Przejdź do głównej zawartości

PiP

Dziś w ramach pisania o "bele czym" chciałbym Wam przedstawić pokrótce sylwetkę nosorożca indyjskiego zwanego też pancernym, a to ze względu na grube fałdy skóry, przypominające tarcze pancerza. Zwierzę to w naturze zamieszkuje północno-wschodnie Indie oraz Nepal. Jak podaje Wikipedia po raz pierwszy w Europie pojawił się w 1513 roku - przypłynął statkiem jako dar dla ówczesnego króla Portugalii i stał się tak wielką atrakcją, że na swojej grafice uwiecznił go słynny malarz Albrecht Dürer. Dziś z powodu działalności człowieka populację tego nosorożca ocenia się na około 3000 sztuk, a liczba ta jest jest taka "duża" tylko dlatego, że dość wcześnie podjęto działania mające na celu ochronę tego gatunku. Tym bardziej więc cieszy fakt, że w dniu wczorajszym, w warszawskim zoo na świat już po raz drugi przyszedł mały nosorożec pancerny. W tym momencie powinniście sobie wyobrazić redaktora Bogusława Wołoszańskiego, stojącego przed bramą zoo (tu i ówdzie dla dodania dramatyzmu podpaloną) i zadającego pytanie:
- Zastanówmy się, jak do tego mogło dojść?
Ja wiem jak do tego mogło dojść. Oczywiście poza pewnymi naturalnymi mechanizmami wielką rolę odegrał w tym przypadku brak jakiejkolwiek reakcji którejkolwiek z warszawskich posłanek PiS. Dzięki temu nosorożce niczym nie skrępowane mogły zrobić to co zazwyczaj robią nosorożce chcące przedłużyć zagrożony gatunek. Mniej bowiem szczęścia do posłanek spod znaku PiS miały osiołki w poznańskim zoo, gdzie całkiem niedawno w wyniku skarg matek chadzających do zoo z dziećmi oraz dzielnej interwencji posłanki Lidii osiołka i oślicę rozdzielono przerywając pasmo sukcesów na polu prokreacji. Na szczęście dla osiołków i zdrowego rozumu na niedługo. Władze zoo poznańskiego w wyniku przemyśleń własnych oraz bombardowania petycjami z tysiącami podpisów żądających cofnięcia absurdalnej decyzji przywróciły naturalny od wieków w przyrodzie porządek. Pan osioł i Pani oślica znowu są szczęśliwie razem. Rzec by się chciało historia jak z indyjskiego Bollywood - ojczyzny nosorożców pancernych. Pytanie tylko jakie mnie nurtuje to: na jak długo? Wszak już za rok wybory do sejmu i senatu, a wtedy nie wiadomo, czy nie będą nami rządzić ludzie zabraniający kopulować osłom. Na wszelki wypadek już dziś odnowię paszport i dokładnie zastanowię się jakie inne miejsce mogłoby zostać moją nową ojczyzną. A póki to jeszcze legalne i nie zakazane chciałbym pokazać kilka zdjęć przedstawiających duet PiP, czyli Pati i Paulę z udziałem kolegi i fotografa Konrada. Zdjęcia powstały na prywatnym jeziorze posiadłości Leźno Wielkie 48, w leniwej październikowej scenerii kujawsko-pomorskiego województwa.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...