w teren, żeby być w zgodzie z noworocznym postanowieniem i choćby dlatego, że jeśli chodzi o modelki Mrągowo przypomina Syberię... gdzie spojrzeć tam pustka. W pierwszej części 12 klatkowej kliszy w ramach przypomnienia, że Polska to zlepek różnych kultur, miejscowość Nawiady, powiat Piecki (rzut beretem od Mrągowa), a właściwie to co pozostało z ewangelickiego cmentarza, który sukcesywnie jest "pożerany" przez współczesny katolicki, w drugiej części odrobina prywaty, czyli moje dzieci na górze Czterech Wiatrów i na tle jeziora, na końcu samo jezioro Czos w zimowej odsłonie. A właściwie osłonie.

















Komentarze

  1. W sumie to te "pożeranie" ewangelickiego cmentarza przez katolicki to taki namacalny dowód na istnienie zjawiska które można określić mianem introdukcji eklezjalnej w ramach darwinizmu społecznego, co kolego raczyłeś pokazać czarno na białym :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b