Przejdź do głównej zawartości

Panta rhei.

Wszystko płynie jak dawno dawno temu rzekł Heraklit z Efezu. I jak będzie chciało popłynąć to nawet brak wody temu nie przeszkodzi jak twierdzę teraz ja, obserwując przez opuszczone żaluzje świat. W Afryce gdzie więcej jest piasku niż wody szerokim strumieniem rozlewa się fanatyzm religijny i to w najgorszym możliwym wydaniu. Tam jak to od wieków bywało znowu piasek miast sycić się wodą syci się krwią. Na pograniczu Europy i Azji ropa i gaz bez smarowania krwią obejść się też nie mogą. Za chwilę na pewno okaże się, że w Ameryce Południowej nie można zwyczajnie gówna zbierać i sprzedawać, tylko trzeba się o nie znowu zabijać. A w USA na pewno znowu jakiś przykurzony mędrzec znowu pośle naiwnych na męczeńską śmierć. Tak się ten świat kręcił od wieków i kręcić wcale się nie przestanie. Czasami mam wrażenie, że gdyby krew zabitych przestała płynąć to i czas stanąłby w miejscu. Tego kręcącego się póki co jak należy świata kurczowo trzyma się też kościół katolicki. Zwłaszcza ten nasz, rodzimy, Polski. Czego najnowszym objawem jest ostatni hit sezonu na nieboszczyka, czyli szkolne Bale Wszystkich Świętych. Mające być alternatywą dla szatańskich zabaw Halloween. Dzieci miast przebierać się za wiedźmy, zombi, wampiry i tym podobne wymyślone i całkowicie fikcyjne stwory z dynią w tle mają teraz przykaz przebrać się za prawdziwych truposzy. Czyli swoich imiennych patronów, którzy jak wiadomo ze świata tego nie odeszli raczej w swoich łóżkach we śnie, a już na pewno nie w jednym kawałku. Spryt pomysłodawców jak najbardziej rozumiem. I marketingowo zabieg ten też rozumiem. Tylko odkąd pamiętam obłudy zrozumieć nie mogłem.  Czy naprawdę trzeba do tego dorabiać ideologię rodem z zapomnianych już mroków średniowiecza? Straszyć dzieci szatanem o twarzy dyni? Straszyć cukierkami, które są rzekomo grzechem (pomijając grzech zjadania słodyczy kiedy jesteśmy na diecie)? Nie prościej byłoby przyznać uczciwie i szczerze: tak, walczymy o klienta? Jak nie oni to my! Bo przecież walka tak naprawdę toczy się nie o te nasze przysłowiowe dusze które i jedni i drudzy trzymający w garści nasze portfele mają równo głęboko co kopalnia Halemba węgiel, tylko o kasę jaką te dusze zechcą wydać. Jak nie na kiczowate, plastikowo konsumpcyjne święta rodem z zachodnich hipermarketów to na tradycyjne swojskie tace, mrugające kiczem i tandetą w świetle świec i mruczenia ściśniętych w ławeczkach owieczkach.
Niezależnie od tego jak macie zamiar wydać swoje pieniądze w najbliższym czasie i niezależnie od tego czym straszycie swoje dzieci dziś chciałbym Wam pokazać po raz kolejny u siebie Ninę. Piękną płocką modelkę, która tym razem dla mnie zechciała pożeglować po pyle kampinoskich piaszczystych dróg w stylizacjach i strojach od Andrzeja Bersza i przy jego małym akompaniamencie. I nie pytajcie, czy bliżej jej do świętej Barbary patronki marynarzy czy też do kochanki pirata Czarnobrodego, postrachu morza Karaibskiego. Po prostu sam nie wiem. 
















Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b